niedziela, 21 czerwca 2020

Jak przestałem się martwić i pokochałem telewizję.

How I learned to stop worrying and love the TV [English version below.]

Telewizja. Kiedyś rewolucja technologiczna, potem główna rozrywka dla mas. Od czasu upowszechnienia się internetu powoli traci na znaczeniu, ale chyba nadal pozostaje głównym środkiem masowego przekazu. To się jednak będzie zmieniać. Ile razy słyszeliście wypowiedziane z wyższością "nie oglądam telewizji" lub "nie mam telewizora w domu"? Sam zresztą tak mówiłem.

Dlaczego użyłem czasu przeszłego? Bo wróciłem do spoglądania na to medium nieco łaskawszym okiem. Nadal z telewizora korzystam głównie podpinając go kablem HDMI do laptopa i włączając coś na Netfliksie, ale czasem, zwłaszcza będąc u teściów, oglądam rzeczywiście telewizję. Przede wszystkim pełni to funkcję tła, gdy robię coś innego na laptopie lub telefonie, ale zdarza się, że rzeczywiście się w coś wciągnę.

Bywa, że to jakiś serial czy film, ale je tak naprawdę wygodniej ogląda się na streamingach, gdzie można wybrać, co dokładnie włączyć i można zatrzymać lub przewinąć transmisję w dowolnym momencie. Telewizja oferuje jednak więcej: sport, publicystykę czy programy komediowe, ale też te, o których chcę napisać dzisiaj, czyli formaty oparte na rywalizacji. Nie do końca teleturnieje czy "talent shows", ale rzeczy mające z nimi cechy wspólne. Poniżej prezentuję kilka takich pozycji, które w ostatnim czasie zdarzyło mi się oglądać. Zapraszam!

Co tu włączyć...

Wstyd się przyznać, ale...
Na pierwszy ogień idą programy, które nie nie są szczególnie ambitne. Nawet nie próbują być. Podejrzewam, że niektórzy mogą szydzić z ich oglądania. Nie zmienia to jednak faktu, iż z jakiegoś powodu bawią mnie i wciągają. Gdy przy przełączaniu kanałów trafię na któryś z tych programów, prawdopodobnie będę chciał go zobaczyć. Tutaj do głowy przychodzą mi przede wszystkim dwie pozycje:
  • Gry małżeńskie - to program emitowany na Polsat Cafe, który polega na tym, że w każdym odcinku pojawia się jedna singielka i trzech mężczyzn, z których jeden także jest singlem, a dwaj pozostali żyją w stałych związkach. Kobieta spotyka się z nimi kolejno na "randkach" w ich mieszkaniach i próbuje zorientować się, który z panów jest wolny. Jednocześnie wszyscy trzej próbują przekonać ją, że to oni pozostają samotni. Singielka zbiera informacje oglądając mieszkanie, przetrząsając znajdujące się w nim przedmioty w poszukiwaniu śladów obecności kobiety, a także rozmawiając z kandydatami i na przykład prowokując ich do dotyku lub pewnej intymności. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, iż partnerki mężczyzn (a w przypadku singla np. kolega) przez cały czas obserwują obraz z kamer w osobnym pokoju i w trakcie "randek" panowie udają się do nich na konsultacje, w trakcie których mogą zostać zbesztani czy zachęceni do bycia śmielszymi. 

    Co jest stawką? Oczywiście pieniądze, a konkretnie trzy tysiące złotych. Jeśli na koniec programu singielka prawidłowo wskaże singla, oboje dzielą się tą kwotą. W przeciwnym wypadku pieniądze zgarnia para, której mężczyzna został wytypowany. 

    Czy to dość prymitywna rozrywka? Oczywiście. Nie zmienia to faktu, że obserwowanie jak uczestnicy próbują wcielić się w role nieporadnych samotników albo przebojowych amantów potrafi być całkiem zabawne. Dodatkowo w grę wkracza nutka prymitywnego hazardu, gdy widz obstawia, kogo obstawi singielka. Dotychczas moja skuteczność wynosi 100%!

    Gry małżeńskie” - nowy randkowy reality-show dla małżonków w ...
  • 4 wesela - to także program Polsatu, bazujący na brytyjskim "Four Weddings" na licencji ITV. W show biorą udział cztery panny młode, które zapraszają się nawzajem na swoje wesela. Te podlegają ocenie przez zaproszone kobiety: każda z nich może przyznać maksymalnie 10 punktów w każdej z czterech kategorii: "suknia ślubna", "miejsce i wystrój", "menu" oraz "wrażenia ogólne". Prosta matematyka zdradza, że łącznie do zdobycia jest 120 punktów. Ta z panien młodych, która zdobędzie ich najwięcej w odcinku, wygrywa dwadzieścia pięć tysięcy złotych, więc nagroda jest niebagatelna.  

    To oczywiście nie program dla wszystkich i zdecydowanie nie dla tych, którzy nie lubią wesel. Tak się jednak składa, że ja je sobie cenię, a w ramach "4 wesel" można podpatrzeć różne rozwiązania stosowane podczas uroczystości czy zebrać ciekawe pomysły na uatrakcyjnienie imprezy. Pewną rozrywką jest też na przykład obserwowanie intryg i stronniczości uczestniczek - w końcu pokusa, by obcinać punkty konkurentkom zamiast oceniać je rzetelnie, jest bardzo duża.
Dlatego kocham telewizję.
Na szczęście telewizja oferuje też formaty, których cały pomysł, a także sposób realizacji naprawdę mi imponują i podobają mi się w pełni. Oto programy, w których uczestnicy muszą rzeczywiście wykazać się pewnymi umiejętnościami. Łatwo więc wybrać swoich faworytów i potem mocno im kibicować. Możecie to robić w takich show jak choćby:
  • Ninja Warrior Polska - szkoda, że Polsat nie płaci mi żadnych pieniędzy, bo to kolejny program tej grupy. Oparty jest na japońskim formacie i sprowadza się do tego, że wysportowani zawodnicy pokonują wymyślny tor przeszkód w jak najkrótszym czasie. Dużo tu skakania, wspinania się czy podciągania, a chwila nieuwagi może zakończyć się lądowaniem w wodzie. Uczestnicy w ten sposób próbują przebrnąć przez eliminacje, by potem dostać się do finału i tam powalczyć o wysoką nagrodę pieniężną.

    Tym, co naprawdę podoba mi się w "Ninja Warrior Polska", jest fakt, iż wygląda to bardzo uczciwie. Bohaterowie odcinka mierzą się z tym samym torem przeszkód, nikt ich nie ocenia, nie ma tu żadnego kombinowania za plecami czy brania kogoś na litość. Albo zawodnikowi uda się swoją sprawnością i inteligencją pokonać tor przeszkód, albo nie. To zero-jedynkowe. Poza tym ważny jest czas, ale to też obiektywne kryterium.

    Oczywiście to telewizyjne show, więc nie brakuje tu elementów takich jak wywiady z uczestnikami i ich bliskimi, montaże wideo z informacjami o nich czy wypowiedzi komentatorów. Fragmenty te są jednak krótkie i treściwe, a zmagania komentują ludzie stosunkowo kompetentni, bo Łukasz „Juras” Jurkowski (m. in. zawodnik MMA) czy Jerzy Mielewski (dziennikarz sportowy i były siatkarz). Tak jak jednak wspomniałem, elementy te to jednak dodatek: najważniejszy jest tor przeszkód i walczący z nim zawodnicy - to naprawdę warto zobaczyć.

    Ninja Warrior Polska - oficjalna strona programu - Polsat.pl
  • Wykute w ogniu - to amerykański program emitowany na kanale History. Akcja rozgrywa się w kuźni, a w każdym odcinku rywalizuje ze sobą czterech kowali. Na początek muszą oni w trzy godziny wykuć ostrze zgodnie z parametrami zadanymi przez prowadzących (np. dotyczących jego długości oraz ząbkowania). Po tym czasie efekty ich prac są oceniane przez jury i jeden z kowali odpada. Pozostali dostają natomiast kolejne trzy godziny na dokończenie pracy, poprawienie wcześniejszych niedociągnięć, dodanie rękojeści i generalnie zamienienie ostrza w pełni sprawną broń. Po tym etapie efekty pracy kowali są poddawane testom pod kątem ostrości, wytrzymałości i łatwości użycia. W tym momencie kolejny z uczestników odpada. Pozostałym dwóm natomiast zostaje przedstawiona jakaś historycznie ważna broń (np. katana, szabla husarska czy rapier) i dostają oni pięć dni na jej wykucie. Po tym czasie powracają do kuźni i przedstawiają sędziom swoją broń. Ponownie jest ona poddawana testom i następnie jury wskazuje zwycięzcę. Otrzymuje on tytuł mistrza i dziesięć tysięcy dolarów nagrody. 

    To, co jest szczególnie atrakcyjne w "Wykutych w ogniu", to widoczna rywalizacja, ale opierająca się wyłącznie na umiejętnościach. W programie biorą udział prawdziwi fachowcy, ale oni też popełniają czasem błędy, a najmniejsze potknięcie może prowadzić na przykład do pęknięcia ostrza i porażki. Oczywiście, zmagania są oceniane przez sędziów, więc nie można tu mówić o w pełni obiektywnym wyniku (jak w przypadku "Ninja Warrior Polska"), ale w skład jury wchodzą profesjonaliści, mający wieloletnie doświadczenie w pracy z bronią białą. Ich wybory na ogół są więc trafione. Poza tym "Wykute w ogniu" to naprawdę interesujący program, do rywalizacji dokładający garść informacji historycznych czy ciekawostek o militariach. Warto zapoznać się z tym programem.

    Forged in Fire (TV series) - Wikipedia
Nie wszystko jest dla mnie.
Oczywiście oferta telewizji jest bardzo szeroka i pewnie programów, które zupełnie mnie nie zainteresują jest dużo więcej niż tych ekscytujących. Nie chodzi nawet o takie jak paradokumenty w stylu "Dlaczego ja?", ale nawet o te z pozoru nastawione na rywalizację. Pozornie pomysł na nie jest podobny do wymienionych powyżej, a jednak z jakiegoś powodu zupełnie mnie do siebie nie przekonują. Przykładem może być "Shopping Queen", które też próbowałem oglądać przez chwilę jakiś czas temu i cóż... No zdecydowanie nie jest to program dla mnie. Jeśli jednak kogoś to interesuje, to życzę dobrej zabawy. 

Tym, co chyba warto wynieść z tego wpisu, to wniosek, że nie warto jeszcze skreślać telewizji. Może to być już nieco anachroniczna forma przekazywania treści, ale medium to jest nadal na tyle potężną maszyną, zasobną w ludzi i pieniądze, że nadal wiele interesujących pomysłów na formaty będzie się w pierwszej kolejności ukazywać tam. Po prostu. A tymczasem zostawiam Was z klasyką elektroniki:


To tyle. Myjcie ręce i nadal noście maseczki (przynajmniej w sklepach). Dobrego tygodnia!

ENG:

TV. Once a technological revolution, then main entertainment for the masses. Since the spread of the Internet, it has slowly lost its relevance, but it probably still remains the main mass media. However, this will change. How many times have you heard the sentences "I don't watch TV" or "I don't have a TV at home" said with superiority? I used to say so myself.

Why did I use the past tense? Because I returned to looking at this medium in a more favorable way. I still use the TV mainly to connect it with an HDMI cable to the laptop and turn something on Netflix, but sometimes, especially when I visit my in-laws, I actually watch TV. First of all, it acts as a background when I do something else on a laptop or phone, but it happens that I get really interested in something.

Sometimes it is a series or movie, but these are actually more convenient to watch on streaming, where you can choose what exactly to turn on and you can stop or rewind the transmission at any time. However, television offers more: sport, journalism or comedy programs, but also those that I want to write about today, i.e. competition-based formats. Not really quizzes or talent shows, but things that have common features with them. Below I present a few such items that I have recently seen. Feel welcomed!

