niedziela, 30 grudnia 2018

Dobrze, lepiej... Nieporównywalnie?

Good, better... incomparably? [English version below.]

Zawsze bawi mnie gdy blisko końca roku pojawia się w sieci wysyp memów typu "ten rok miał być mój", "może w kolejnym się uda" itd. Do tego dochodzą życzenia typu "żeby kolejny rok był lepszy". Uważam to za zabawne głównie dlatego, że, pomijając wypadki losowe, osobiste tragedie, ale też pozytywne zdarzenia, jak wygrane na loterii, to, jaki był dany rok, w dużej mierze zależało od nas. To my mogliśmy ustalić cele na kolejne dwanaście miesięcy i konsekwentnie do nich dążyć. Jeżeli rzeczywiście walczyło się o ich osiągnięcie i po prostu się nie udało, to nie ma co rozpaczać. Tak bywa. Jeżeli natomiast samemu nie włożyło się w to odpowiedniego wysiłku, to można mieć pretensje tylko do siebie. 

Samo porównywanie do siebie kolejnych lat też jest głupie. Przecież w każdym roku dzieje się coś innego i nie sposób jedną miarą ocenić wszystkie życiowe zdarzenia. Czas biegnie i kiedyś osiągnięciem było nauczenie się mówić, a teraz może nim być na przykład ograniczenie ilości wypowiadanych słów. Z biegiem lat zmieniają się po prostu oczekiwania i możliwości, ale też priorytety. Co innego staje się ważne. Dlatego próby oceny, który rok był lepszy, a który gorszy, są głupie. Oczywiście, czasem to jest ewidentne, gdy w którymś z porównywanych lat stało się coś koszmarnego lub wyjątkowo wspaniałego. Należy jednak pamiętać, że rok to nie jest zamknięty okres, odcinany po jego zakończeniu. Czas płynie i to, co wydarzyło się w jednym roku, ma wpływ na to, co wydarzy się w kolejnym.

Migawki z kończącego się roku...

Jaki był więc mój 2018 r.? Na pewno mniej spektakularny od 2017 r. Wtedy bowiem zaręczyłem się, zacząłem pracę już na etacie i zaliczyłem podróż życia samochodem przez Norwegię. 2019 r. też będzie bardziej spektakularny niż 2018 r., bo to rok, w którym się ożenię.

Tymczasem w 2018 r. jedyne tak duże wydarzenie to fakt, że zostałem magistrem finansów i rachunkowości. To całkiem niezła rzecz, ale nie aż tak duża jak wymienione powyżej. Było za to w ciągu tego roku dużo drobniejszych rzeczy, z których jestem bardzo zadowolony. Rozwinąłem się zawodowo. Napisałem kilka niezłych tekstów. Udało się załatwić sporo spraw związanych z nadchodzącym weselem. Pierwszy raz byłem na koncercie w warszawskiej Stodole, a w dodatku był to występ Angusa i Julii Stone. 2018 r. to też chyba rok intensywniejszego imprezowania niż wcześniej. Zacząłem się częściej widzieć z jednym z moich kuzynów, udało się kilka razy pobawić wspólnie ze znajomymi z pracy, poznałem kilka knajp w Katowicach, których wcześniej nie kojarzyłem, były wieczory kawalerskie. Generalnie: dużo się działo.

Czy mój 2018 r. był więc lepszy niż 2017 r.?  Nie da się tego określić. Był bardzo dobry i jestem z niego szczerze zadowolony. Na pewno nie byłby taki, gdyby nie ów wcześniejszy rok. To jednak o niczym nie świadczy. Mógłby być bowiem dobry i satysfakcjonujący z innych powodów, wypracowanych wyłącznie w tym roku.

Nie chodzi więc o to, by dany rok był lepszy od innych, ale o to, by był zwyczajnie dobry. Satysfakcjonujący. Tego właśnie Wam życzę na rok 2019. Utwór na dziś jest pozornie związany z tematem, a w rzeczywistości nie bardzo. Jest jednak piękny:


Udanego Sylwestra, tygodnia i szczęśliwego Nowego Roku!

ENG:

I am always amused when near the end of the year there is a rash of memes like "this year was supposed to be mine", "maybe the next year will be more successful" etc. There are also wishes like "May the next year be better". I find it funny mainly because, apart from random events, personal tragedies, but also positive events, like winning a lottery, what a given year was like was largely dependent on us. We had a possibility of setting the goals for the next twelve months and consistently striving for them. If you really struggled to achieve them and just did not succeed, then there is no reason to despair. It happens. If, however, you did not put yourself in the right effort, you can only blame yourself.

Simply comparing year to year is also stupid. After all, something different happens in each year and it is impossible to assess all life events in one measure. Time is passing by. Learning to speak used to be an achievement once, and now, for example, limiting the amount of words spoken can be one. Over the years, expectations and opportunities, but also priorities change. New things become important. Therefore, the attempts to assess which year was better and which was worse are stupid. Of course, sometimes it is evident when something terrible or exceptionally wonderful happened in one of the compared years. However, it should be remembered that a year is not a closed period, cut off after its completion. Time goes by and what has happened in one year has an impact on what will happen in the next year.

So what was my 2018? Certainly less spectacular since 2017. That's when I got engaged, I started working on a full-time job and completed a journey through Norway by car. 2019 will also be more spectacular than 2018, because it is the year in which I will get married.

Meanwhile, in 2018, the only such a big event is the fact that I became a master of finance and accounting. It's quite a good thing, but not as big as mentioned above. There were a lot of minor things during this year, of which I am very happy. I developed myself in my job. I wrote some nice texts. We managed to do a lot of things related to the upcoming wedding. For the first time I was at a concert in Warsaw's Stodola, and in addition it was a performance by outstanding Angus and Julia Stone. 2018 is also probably a year of more intense partying than before. I began to see more often with one of my cousins, managed to party together with my colleagues from work several times, I discovered a few pubs in Katowice, which I did not know earlier, there were stag nights. In general: a lot has happened.

Was my 2018 better than 2017? This can not be determined. It was very good and I'm really happy with it. It certainly would not be like this without the previous year. However, this does not mean anything, because 2018 could be good and satisfying for other reasons, developed only this year.

So it is not about making the year better than others, but making it just good. Satisfactory. That's what I wish you for 2019. The song for today is seemingly related to the subject, and in fact not really. However, it is beautiful and you can find it above.

Have a successful New Year's Eve, a week and a happy New Year!

wtorek, 25 grudnia 2018

Mandarynki i przyjaciele.

Tangerines and friends. [English version below.]

Jeszcze niedawno bardzo lubiłem wymyślać i wysyłać ludziom życzenia. Chętnie poświęcałem czas na to, by dla każdej osoby napisać osobiste, skrojone pod nią życzenia, odnoszące się do jej doświadczeń, sytuacji życiowej, pomysłów, planów, celów i marzeń. To było miłe, ale raczej już tak nie robię. Trochę straciłem wenę, trochę brakuje mi czasu, a może są jeszcze jakieś inne powody. Owszem, wymyślam czasem takie spersonalizowane życzenia, ale raczej na wyjątkowe okazje - głównie śluby lub urodziny. Przy okazjach takich jak Boże Narodzenie, gdy życzenia składa się wszystkim, odpuszczam. Wynika może to też z tego, że po prostu zawsze życzę wszystkim jak najlepiej. Niech każdy ma się dobrze, bo w zasadzie czemu miałby nie?

Zdjęcie nieprzypadkowe...

Tutaj jednak napiszę życzenia, jedne dla wszystkich. Nie miałem na nie żadnego wybitnego pomysłu, ale na szczęście sam otrzymałem bardzo dobre i mogę się nimi zainspirować:

Życzono mi wczoraj, żeby każdy dzień był coraz lepszy. Trochę podyskutowaliśmy na ten temat i okazało się, że nie chodzi o to, żeby były one lepsze same z siebie. To mogłoby bowiem być zgubne i prowadzić do spoczęcia na laurach. Gdyby bowiem pewne było to, że każdy dzień i tak będzie lepszy niż poprzedni, po co cokolwiek robić?
Życzę Wam więc, byście każdy kolejny dzień czynili coraz lepszym. Byście z dnia na dzień byli coraz bardziej zadowoleni z efektów swojej pracy, swoich działań. Życzę, żebyście jednak nigdy nie byli z nich zadowoleni w pełni, wiedząc, że kolejnego dnia może być jeszcze lepiej. Miejcie siłę i pomysły, by realizować śmiałe marzenia i by zmieniać świat. Mierzcie wysoko!

Dostałem też wczoraj życzenia, które może same w sobie nie były nad wyraz wyszukane, ale zostałem w nich nazwany "najlepszym przyjacielem", a to sprawiło, że stały się wspaniałe. 
Życzę Wam więc, żeby zawsze był ktoś, kto Was tak nazywa i żebyście wy mieli kogo tak nazywać. Życzę Wam osoby, do której możecie zadzwonić nawet w środku nocy z jakimś problemem i która pogada wtedy z Wami, a jeśli trzeba, rzuci wszystko, przyjedzie i pomoże. Niech to będzie ktoś, z kim można się widzieć dzień w dzień i nie jest nudno, ale można się też nie widzieć pół roku, po czym spotkać i wszystko i tak jest wspaniale. Ktoś, z kim wygłupy są najlepsze.

I wreszcie były życzenia dla całej redakcji Magazynu Studentów Uniwersytetu Śląskiego "Suplement" od Martyny, redaktor naczelnej. Wśród napisanych przez nią słów znalazła się taka fraza: "radości z obierania komuś mandarynek". Mistrzostwo świata! Może odnosić się do wszystkich bliskich osób. Do rodziny i do przyjaciół. To bowiem poetycki opis troski, poświęcania komuś swojego czasu, dbania o dobro drugiego człowieka. Może się też to odnosić do relacji romantycznej (i pewnie w dużej mierze taki był zamysł). 
Miłość to bowiem nie tylko pasja, namiętność, pożądanie, romantyczne spacery przez przyprószony śniegiem park, wykwintne kolacje, piękne kwiaty czy biżuteria. To nie tylko momenty wzniosłe, jak z filmów To jednak też nie tylko ból, rozczarowania i kłótnie, choć w ciężkich chwilach można tak pomyśleć. Miłość to głównie codzienne życie, drobne czynności i zwykłe spędzanie razem czasu. I obieranie komuś mandarynek. I takiej miłości właśnie Wam życzę. Prawdziwej.

Mógłbym oczywiście życzyć Wam jeszcze wielu innych rzeczy oprócz tych wspomnianych powyżej. I życzę. Życzę każdemu z Was jak najlepiej. Po prostu. A jako utwór świąteczny niech będzie John:


Wesołych Świąt!

ENG:

Until recently, I really liked to invent and send wishes to people. I willingly devoted time to writing personal wishes tailored to the particular person, referring to her/his experiences, life situation, ideas, plans, goals and dreams. It was nice, but I do not do it anymore. I lost my creativity a bit, I do not have time and maybe there are also other reasons. Yes, sometimes I come up with such personalized wishes, but rather on special occasions - mainly weddings or birthdays. On occasions such as Christmas, when wishes are made to all, I give it up. Perhaps it also results from the fact that I always wish everyone the best. Let everybody do well, because basically why would not he or she?

Here, however, I will write wishes for everyone. I did not have any outstanding idea, but luckily I received very good wishes and I can inspire myself with them:

It was wished to me yesterday to have every day better than the previous one. We discussed it a little bit and it turned out that it's not about  them being better by themselves. It could be ruinous and lead to becoming lazy. If it were certain that every day will be better than the previous one, why even do anything?
I wish you so that you would make your every day better and better. That you would be more and more satisfied with the results of your work and activities day by day. I hope that you will never be satisfied with them fully, knowing that the next day may be even better. Have strength and ideas to make bold dreams come true and change the world. Be a highflier!

Yesterday I also got wishes, which may not have been sophisticated in themselves, but I was called "best friend" in them, and that made them wonderful.
I wish that there would always be someone who calls you so and that you would have someone to call him/her like that. I wish you a person to whom you can call even in the middle of the night with some problem and who will talk with you then and if necessary, he/she will leave everything, come and help. Let it be someone with whom you can see every day and it is not boring, but you can also not see six months, then you meet and it is great anyway. Someone with whom tomfoolery is the best.

And finally there were wishes for the entire editorial staff of the University of Silesia Students' Magazine "Supplement", which were written by Martyna, editor-in-chief. Among the words she sent there was such a phrase: "the joy of peeling tangerines for someone". Masterpiece! It can refer to all loved ones. To family and to friends. This is a poetic description of dedicating time to someone, of caring for the good of another person. It may also refer to the romantic relationship (and probably to a large extent this was the intention).
Love is not only passion, desire, romantic walks through the snow-covered park, exquisite dinners, beautiful flowers or jewelry. These are not only lofty moments, like in movies. Also it is not only pain, disappointment and quarrels, but in hard times you can think like that. Love is mainly everyday life, small activities and just spending time together. And peeling tangerines. And I wish you such a love. The true one.

I could, of course, wish you many other things besides those mentioned above. I wish you them. I wish you all the best. Just like that. And let John give us a Christmas song - it is above.

Merry Christmas!

niedziela, 23 grudnia 2018

Przypadkowe spotkania.

Accidental meetings. [English version below.]

W miniony piątkowy wieczór ruszyliśmy ze znajomymi z pracy w miasto. Powoli zaczyna się z tego robić nowa, przedświąteczna tradycja. Zaczęliśmy od w miarę spokojnego pubu, a potem spróbowaliśmy wejść do pierwszego klubu, ale był już tam za duży tłum. Pokręciliśmy się więc po centrum i usiedliśmy w innej knajpie. Później na moment trafiliśmy do innego klubu, wysłaliśmy niektórych do domu i na sam koniec ostatnimi niedobitkami dotarliśmy do mieszkania znajomych mojej znajomej, gdzie nakarmiliśmy ich koty i usnęliśmy.

W każdym razie w trakcie tej imprezy, w knajpie na ulicy Mariackiej, gdy rozmawiałem z kimś z mojego towarzystwa czy coś w tym rodzaju, niespodziewanie ktoś się ze mną przywitał. Okazało się, że miejsca przy stole obok zajęła grupa, wśród której znalazło się dwóch moich znajomych. Chodzili do równoległej klasy w liceum i mieliśmy razem WF. Znalazł się tam też młodszy brat jednego z nich, którego również kojarzyłem ze szkoły. 

Usiadłem więc z nimi, jak mi się wydawało, na moment i zaczęliśmy rozmawiać. Co prawda jednego z nich spotkałem jakiś czas temu w pociągu relacji Warszawa-Katowice, ale wtedy zamieniliśmy dosłownie ze dwa zdania, bo na więcej nie było czasu, a reszty nie widziałem może nawet od liceum. Teraz mieliśmy więcej czasu. Mówiliśmy więc o tym, co każdy z nas robi w życiu zawodowym i prywatnym, co się pozmieniało itd. Potem zaczęliśmy dyskutować o wspólnych znajomych, o tym, kto i gdzie pracuje, a kto robi doktorat itp. Nim się zorientowałem, minęło przynajmniej pół godziny, a może i więcej. W każdym razie przegapiłem wszystkie shoty, które wypili tam moi towarzysze.

A to akurat z nieprzypadkowego spotkania...

Uwielbiam takie przypadkowe spotkania. Pozwalają zdobyć informacje. Podzielić się nimi. Pozwalają prześledzić jak toczą się losy ludzi, którzy w pewnym momencie mieli podobne doświadczenia. Umożliwiają zobaczenie, jaki kto miał lub ma pomysł na swoje życie i jak mu idzie. Dają podstawę do gdybania. Do spekulacji. Czasem pojawiają się też wspomnienia. Takie spotkania pełnią też rolę przypomnienia, mówiąc o tym, jaką ma się historię, skąd się pochodzi i kogo się tam poznało. Mogą być powodem refleksji nad sobą samym i tym, kim się jest dzisiaj i dlaczego.

A to wszystko z powodu przypadkowego spotkania przy piwie!

Swoją drogą urzeka mnie to, jak bardzo świat jest mały (a może tylko tak mi się wydaje). Bo w końcu jaka jest szansa, że ktoś znajomy zajmie stolik akurat w tej samej knajpie, akurat obok Ciebie? Nikła, a jednak tak się dzieje. A takich sytuacji było więcej. W tym samym lokalu spotkaliśmy innego znajomego z pracy, pracującego na znacznie wyższym stanowisku. Okazało się też, że inny znajomy zabrał ze sobą swojego kumpla, a ten studiował z inną obecną tam koleżanką. Ją zresztą pożegnaliśmy jakoś w środku nocy, po czym rano spotkaliśmy ją znów w innym miejscu centrum, gdy załatawiała swoje sprawy. Coś dużo tych przypadków...

Żeby wrzucić do tego jeszcze jeden kamyczek: tydzień temu organizowałem wieczór kawalerski. Zebrałem wszystkich gości zgodnie ze wskazaniami przyszłego pana młodego i już na miejscu okazało się, że dwóch z nich nie wiedziało nawzajem o swojej obecności na tej imprezie, a znają się jeszcze z licealnej drużyny siatkówki. Obaj byli zaskoczeni obecnością tego drugiego na imprezie.

Świat jest naprawdę mały. Jeszcze jedna anegdota na koniec: kumpel niebawem wyjeżdża do Holandii pracować jako inżynier. Razem z nim ma zacząć tam pracę jakiś inny gość, z Warszawy. I: szybki research pokazuje, że zna go nasza koleżanka z klasy w liceum. No jaka jest szansa?! 

W Polsce żyje przeszło 400 tys. ludzi dokładnie w moim wieku (wczoraj się nad tym zastanawialiśmy i dzisiaj specjalnie sprawdziłem w GUS). To dużo. Te wszystkie przypadki wydają się mało prawdopodobne. A jednak ciągle się zdarzają! Może więc to wcale nie są przypadki i każde takie spotkanie jest po coś? Może trzeba próbować coś z nich wyciągać? Może jakieś wnioski? Pewnie to bzdura, ale... Wszystko, co nas spotyka, można próbować przekuć w coś pożytecznego.

Akcent muzyczny? Niech będzie coś w temacie:


Dobrego wieczoru i tygodnia! Na życzenia świąteczne jeszcze za wcześnie. Tymczasem zwracajcie uwagę na przypadki!

ENG:

Last Friday we met downtown with friends from work. A new pre-Christmas tradition is slowly starting to form. We started with a fairly quiet pub, and then we tried to enter the first club, but there was already too much crowd there. So we hung around in the center for a while and then sat in another pub. Later we came to another club for a moment, we sent some of our people home and at the end as the last survivors we reached the apartment of friends of my friend, where we fed their cats and fell asleep.

Anyway, during this event, in a bar on Mariacka Street, when I was talking to someone from my companionship or something like that, unexpectedly someone greeted me. It turned out that the table next to the our table was occupied by a group, among whom there were two guys I know. They were in my year (but in different class) in high school and we had PE together. There was also a younger brother of one of them, whom I also know from school.

So I sat down with them, as it seemed to me, for a moment and we started talking. Well, I met one of them some time ago on the Warsaw-Katowice train, but we almost only said hi, because there was no more time. I haven't seen the rest probably since high school. This time we had more time. So we talked about what each of us does in professional and private life, what has changed, etc. Then we started discussing mutual friends, who works and where and who does the PhD, etc. Before I knew it, half an hour passed or maybe even more. In any case, I missed all the shots that my companions drank there.

I love such accidental meetings. They let you get information or share them. They let you trace the lifes of people who have had similar experiences at some point. They allow you to see who had or has an idea for life and how it goes. They give the basis for guessing. For speculation. Sometimes memories also appear. Such meetings also serve as a reminder, telling you about your history, where you come from and who you met there. They can be a reason to reflect on yourself and who you are today and why.

And all this because of accidental meeting over beer!

By the way, I am captivated by how small the world is (or maybe it just seems to me). Because in the end, what is the chance that a guy you know will occupy a table just in the same pub, just next to you? It is faint, but it is happening. And there were more such situations. In the same place we met another friend from work, working in a much higher position. It also turned out that another friend took with him his friend, and he studied with another female friend present there. We said goodbye to her somehow in the middle of the night, and then in the morning we met her again in a different place of the downtown, when she settled her affairs. That is a lot of accidents...

One more example: I organized a bachelor party a week ago. I gathered all the guests according to the indications of the future groom and it turned out that two of them did not know about the presence of each other at this event, but they know each other from high school volleyball team. Both were surprised by the other's presence at the party.

The world is really small. One more anecdote at the end: my friend is going to work as an engineer in Netherlands soon. Together with him, another guy, who is from Warsaw, will start work there. And: fast research shows that our female classmate in high school knows him. Well, what's the chance?!

In Poland live over 400,000 people exactly of my age (yesterday we were talking about it and today I checked it in the CSO). That's a lot. All these accidents seem unlikely. And yet they still happen! So maybe they are not accidents at all and every such meeting is for something? Maybe you have to try to draw something out of them? Maybe some conclusions? Probably it is nonsense, but ... You can try to convert everything that meets you, into something useful.
Song for today? It is a little bit related to this text. You can find it above, but you have to know polish.

Have a good evening and a week! It is still too early for Christmas wishes. In the meantime, pay attention to accidents!

niedziela, 16 grudnia 2018

Jakieś priorytety?

Any priorities? [English version below.]

Dzisiejszy tekst miał być o zacieśnianiu więzów. O tym, że ci, którzy kiedyś byli tylko znajomymi, stają się chrzestnymi, świadkami na ślubach, organizują wieczory kawalerskie itd. To świetne zjawisko i wszystko brzmi wspaniale. Podobałby mi się ten tekst, ale od pisania o tym ważniejsze jest działanie w wymienionym zakresie.

W związku z tym wczoraj organizowałem kumplowi wieczór kawalerski, więc czas od godziny 15:30 do godziny 07:30 był dla mnie wyjęty z życia. Potem udało mi się złapać ledwie kilka godzin snu, doprowadzić się do względnego porządku i już jechałem odwiedzić moją chrześnicę i wręczyć jej prezent od św. Mikołaja. 

Nie ma to jak porządna broń na kawalerskim!

Efekt? Zupełnie nie miałem dzisiaj czasu na pisanie o tym zacieśnianiu więzów. Zamiast tego musiałem się nim naprawdę zająć. Może wrócę do tematu za tydzień, a tymczasem zostawiam Was z utworem absolutnie niezwiązanym z tematem tego wpisu:


Dobrego tygodnia! Skupcie się na tym, co ważne, zamiast tylko o tym pisać/mówić/cokolwiek!

ENG:

Today's text was supposed to describe strengthening human relationships. It was to be about the fact that those who were once only friends, start to become godparents or best men at the weddings, organize bachelor parties, etc. It's a great phenomenon and it sounds nice. I would enjoy this text, but acting in respect to this is more important than writing about it.

So yesterday I organized a bachelor party for my friend and my time from 15:30 to 07:30 was definitely devoted to it. After that I managed to have only a few hours of sleep, got myself together and I was already in my way to visit my goddaughter and give her a gift from St. Nicholas.

Result? I did not have enough time today to write about this strengthening human relationships. Instead, I had to really take care of it. Maybe I'll come back to the topic in a week, and meanwhile I leave you with a song absolutely unrelated to the topic of this entry. You can find it above.

Have a good week! Focus on what's important, instead of only writing / talking / anything about it!

niedziela, 9 grudnia 2018

Zarządzanie przez chaos.

Management through chaos. [English version below.]

Idzie nowe. Za 23 dni zaczniemy rok 2019. To dobry moment na pomyślenie o postanowieniach noworocznych. Ja raczej tego nie robię. Po pierwsze, zmiany w swoim życiu można zaczać wprowadzać w dowolnym momencie i jeśli już coś przyjdzie mi do głowy, to na ogół tak robię. Po drugie, postanowienia noworoczne rzadko kiedy działają. Szybko upadają. Wystarczy prześledzić ruch na siłowni w poszczególnych miesiącach. W lutym nie ma śladu po styczniowych tłumach. Mam tylko jeden pomysł na postanowienie, ale tym razem chyba nawet nie spróbuję. To...

Prowadzenie zorganizowanego i widzialnego planu

Mam tu na myśli plan dnia/tygodnia/miesiąca/roku. Dla jasności: planuję na bieżąco, co kiedy zrobię, ale plany te na ogół istnieją jedynie w mojej głowie i nie rozpisuję ich w żaden sposób. Wspieram się jedynie drobnymi listami zadań. Gdy wiem, że kolejnego dnia czeka mnie sporo rzeczy do zrobienia, to czasem wieczorem spisuję je i szacunkowe godziny, w których poszczególne punkty zostaną zrealizowane. W pracy na ogół na początku tygodnia dostaję listę spraw do załatwienia w związku z danym projektem i na niej pracuję, co najwyżej przypisując priorytety poszczególnym pozycjom. Gdy mam natomiast umówione z kimś spotkanie służbowe na konkretną godzinę, czasem korzystam z wbudowanego w Outlooka kalendarza. Po prostu ryzyko, że w natłoku pracy zapomniałbym o zaplanowanej rozmowie, jest zbyt duże.
To wszystko jednak rozwiązania doraźne, na konkretną sytuację. Nie prowadzę całościowego kalendarza, czy to w formie fizycznej, czy wirtualnej, bo po prostu nie potrafię. Kiedyś udawało mi się to chyba przez kilka miesięcy, ale potem temat upadł. Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Nie pamiętałem po prostu o wpisywaniu planowanych wydarzeń do kalendarza, chociaż o nich samych raczej nie zapominałem.
Efektem jest swego rodzaju zarządzanie przez chaos. Pozornie istnieje bowiem plan, ale funkcjonuje on jedynie w obrębie mojej niedoskonałej pamięci. Ryzyko, że w niezauważony sposób ulegnie modyfikacjom, przesunięciom lub w ogóle coś z niego zniknie, a coś innego nawet się w nim nie znajdzie, jest całkiem spore.

Ładne pomoże?

Jak wspomniałem, próbowałem już prowadzić stały kalendarz. Gdy studiowałem, starałem się wykorzystać do tego uczelniane kalendarze. Były całkiem estetycznie zrobione, miały sudoku czy inne atrakcje, ale przede wszystkim sporo miejsca na moje rozległe, dysleksyjne pismo, więc mogłem tam spokojnie wpisać wszystkie plany na dany dzień. Wręcz chciało się je mieć, nosić i korzystać. I starałem się, wpisałem wszystkie ważne urodziny, a potem na bieżąco uzupełniałem zawartość o umówione spotkania. Próbowałem też regularnie tam zaglądać i sprawdzać, co jest zaplanowane na kolejny dzień. I co z tego? No właśnie nic. Tak jak napisałem, zawsze po jakimś czasie orientowałem się, że w sumie to już nie prowadzę kalendarza. Że ostatni zapis został dokonany bardzo dawno temu. To tylko sprawiało, że się dodatkowo irytowałem, a przecież potrafię zepsuć sobie humor i bez tego. Jestem więc zniechęcony do podejmowania kolejnej próby, niezależnie od tego czy to przy okazji nowego roku, czy nie.

Ale...

Zawsze jest jakieś ale. Nie pałam entuzjazmem do ponownego zmierzenia się z tematem kompleksowego planowania swojego czasu w uporządkowany sposób. Przeczuwam, że będzie to kolejna porażka, ale dostałem ostatnio w prezencie Ogarniacz. To skrzyżowanie książki z kalendarzem, a otrzymałem go z okazji obronienia mojej pracy magisterskiej.

Ogarniacz.

Może podejmę próbę prowadzenia go. W końcu ładnie wygląda, a poza tym cały zachęca do regularności. Przeczytanie treści na dany miesiąc, zawierającej wskazówki jak ogarnąć swoje życie, może iść w parze z uzupełnieniem kalendarza na ten czas. Poza tym dla każdego dnia przygotowano miejsce na wpisanie priorytetów, odhaczanie ilości wypitych szklanek wody, zaznaczenie swojego samopoczucia na skali i inne. To drobiazgi, ktoś może powiedzieć, że głupotki, ale mogą one zachęcić do regularnego zaglądania do Ogarniacza. Właśnie czegoś takiego potrzebuję, bo w kwestii ogarniania własnego życia póki co regularnie udaje mi się tylko monitorować wydatki. Zresztą to wyłącznie dlatego, że po prostu lubię się bawić Excelem. Prowadzenie kalendarza leży i monitorowanie czasu razem z nim. Życzcie mi więc sił do podjęcia kolejnej próby i powodzenia!

A jak jest z Wami? Prowadzicie kalendarze? Wolicie wirtualne czy fizyczne? Macie jakieś sposoby na pamiętanie o uzupełnianiu i sprawdzaniu ich? A może pozwalacie chaosowi przejąć stery? Dajcie znać! 
Tymczasem zostawiam Was z piosenką na dziś. To utwór, który Spotify podaje jako najczęściej słuchany przeze mnie w tym roku (w związku z tym mógł się już tu kiedyś pojawić):


Dobrego (i dobrze zaplanowanego) wieczoru i tygodnia!

ENG:

The new is coming. In 23 days we will start the year 2019. This is a good time to think about the New Year's resolutions. I rather do not do it. First of all, changes in one's life can be started at any time, so if anything comes to mind, I usually do it at that moment. Second, the New Year's resolutions rarely work. They end quickly. To see it just track the movement in the gym in individual months. In February there is already no trace of the January's crowds. I have only one idea for the resolution, but this time I will probably not even try. This is...

Keeping an organized and visible plan

I mean the plan of the day / week / month / year. For clarity: I plan on a regular basis, what and when I'm gonna do, but these plans usually exist only in my head and I do not write them down in any way. I'm just supporting myself with small task lists. When I know that a lot of things are waiting for me the next day, sometimes in the evening I write them and the estimated hours in which the individual points will be done down .At work, usually at the beginning of the week I get a list of things to do in relation to a given project and I work on it, at most assigning priorities to individual items. When I have an appointment set for a specific time, sometimes I use the calendar built in Outlook. Just the risk that I would forget about the planned conversation when dealing with plethora of work is too big.
However, these are all ad hoc solutions for specific situations. I do not have a complex calendar, whether in physical or virtual form, because I just can not. I used to do it for a few months, but then it fell. I do not even know when it happened. Simply I did not remember about entering planned events into the calendar, although I was rather not forgetting about them.
The result is a kind of management through chaos. Well, there is a plan, but it exists only within my imperfect memory. The risk of unnoticed modifications, shifts or something disappearing at all and something not even appearing in it is quite big.

Beautiful item will help?

As I mentioned, I tried to keep a permanent calendar. When I was studying, I tried to use university calendars for this. They were quite aesthetically done, they included sudoku or other attractions, but most of all they had a lot of space for my extensive, dyslexic writing, so I could easily write in there all the plans for the day. It was quite convinient to have, carry and use them. And I tried, I wrote down all the important birthdays and then I regularly updated the content with dates of appointments. I also tried to look there regularly and check what is planned for the next day. And what? Well, nothing. As I wrote, I was always realising after some time that I've already stopped updating the calendar. That the last entry was made a very long time ago. It was only making me irritated and I am able to mess up my mood even without it. I am therefore discouraged from making another attempt, regardless of whether it is together with the new year or not.

But...

There is always some "but". I have not been enthusiastic about reconsidering the subject of comprehensive planning of my time in an orderly way. I sense that it will be another defeat, but recently I got the Ogarniacz (from the word "ogarniać", which can mean "to manage succesfully") as a gift. This is something between the book and the calendar, and I received it because of defending my master's thesis.
Maybe I will try to complement it. In the end it looks nice, and besides, as the whole it encourages regularity. Reading the content for a given month, containing tips on how to manage your life successfully, can go hand in hand with complementing the calendar for that time. In addition, there are prepared spaces for entering priorities, counting the number of drank glasses of water, marking your mood on the scale and others for each day. These are small things, someone can say that they are stupid, but they can encourage to use the Ogarniacz on a regular basis. I need something like that because in the matter of managing my own life I'm only able to monitor expenses on a regular basis. And that is only because I just like to play with Excel. Keeping the calendar is a disaster and same is with monitoring the time. So please, wish me strength to make another attempt and wish me the success with it!
And how does it work for you? Do you complement calendars? Do you prefer virtual or physical ones? Do you have any ways to remember about completing and checking them? Or maybe you let the chaos take over control? Let me know!
In the meantime, I leave you with a song for today. This is a song that Spotify claims to be the most often listened by me this year (hence it may have already been here someday). You can find it above.

Have a good (and well-planned) evening and the week!

niedziela, 2 grudnia 2018

Sprezentuj prezent.

Give a gift. [English version below.]

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... Z tej okazji kilka słów o powiązanym z nimi temacie. Nie będę pisał rodzinnej atmosferze, poczuciu wspólnoty itd. O tym wszystkim na pewno się już naczytaliście albo jeszcze Was dopadną teksty na ten temat. Skupmy się natomiast na materialnym aspekcie.

Prezenty. Nie są najważniejsze, ale jeśli już się pojawiają, to ważne, żeby były trafione. Jak wymyślić dobry prezent dla jakiejkolwiek osoby (nie tylko na Boże Narodzenie)? Jeśli zna się ją dobrze, to czasem da się wymyślić coś samemu. Gdy człowiek natknie się akurat na coś sensownego w sklepie, to może sam stwierdzić, że to będzie odpowiedni prezent. Gorzej, gdy akurat nie natrafi się na nic takiego.

Problem z wymyśleniem prezentu wcale nie musi oznaczać, że słabo zna się daną osobę, jej gust czy zainteresowania. Wiem, bo nawet gdybym miał kupować prezent sam sobie, to mógłbym mieć problem. Jedna rzecz marzy mi się od dwóch lat, ale nie wiem, czy mój komputer jest do niej przystosowany, a poza tym mógłbym dostać jakieś płyty lub inne drobiazgi. Po prostu nie mam szczególnych potrzeb w zakresie posiadania rzeczy.

Ale pakowanie jest najgorsze!

Szukając pomysłu na udany prezent zawsze można zapytać wprost osobę, która ma zostać obdarowana, co chciałaby dostać. O ile jednak uważam to za rozwiązanie bardzo dobre w przypadku na przykład urodzin, to ze świąt zabiera moim zdaniem ono trochę magii. Przecież prezenty przynosi... No właśnie, kto? Jako osoba pochodząca z rodziny ślasko-warszawskiej postanowiłem ostatnio pogodzić dwa sprzeczne przekazy w tym zakresie i stwierdziłem, że Św. Mikołaj zbiera listy do niego podczas wizyty 6 grudnia, przekazuje je Dzieciątku, a ono 24 grudnia samo albo z dalszą asystą świętego przynosi prezenty.

To o tyle ważne, że ja i moi rodzice nadal co roku piszemy listy do Św. Mikołaja i zostawiamy je na parapecie. Znika list taty, znika list mamy, znika mój, potem dzieje się magia i w wigilię pod choinką pojawiają się prezenty. W pewnym sensie święta nadal są takie jak kiedyś.

Uważam to za bardzo elegancki sposób na przekazanie informacji o tym, co chciałoby się dostać. Żadnego mówienia wprost, jedynie klasyczny i stylowy list. Oczywiście ma on zastosowanie tylko w przypadku świąt Bożego Narodzenia.

Na inne okazje są inne metody. Ja i Luba Ma wymyśliliśmy (a w zasadzie to chyba był jej wyłączny pomysł), że po ślubie w naszym mieszkaniu zawiśnie tablica przedzielona na pół, na której każde z nas będzie wpisywać pomysły na prezenty dla siebie. Trudno bowiem wymyślić coś ot tak, gdy ktoś nagle zapyta, co chciałoby się dostać. Na tablicy natomiast będzie można zapisywać wszelkie rzeczy, które wpadną nam w oko podczas zakupów czy buszowania w internecie. To taka forma ogólnodostępnego notesiku. Bardzo się cieszę na to rozwiązanie.

Oczywiście są też inne sposoby. Można dawać prezenty uniwersalne, można nie dawać ich w ogóle. Można losować. Spotykając się co roku ze znajomymi w wigilię (już po spędzaniu jej w gronie rodzinnym) właśnie tak robimy. Każdy przynosi po prostu coś drobnego, a potem z całej puli losuje prezent dla siebie.

A jakie wy macie podejście do prezentów? Pytacie? Piszecie? Spisujecie? Kto u Was przynosi prezenty w Boże Narodzenie? Co chcielibyście dostać. Dajcie znać! Zostawiam Was z zupełnie nieświątecznym utworem:



Dobrego wieczoru i tygodnia. I pamiętajcie: coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...

ENG:

Christmas is coming, Christmas is coming, ... On this occasion, a few words about the topic related to it. I will not write about the family atmosphere, a sense of community, etc. You have probably already read about all this or you will read about it soon. Let us focus on the material aspect.

Gifts. They are not the most important, but if they appear, it is important they should be adequate. How to come up with a good gift for a particular person (not only for Christmas)? If you know him/her well, sometimes you can come up with something yourself. When you encounter something sensible in the store, you can say that it will be the right gift. Worse, when you do not encounter anything like that.

The problem with finding a gift does not necessarily mean that a given person's taste or hobbys are poorly understood. I know, because even if I had to buy a gift to myself, I could have a problem. There is one thing I've been dreaming of for two years, but I do not know if my computer is adapted to it, and besides, I could receive some CDs or other things. I just do not have special desires in terms of possessing things.

When looking for an idea for a successful gift, you can always ask directly the person who is about to receive it, what she or he would like to get. However, I think that this is a very good solution in case of, for example, a birthday, but applied to Christmas it takes a part of magic away. After all, the presents are brought by... Well, by who? As a person coming from the family of Silesia and Warsaw, I recently decided to reconcile two contradictory opinions in this matter and stated that St. Nicholas collects letters to him during the visit on December 6, he passes them to the Child Jesus, and he on December 24 alone or with the further assistance of the saint brings gifts.

It is important, because my parents and I continue to write letters to St. Nicholas and leave them on the windowsill every year. The dad's letter disappears, my mother's letter disappears, my letter magicly disappears, then magic happens, and presents appear on the Christmas eve next to the Christmas tree. In a sense, holidays are still as it once was.

I find this a very elegant way to provide information about what you would like to get. No direct answers, just a classic and stylish letter. Of course, it only applies to Christmas.

There are other methods for other occasions. Me and My Darling decided (and in fact, it was probably only her idea) that after the wedding in our apartment there will hang a blackboard divided in half, where we will be writing in ideas for gifts for ourselves. It is difficult to think of an idea just like that when someone suddenly asks what you would like to get. On the board, however, you will be able to save all the things that fall into your eye when shopping or surfing on the internet. It is a form of a widely available notepad. I am very happy for this solution.

Of course there are other ways. You can give universal gifts, you can give up giving them at all. You can draw them. While we meet every year with friends on Christmas Eve (after spending it in the family circle), we do it. Everyone brings something nice, and then he or she draws a gift for himself or herself from the whole pool.

And what is your approach to the gifts? You ask? You write? You list? Who brings you presents at Christmas? What would you like to get? Let me know! I leave you with a completely non-Christmas song, which you can find above

Have a good evening and a week. And remember: Christmas is coming, Christmas is coming...