Jak co roku, wybraliśmy się ze znajomymi w góry na długi weekend majowy. Ponieważ spędzamy razem czas już od środy, z różną intensywnością, sygnalizowałem wszystkim, że po dotychczasowych wędrówkach boli mnie łydka. W związku z tym wolałem spędzić sobotę na mniej wymagających aktywnościach, jak zwiedzanie zamku czy termy. Nikt jednak nie przejmował się za bardzo moim marudzeniem. Liczyłem więc na to, że uratuje mnie pogoda. Prognozy zwiastowały deszcz. Niestety, ich nieco wnikliwsza analiza pokazywała, że opady mogą się pojawić na chwilę, ale nie będą permanentne. Wyglądało to kiepsko.
Minęła noc, wstaliśmy dzisiaj i okazało się, że nie tylko nie padało, ale nawet momentami świeciło słońce. Pobiadoliłem jeszcze trochę, ale wszyscy to zignorowali. Nie było żadnej dyskusji, tylko ruszyliśmy w drogę, zdobywać Pradziada. Dotarliśmy do szlaku, zrobiliśmy pierwszy krok, drugi, trzeci i...
Zdjęcie z drogi powrotnej.
Szybko okazało się, że podczas marszu łydka boli mnie mniej niż przy staniu w miejscu. Trasa, którą przeszliśmy, też nie była jakoś nadzwyczajnie trudna. Pojawiło się chyba tylko jedno miejsce ze znacznym podejściem i obszary pokryte śniegiem, przez które szło się niewygodnie. Jednak świeże powietrze, widoki, urocze zdjęcia i piwo wypite w schronisku potrafiły wynagrodzić te drobne trudności.
Teraz, gdy po wycieczce siedzę już w apartamencie i czekam na posiłek, myślę sobie, że bardzo dobrze, iź ruszyliśmy na szlak. Czasem żeby coś osiągnąć lub przeżyć coś fajnego, trzeba zignorować swoje bolączki. Może być łatwiej, jeśli najpierw zignoruje je ktoś inny. Boli mnie łydka? Pieprzyć to! Tak pomyśleli inni, więc i ja musiałem tak pomyśleć. Wyszło dobrze.
Jeśli macie więc coś zrobić, ale coś stoi na przeszkodzie, zastanówcie się, czy na pewno. Może możecie to po prostu... Zignorować? Na ogół pewnie nie, ale może czasem tak będzie. Z tą myślą Was zostawiam. Piosenka na dziś jest w związku z tytułem dość oczywista:
Dobrego tygodnia!
ENG:
As every year, we went with friends to the mountains for the long May weekend. Because we have been spending time together from Wednesday, with varying intensity, I signaled to everyone that after our previous wanderings my calf hurts. Therefore, I preferred to spend Saturday on less demanding activities, such as visiting the castle or enjoying the thermal baths. Nobody, however, cared much for me. So I hoped that the weather would save me. Forecasts promised rain. Unfortunately, their somewhat more thorough analysis showed that precipitation may occur for a while, but it will not be permanent. It looked bad.
The night passed, we got up today and it turned out that it was not only not raining, but sometimes the sun was shining. I grumbled a little bit more, but everyone just ignored it. There was no discussion, only we went to reach the Praděd. We got to the trail, we took the first step, the second, third and...
It soon turned out that during the walk the calf hurts me less than when standing in a place. The route we went through was also not extremely difficult. There was probably only one place with a significant climb and some areas covered with snow, which made walking uncomfortable. However, fresh air, views, charming photos and drinking beer in the shelter were able to compensate for these minor difficulties.
Now that after the trip I am already sitting in the apartment and waiting for a meal, I think that it is very good that we went on the trail. Sometimes to achieve something or to experience something cool, you have to ignore your ills. It may be easier if someone else ignores them first. Does my calf hurt? Screw it! Others thought so, so I had to think like that. It went well.
So if you have something to do, but something is an obstacle, think about it. Maybe you can just ... Ignore it? i guess that usually you can't, but maybe it is possible. I leave you with this thought. The song for today is quite obvious regarding the title (it is "calf" in Polish). You can find it above.
Have a nice week!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz