niedziela, 29 marca 2020

Więc zadzwoń do mnie...

So call me maybe... [English version below.]

Zaraza! Izolacja! Upływają kolejne dni i tygodnie epidemii, a nawet pandemii. Najlepiej nie wychodzić z domów. Trzeba zawiesić wszelkie spotkania towarzyskie. Ale zaraz, moment! Przecież są ludzie, za którymi tęsknimy...

Nie tylko rodzina, ale też przyjaciele, znajomi. I chcemy utrzymać z nimi jakiś kontakt. Szybki przegląd Messengera i telefonu w ostatnich tygodniach:

  • 17 marca - 1 godzina, 24 minuty łączonej rozmowy przez Messengera i telefon z parą naszych przyjaciół;
  • 22 marca - 32 minuty rozmowy z kumplem przez telefon (jego urodziny);
  • 26 marca - 24 minuty rozmowy przez Messengera z innym kumplem (jego urodziny);
  • 28 marca - 39 minut rozmowy przez telefon z inną parą przyjaciół;
  • 28 marca - prawie 25 minut rozmowy przez Messengera z kolejnym kumplem (tak, on też miał urodziny);
  • dzisiaj - 18 minut rozmowy ze szwagrem przez telefon.
Telefony w dłoń.

Na wypadek, gdyby to nie było jasne, dodam, że dla mnie to nie są standardowe liczby i czasy rozmów. Zazwyczaj dzwonię tylko szybko coś ustalić i rozmowa ma charakter zadaniowy. Osoby, z którymi zdarza mi "wisieć na telefonie", można by zapewne policzyć na palcach jednej ręki i to może pechowego drwala-amatora.

Obecna sytuacja jest więc dla mnie czymś dość niezwykłym, a to dopiero początek. Niektórzy z naszych znajomych jeszcze o tym nie wiedzą, ale i do nich zadzwonimy. Po co? Porozmawiać. Dowiedzieć się, co u nich słychać. Pośmiać się. Podpytać, co ciekawego robią w czasach izolacji i wymienić się pomysłami. Powodów jest mnóstwo, ale tak naprawdę sprowadzają się do jednego: chcielibyśmy się z nimi spotkać, ale lepiej tego teraz nie robić. Trzeba więc sobie radzić inaczej.

Jakiś czas temu pojawiła się akcja "Dwa telefony do babci", mająca na celu zdalne wspieranie starszych członków rodziny i okazywanie im troski. I super. Ale ja proponuję też akcje #telefondoziomka, #wideorozmowazpsiapsi czy #skypezprzyjaciółmi. Przecież to też ważni dla nas ludzie i nawet jeśli potrafią zadbać o siebie pod kątem zaopatrzenia czy zdrowia, to jednak większość ludzi potrzebuje relacji międzyludzkich. Utrzymujmy je tak jak możemy.

A utwór na dziś to piosenka sprzed kilku lat, na temat tylko z tytułu:


To chyba tyle. Dzwońcie do bliskich. Myjcie ręce. Jedzcie zdrowo. Howgh!

ENG:


Plague! Isolation! Days and weeks of epidemics and even pandemics pass. It's best not to leave your homes. You must suspend all social gatherings. But wait a moment! There are people we miss...

Not only family, but also friends and buddies. And we want to keep in touch with them. A quick overview of Messenger and phone in recent weeks:
  • March 17 - 1 hour, 24 minutes of combined Messenger and phone conversation with a pair of our friends;
  • March 22 - 32 minutes of conversation with a friend over the phone (his birthday);
  • March 26 - 24 minutes of Messenger conversation with another friend (his birthday);
  • March 28 - 39 minutes of talking on the phone with another pair of friends;
  • March 28 - almost 25 minutes of conversation by Messenger with another friend (yes, he also had a birthday);
  • today - 18 minutes of conversation with my brother-in-law on the phone.
In case this would not be clear, I mark that for me these are not standard amounts and duration of talks. Usually, I call only to establish something quickly and the conversation has a task character. People with whom I sometimes "hang on the phone" could probably be counted on the fingers of one hand, which could even belong to unlucky amateur woodcutter.

The current situation is something quite unusual for me, and this is just the beginning. Some of our friends do not know it yet, but we will call them. For what? To talk. To find out how they are doing. To laugh. To ask what are they doing in times of isolation and exchange ideas. There are plenty of reasons, but they really boil down to one: we would like to meet with them, but it's better not to do it now. So we have to deal differently.

Some time ago, the action "Two calls to grandma" started, aimed at remotely supporting older family members and showing care for them. That is great. However, I also propose actions #callyourbuddy, #videocallwithbff or #skypewithfriends. After all, they are also important to us and even if they can take care of themselves in terms of supply or health, most people need interpersonal relationships. Let's maintain them as we can.

And the song for today is from a few years ago, connected with subject only by its title. You can find it above. 

I think that's it. Call loved ones. Wash your hands. Eat healthy. Howgh!

niedziela, 22 marca 2020

Z domu dziś nie wyjdzie nikt...

Nobody will leave the house today... [Since this text relates mainly to polish culture and popculture, there is no english version. If you would like one, let me know.]

Pandemia, dramat, klęska. Wydaje się, że czasu na pisanie bloga powinno być jakoś więcej. A tu niespodzianka, wcale nie! Dalej ciężko zabrać się za tworzenie. Co gorsza, kiepsko z pomysłami. Nie chcę przecież snuć jakichś pseudofilozoficznych rozważań o życiu w izolacji. To pewnie robi teraz całe mnóstwo ludzi. 

No to lipa. Koniec wpisu. Proszę się rozejść.

O, ktoś jeszcze został? W takim razie polecę Wam przynajmniej kilka dobrych rzeczy na ten trudny czas. Łapcie:

MUZYKA

Prawdę powiedziawszy, nie bardzo śledzę nowinki muzyczne. Jedyny gatunek, z którym jestem w miarę na bieżąco, to rap, w dodatku polski. Tak się jednak składa, że w tym gatunku ostatnio dużo dobrego. Cztery albumy, które zdominowały mój Spotify, to:

  • Art Brut 2 - świeżutki, opublikowany 6 marca 2020 album grupy PRO8L3M to kontynuacja wcześniejszego nieoficjalnego mixtape'u i fanom jest już z pewnością dobrze znany, ale inni także powinni się z nim zapoznać. Rzecz wcale nie musi zachwycić za pierwszym razem, ale z każdym kolejnym odsłuchem podoba mi się coraz bardziej. Część utworów zawiera wątki autobiograficzne, część nawiązuje do polskiej popkultury, sample urzekają (przewija się przez nie nawet Maciej Orłoś), a na albumie goszczą Majka Jeżowska oraz Wanda i Banda. Zaintrygowani? Cóż, powinniście być. Sprawdźcie koniecznie.
  • Uśmiech - trzeci album Jana-Rapowanie miał swoją premierę pod koniec lutego 2020 i od tamtej pory towarzyszy mi bardzo często (zresztą chyba już o nim pisałem). To w dużej mierze autorefleksyjna płyta, w której fragmenty krzepiące mieszają się z przygnębiającymi. Jest Kraków, Warszawa, opowieści o karierze, kolegach, gdybanie o przyszłości. Na pewno warto posłuchać i to wielokrotnie.

  • 100 dni do matury - album Maty ze stycznia 2020 odbił się całkiem szerokim echem w Polsce, pewnie za sprawą głośnej "Patointeligencji", opisującej patologie wśród nastoletnich dzieci środowisk inteligenckich. Rzecz w tym, że niemal cała płyta odznacza się zupełnie inną stylistyką - są wspomnienia lat przedszkolnych, imprezki w czasach szkolnych, wyrażanie miłości do rodziców. jest dużo śmiechu i tylko troche refleksji. Jest Warszawa i zalety życia w niej. Jest przyjemnie, beztrosko i warto poczuć ten klimat.

  • Audiotele - debiutancki album Schaftera z listopada 2019 to prawdziwa gratka pod kątem technicznym. Intrygujące bity, zabawa słowem po polsku i angielsku, goście tacy jak m. in. Ras, Żabson czy Taco Hemingway. Frazy takie jak "jestem Andre3000, ty co najwyżej Seba30" to tylko wierzchołek góry lodowej. To zdecydowanie inny klimat niż pozostałe wymienione tu albumy - jest spokojniej, mniej tu przebojowości, ale cały album to spójny, przyjemny świat, w którym warto się zanurzyć i po prostu słuchać. 
Jeśli jednak ktoś nie lubi rapu i chciałby posłuchać czegoś innego, ale akurat nie ma pomysłu, to podrzucam dwie propozycje moich playlist na Spotify:
  • GOOD TIMES - kilka amerykańskich klasyków, rockowych i nie tylko (póki co lista jest króciutka, ale może będzie się wydłużać),

  • Another Valentine - kilkanaście nieoczywistych utworów na Walentynki (pop i alternatywa), ale sprawdza się również już po świecie zakochanych, być może dlatego, że to po prostu fantastyczne piosenki.

Zachęcam do odsłuchu!

FILM 

Pandemia mocno odbiła się na branży rozrywkowej. Kina pozamykano, premiery wielu filmów przesunięto. Te, które dopiero co zadebiutowały na wielkim ekranie, praktycznie nie mają szans na dobry wynik finansowy i ich wydawcy próbują choć trochę odrobić straty. Najlepszym i chyba jedynym wyjściem jest udostępnienie ich w internecie. Może to być na przykład VOD (to chyba patent studia Universal m. in. z z ich nowym horrorem "The Invisible Man"), ale też coś innego.

I tak w trybie ratunkowym na Netflixa trafiło "W lesie dziś nie zaśnie nikt...", ponoć pierwszy polski slasher. I mimo różnych negatywnych opinii polecam Wam go całym serduszkiem. Mimo tego, że fabuła nie jest szczególnie zaskakująca. Mimo tego, że efekty specjalne nie imponują. Mimo tego, że gra aktorska nie powala. Dlaczego? Bo po prostu przyjemnie się go ogląda. Rzecz dzieje się na odludziu, bohaterowie są uczestnikami obozu odwykowego bez telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych. Rzeczy się dzieją, ludzie biegają po lesie, a potem giną. Poza tym epizod Piotra Cyrwusa w roli księdza zachwyca, a postać Julka, grana przez Michała Lupę, niezwykle bawi. W każdym razie sprawdźcie koniecznie, tylko nastawcie się na kino klasy B!

Jeśli już jesteśmy przy streamingu, to polecam jeszcze dwa seriale:

  • SEX EDUCATION - już o nim wspominałem, ale warto się powtórzyć: dwa krótkie sezony świetnej komedii dziejącej sie w liceum chyba gdzieś w Wielkiej Brytanii i kręcącej się wokół seksu. Mimo, że to przezabawny serial, to jednak nie ucieka od wątków trudnych czy dramatycznych: narkomanii, problemów z własną orientacją seksualną, apodyktycznych lub nieodpowiedzialnych rodziców, a także całej gamy prostszych, ale przerażających nastoletnich problemów. Ja już z utęsknieniem czekam na sezon trzeci i odkrycie dalszych losów Otisa, Maeve, Erica, Oli, Adama, Jacksona, Aimee i ich rodziców. Związki, przyjaźnie, zdrady, decyzje? Oj, będzie się działo!

  • Chilling Adventures of Sabrina - o tym serialu też już pewnie slyszeliście. Netflix oferuje aktualnie trzy jego sezony i niedawno skończyliśmy z żoną oglądać ostatni z nich. I cóż, ten serial jest niepozbawiony wad, nie ma co się oczukiwać. Bywa chaotyczny, niektóre rozwiązania to wygodne wymyki fabularne, a trzeci sezon jest już zupełnie przeładowany wątkami, więc w efekcie większość z nich nie dostaje wystarczająco dużo czasu. Ale to nic. To nieważne, bo charakterystyczna stylistyka będąca mieszanką horroru i kiczu oraz plejada barwnych postaci, składająca się z ludzi, wiedźm, demonów i innych nadprzyrodzonych istot daje naprawdę dużo frajdy. A luki fabularne? Ignorować!
KSIĄŻKA

Tu muszę przyznać, że jestem w ogóle nie na bieżąco. Nie potrafię śledzić nowinek wydawniczych, gdy moja lista książek do przeczytania wcale nie wydaje się skracać. Mogę Wam jednak zdradzić, co ostatnio czytałem, czytam i zamierzam przeczytać. 

Jak wspominałem jakiś czas temu, byłem w trakcie lektury "Powołania trójki", czyli drugiej części serii "Mroczna wieża" Stephena Kinga. Niedawno udało mi się skończyć tę powieść i teraz z niecierpliwością czekam na koniec pandemii, ponieważ chcę, żeby otworzyli już biblioteki. Wtedy będę mógł sięgnąć po kolejne części i poznać dalsze losy Rolanda, ostatniego rewolwerowca w świecie, który poszedł naprzód. Po przeczytaniu dwóch pierwszych książek wiążę wielkie nadzieje z pięcioma kolejnymi. To kawał fantastyki niepodobnej do niczego innego, co czytałem. Polecam!

Książką, po którą sięgnąłem przed "Powołaniem trójki" jest "Kłamca 2. Bóg marnotrawny". To druga część serii o Lokim, pisana przez Jakuba Ćwieka. Rzecz nie jest może wybitna, ale bardzo mnie bawi. Obserwowanie nordyckiego boga kłamstwa i jego przygód we współczesnym świecie daje dużo przyjemności. Z radością dokończę tę część i zapoluję na kolejne.

Z kolei książką, którą dzisiaj dostrzegłem wśród rzeczy mojej żony, a którą już dawno temu chciałem przeczytać, jest "Ślepnąc od świateł" Jakuba Żulczyka. Nie wiem, czy trzeba wam przedstawiać tę powieść, skoro w 2018 r. ukazał się hitowy serial HBO na jej podstawie, ale dla formalności coś napiszę. Otóż powieść ta ukazała się w 2014 r. i opowiada o warszawskich gangsterach i dilerach. Była nominowana do Paszportu Polityki i już te kilka lat temu chciałem ją przeczytać. Może teraz, gdy umieszczę ją w widocznym miejscu w salonie, będzie łatwiej?

Widzę Cię. Przeczytam Cię.

To chyba tyle. Powyższe pozycje regularnie poprawiają mi humor, wypełniają czas i dostarczają rozrywki. A wy jakimi dziełami kultury raczycie się w tym trudnym czasie? Dajcie znać, jeśli chcecie. A piosenka na dziś to utwór, który jakiś czas temu usłyszeliśmy przypadkiem w radiu i kompletnie nas zachwycił. Posłuchajcie:


Trzymajcie się ciepło. Słuchajcie dobrych rzeczy, oglądajcie dobre rzeczy, czytajcie dobre rzeczy. I myjcie ręce!

niedziela, 15 marca 2020

Rozrywki przed końcem świata.

Entertainment before the end of the world. [English version may be added later.]

Epidemia. Pandemia. Apokalipsa. Koniec świata. Cóż... Może do tego ostatniego nie dojdzie, zobaczymy. Żeby nie doszło, musimy siedzieć w domu. Okej, nie wszyscy, ale wszyscy ci, którzy mogą. Czy grozi nam nuda?

Pewnie nie. Po pierwsze, praca zdalna dotyczy sporej części ludzi, a podobno wykłady, a może i nawet lekcje szkolne (a przynajmniej zadawanie zadań) też mają być prowadzone przez internet, więc wcale nie jest tak, że do zagospodarowania są całe dnie. Nie czarujmy się jednak, czasu i tak będzie więcej. Nie będziemy go tracić na przemieszczanie się do i z pracy, odpadną spotkania ze znajomymi, wyjścia na siłownię i niemal wszystkie inne możliwe, pozadomowe aktywności. Jakoś trzeba zagospodarować uwolnione godziny.

Dzięki Bogu istnieje internet, a wraz z nim zbiory Netflixa, HBO GO i innych platform streamingowych. Na bardziej konserwatywnych czeka telewizja. Dla jeszcze większych dziwaków są książki. Oczywiście żartuję i tak naprawdę serdecznie zachęcam do lektury, choć obawiam się, że wiele osób może nie mieć obfitego księgozbioru w domach. Cóż, zawsze można kupować ebooki przez internet.

Co poza tym? Gry! Pecety, konsole? Pewnie, jeśli chcecie, aczkolwiek mi bliżej do planszówek i innych gier towarzyskich. Chyba bardziej zintegrują ludzi spędzających wspólnie czas w zamkniętej przestrzeni. Poza tym pewnie każdemu na jakimś etapie przyjdzie do głowy zrobienie porządku. Odkurzanie, ścieranie kurzy, mycie podłóg, łazienki, kuchni i tak dalej? Oczywiście, skoro nawet ja o tym pomyślałem.

Wszystko to dostarczy zajęć na jakiś czas. Co jednak później? Co, gdy trochę nas to wszystko znuży? Gdy będziemy chcieli jakiegoś urozmaicenia? Oto trzy nieoczywiste sposoby na spędzanie czasu w kwarantannie czy też izolacji:

1. Naucz się czegoś nowego.

Brzmi banalnie? Może i tak. Szczerze powiedziawszy jednak wątpię, że dużo ludzi pomyślało sobie: "o, będę siędział teraz w domu, nauczę się w tym czasie X" czy "świetnie, wreszcie poświęcę więcej czasu na Y". Tymczasem mamy rok 2020 i możliwości uczenia się samodzielnie, z domu, jest całe mnóstwo. Ja osobiście zamierzam pobawić się bazami danych, a konkretnie Microsoft Accessem, ale to tylko ułamek tego, co jest dostępne. 

Nauka języków obcych czy programowania to pierwsze, najbardziej oczywiste pomysły, ale można też poświęcić czas na poznanie rozmaitego oprogramowania czy aplikacji - rzeczy, które mogą przydać nam się w trakcie obecnego szczególnego czasu lub już po nim. Inne na szybko wymyślone pomysły to ćwiczenie zdolności manualnych, rozmaite rękodzieło - choćby wykonywanie samodzielnie dekoracji, tworzenie biżuterii czy malowanie. Cokolwiek, byle się rozwinąć lub poznać coś nowego, mieć z tego frajdę, a przy okazji spędzić czas pożyteczniej niż tylko śledząc ciągle media społecznościowe i strumień negatywnych informacji.

2. Zrób porządek... Ze szpargałami.

Może to pora na porządek ze zdjęciami?

Zwykłe porządki i dbanie o czystość to jedno, ale warto pomyśleć też o tym, co kryje się we wnętrznach szaf, szafek i szuflad. Być może już od dawna czekają na was zdjęcia wymagające posortowania ich i pochowania w albumach czy dokumenty, które oczekują aż zrobi się z nimi porządek i podzieli na teczki. Może to dobry moment na przegląd wszystkich ubrań i zidentyfikowanie tych, które nie są już przez nas noszone i można je komuś oddać, a także tych, które nadają się tylko do wyrzucenia, a niepotrzebnie zajmują miejsce w szafach? To samo dotyczy rozmaitych drobiazgów w szufladach. Dobrze się im przyjrzeć. 

W ten sposób można nie tylko zrobić porządek ze swoimi rzeczami i potencjalnie odzyskać trochę miejsca. Niewykluczone też, że odnajdzie się skarby, które zaginęły nam dawno temu lub o których nawet zdążyliśmy już zapomnieć. Ubrania, akcesoria, figurki, zabawki, zdjęcia, pamiątki lub coś jeszcze innego - być może wzbudzające dużo wspomnień, a może takie, które mogą się nam jeszcze przydać. Na pewno warto spróbować.

3. Popijawa ze znajomymi... Przez Skype'a.

Spotkania na mieście? Wykluczone. Wizyty u znajomych? Nierozsądne. Co pozostaje, żeby zachować choć namiastkę życia towarzyskiego? Wzięcie przykładu z biznesu, pracy zdalnej i home-office. Czytałem na Twitterze Weroniki Truszczyńskiej, że w Chinach (chyba w Szanghaju) przez jakiś czas kluby działały przez internet. Ludzie łączyli się z DJami, ci puszczali muzykę na żywo i byli wynagradzani napiwkami.

Nie sądzę, żeby coś takiego zadziałało w Polsce, a przynajmniej nie na wielką skalę, ale działajmy z tym, co mamy. A mamy Skype'a, Messengera, a przy odrobinie szczęścia także znajomych i tematy do rozmowy z nimi. Domowe zapasy alkoholu nie są wymagane, ale z pewnością też nie zaszkodzą. Tak zebrane składniki łączymy i uzyskujemy imprezę... A przynajmniej jej namiastkę.

Żarty żartami, ale pewnym znajomym, którzy nie mogą teraz wychodzić z domu, już zapowiedziałem zdalną popijawę. Oni może nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego, że mówiłem poważnie, ale dowiedzą się. Umówimy się na konkretny termin, uruchomimy wideokonferencję, każdy przygotuje sobie jakiegoś drinka i po prostu porozmawiamy. Oczywiście, to nie będzie to samo, co gdybyśmy się spotkali naprawdę. Tyle tylko, że wyboru nie ma. Trzeba sobie radzić.

To tyle z moich pomysłów. Oczywiście, nie są bardzo odkrywcze, wiem o tym. Sądzę jednak, że to takie rzeczy, które nie muszą nikomu przyjść do głowy w pierwszej chwili, a byłoby trochę szkoda, gdyby cały ten czas przeznaczyć tylko na oglądanie seriali. Nie ma co przesadzać. Jeśli chcecie, napiszcie, jakie wy macie nieszablonowe pomysły na zwiększoną ilość czasu spędzonego w domu. Może ktoś skorzysta.

Tymczasem zostawiam Was z piosenką, którą może już udostępniałem, ale to nic. Nadal jest cudowna:


Trzymajcie się! Nie nudźcie się! Bądźcie zdrowi! Myjcie ręce!

niedziela, 8 marca 2020

Dwie perspektywy.

Two perspectives. [English version may be added later.]

Wczoraj na zakupach spotkaliśmy znajomą, która pracuje w pewnym sklepie z tzw. home decor, czyli artykułami wyposażenia wnętrz. Pokazała nam różne drobiazgi, a wśród nich miękką i uroczą maskotkę królika. Wskazała nam jednak, że z zabawką tą coś poszło nie tak: mianowicie zwierzak oczy i nos miał na jednej wysokości, co sprawiało, że królik wyglądał na zdeformowanego. Niby wyglądał uroczo, ale trochę głupia sprawa.

Przyjrzałem się jednak maskotce uważniej, spojrzałem na nią pod innym kątem i nagle okazało się, że królik wcale nie jest zdeformowany, a wygląda jak groźny gangster, szef mafii, ktoś, kto mocno się wkurzył i zaraz każe swoim cynglom odstrzelić Twój głupi łeb.

Widzicie?

Ta pozornie głupia angedotka niesie jednak za sobą pewną treść. Jaką? Taką, że czasem obie strony mają rację. Królik jest jednocześnie zdeformowany i ma wygląd groźnego gangusa - wszystko zależy od tego, jak się na niego spojrzy. Perspektywa ma znaczenie. To jak w tej popularnej grafice, w której coś wydaje się kołem lub kwadratem, a tak naprawdę jest walcem z jednej strony rzucającym cień w kształcie koła, a z drugiej w kształcie kwadratu. Obie strony mają rację.

Tyle tylko, że to też nie jest reguła. Odmienne perspektywy odmiennymi perspektywami, ale wcale nie musi być tak, że obie strony mają rację. Ktoś może po prostu się mylić. Na przykład wczoraj w swoich mediach społecznościowych śmiałem się z ogłoszenia, że w pewnym sklepie wykupiono wszystkie środki antybakteryjne. Przyczyną jest oczywiście koronawirus i śmiałem się, z tego, bo przecież bakterie i wirusy to co innego. Tyle tylko, że jak mi szybko uświadomiono, nie oznacza to wcale, że środki antybakteryjne nie mogą zadziałać na wirusa. Wygłupiłem się trochę.

Okazuje się, że środki antybakteryjne to nawet przesadzona reakcja na koronawirusa. Zwykła higiena powinna wystarczyć. W związku z tym paniczne wykupywanie takich środków przez masy nadal jest zabawne, ale już nie jako świadectwo braku wiedzy biologicznej a wyolbrzymienia i braku spokojnej refleksji. To może jednak na tę sprawę też można różnie spojrzeć? Z jednej strony to działania, które można uznać za sensowne, ale z drugiej strony są mocno przesadzone. Gdzie leży prawda? Znowu pośrodku?

Idąc tym tropem można by zmierzać do przekonania, że dosłownie każda rzecz zależy od perspektywy i jest względna, a zatem biec radośnie w stronę relatywizmu. Cóż... Wydaje mi się, że jednak nie na wszystko da się spojrzeć na kilka sposobów. Są poglądy, zachowania czy zbrodnie nie do obronienia z żadnej perspektywy. Zdumiewające jest jednak to, że kwestii, na które można spojrzeć na kilka sposobów, jest całe mnóstwo. Wydaje się nawet, że taka jest zdecydowana większość wszystkiego. Co sądzicie? Napiszcie, jeśli chcecie.

Tymczasem zostawiam Was z bardzo przyjemnym utworem z zeszłego roku:


To chyba tyle. Dobrego tygodnia! Pamiętajcie, że inni mogą patrzeć na rzeczy z innej perspektywy niż wy. To nie znaczy, że mają rację, ale nie znaczy też, że jej nie mają. Rozpatrujcie każdy przypadek osobno. Miejscie otwarte, ale nie puste głowy!

niedziela, 1 marca 2020

Witaj ponownie!

Welcome again! [English version may be added later.]

Jesteś gdzieś. Robisz coś. Poświęcasz na coś czas. Przyzwyczajasz się. Lubisz to, co robisz, to, gdzie jesteś. A potem nagle z jakiegoś powodu przerywasz. Może to siła wyższa. Może zaczyna brakować czasu. Niewykluczone, że pojawia się coś ważniejszego. Możliwości jest wiele. Istotne jest to, że to wszystko znika.

Mija rok, dwa, pięć, może dziesięć. Powoli zapominasz, o co w tym wszystkim chodziło. Szczegóły się zacierają. Z umysłu umyka świadomość, dlaczego te rzeczy czy miejsca były dobre. I tak to się kończy...

Albo i nie, ale o tym za chwilę.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Otóż prawie trzy lata temu, w lipcu 2017, podczas podróży przez Norwegię czytałem pewną książkę. Był to "Roland", pierwsza część sagi "Mroczna wieża" Stephena Kinga. To powieść dziwna, momentami trudna, ale mająca w sobie jakiś dziki powab i przez to wciągająca. Tak mi się przynajmniej wydaje. Niewiele już pamiętam, ponieważ minęło sporo czasu.

W każdym razie książka bardzo mi się podobała. Po powrocie do kraju próbowałem zdobyć drugą część, ale nie było jej w bibliotece. Sprawdzałem kilkukrotnie. Prosiłem też o pomoc tatę, ale na nic się to zdało. W końcu więc zapomniałem albo odpuściłem. Tak minęły te prawie trzy lata. 

Ostatnio jednak gdzieś znowu usłyszałem o cyklu "Mroczna wieża" i napomknąłem mojej żonie, że gdy będzie w bibliotece może spróbować wypożyczyć mi drugą część sagi. Niedługo potem, któregoś dnia w tym tygodniu wróciłem do domu z pracy i zobaczyłem, że na biurku czeka na mnie to:

"Powołanie trójki" - część druga cyklu.

Za lekturę zabrałem się albo jeszcze tego samego wieczora albo najpóźniej następnego. Wcześniej musiałem tylko przypomnieć sobie, co działo się w pierwszej części, bo, jak wspomniałem, zapomina się. Przeczytałem krótkie streszczenie i choć nie odświeżyło mi ono wszystkich szczegółów, to najważniejsze fakty wskoczyły na miejsce. Od tamtej pory zdążyłem przeczytać już prawie jedną czwartą tej powieści. Jest super. Wspaniała to książka, nie zapomnę jej nigdy.

Wracając do ogółu z początku tego wpisu: to może jednak rzeczy niekoniecznie się kończą. Nawet jeśli się o nich zapomniało, nawet jeśli ostatnio miało się z nimi kontakt dawno temu. To wcale nie znaczy, że jeśli się do nich wróci po czasie, to nie może to być powrót z lekkością, z radością. Było, potem nie było, a teraz znowu jest. I super. Okazuje się, że długa przerwa nic nie zmieniła.

Miewacie tak z czymś? Może jest jakieś miejsce, do którego jeździcie tylko raz na kilka lat, ale gdy już się tam pojawiacie, to jest wspaniale? Może spotkaliście się z tym, że do jakiejś serii książek czy filmów wróciliście po długiej przerwie i okazuje się, że nic nie straciły na jakości? A może macie tak z jakimś hobby? Dajcie znać, jeśli chcecie.

Tymczasem zostawiam Was z utworem z najnowszej płyty "Uśmiech" Jana-Rapowanie i Nocnego. Wyszła w tym tygodniu:


Sprawdźcie koniecznie cały album, zwłaszcza utwory "Pilot", "Bąbelek", "Główny" i "Centralny". Naprawdę warto!

To by było na tyle. Trzymajcie się ciepło. Dobrego tygodnia!