I'm ashamed to admit, but...
Let's start with programs that are not particularly ambitious. They don't even try to be. I suspect that some may scoff at watching them. It does not change the fact that for some reason they entertain and draw me in. When I switch to one of these programs when switching channels, I will probably want to see it to the very end. Here, above all, two positions come to mind:
  • Marriage games - it is a program broadcasted on Polsat Cafe, which idea is that in each episode there is one single lady and three men, one of whom is also a single, and the other two live in permanent relationships. The woman meets them sequentially on "dates" in their apartments and tries to figure out which of the men is free. At the same time, all three are trying to convince her that they remain alone. The woman gathers information by looking at the apartment, searching the objects inside it for signs of a woman's presence, as well as talking to the candidates and, for example, provoking them to touch or some intimacy. An additional thing is the fact that partners of men (and in the case of a single, e.g. a colleague) constantly watch the video from cameras in a separate room and during "dates" men go to them for consultations, during which they may be scolded or encouraged to be bolder .

    What is the stake? Of course, money, specifically three thousand zlotys. If at the end of the program the single woman indicates the single man correctly, they both share the amount. Otherwise, the money is won by a couple whose man has been selected.

    Is this rather primitive entertainment? Of course. It doesn't change the fact that watching participants try to play the role of clumsy loners or bold lovers can be quite fun. In addition, a hint of primitive gambling comes into play when the viewer bets on whom the single lady will bet on. So far my effectiveness is 100%!
  • 4 weddings - this is also Polsat's program, based on the British "Four Weddings" licensed under ITV. Four brides take part in the show and invite each other to their weddings. These are subject to evaluation by invited women: each of them can award a maximum of 10 points in each of four categories: "wedding dress", "place and decor", "menu" and "overall experience". Simple mathematics reveals that there are 120 points to collect. The bride who wins the episode, gets twenty-five thousand zlotys, so the prize is considerable.

    This is obviously not a program for everyone and definitely not for those who do not like weddings. However, it so happens that I value them, and as part of "4 weddings" you can look at various solutions used during the ceremony or gather interesting ideas to make the event more attractive. There is also some entertainment in watching the intrigues and bias of the participants - after all, the temptation to cut points for competitors instead of assessing them fairly is very large.
That's why I love TV.
Fortunately, the television also offers formats whose entire idea and implementation method really impresses me and I like them fully. These are programs in which participants must actually demonstrate some skills. So it's easy to choose your favorites and then support them strongly. You can do it in such shows as:
  • Ninja Warrior Polska - it is a pity that Polsat does not pay me any money, because it is another program of this group. It is based on the Japanese format and boils down to the fact that athletic competitors overcome the fancy obstacle course in the shortest possible time. There is a lot of jumping, climbing or pulling up, and a moment of inattention can end up landing in the water. In this way, the participants try to get through the eliminations, then get to the finals and fight for a high cash prize.

    What I really like about "Ninja Warrior Polska" is the fact that it looks very honest. The protagonists of the episode face the same obstacle course, no one assesses them, there is no backstage manipulation or taking someone for pity. Either the competitor manages to overcome the obstacle course with his agility and intelligence, or not. It's zero-one. In addition, time is important, but it is also an objective criterion.

    Of course, this is a television show, so there are plenty of elements such as interviews with participants and their loved ones, video montages with information about them or comments from experts. However, these fragments are short and meaningful, and the struggles are commented on by relatively competent people, that is Łukasz "Juras" Jurkowski (among others, MMA fighter) and Jerzy Mielewski (sports journalist and former volleyball player). As I mentioned, however, these elements are an addition: the most important is the obstacle course and the competitors fighting with it - it's really worth seeing.
  • Forged in Fire - is an American program broadcast on the History channel. The action takes place in a forge, and in each episode four smiths compete with each other. To begin with, they must forge the blade in three hours in accordance with the parameters set by the hosts (e.g. regarding its length and serrating). After this time, the effects of their work are evaluated by the jury and one of the smiths falls off. Others get another three hours to finish the work, correct previous shortcomings, add a hilt and generally change the blade to a fully functional weapon. After this stage, the blacksmiths' work results are tested for sharpness, durability and ease of use. At this point, the next participant leaves the show. The other two are presented with some historically important weapon (e.g. katana, hussar saber or rapier) and they get five days to forge it. After this time, they return to the smithy and present their weapons to the judges. These are also tested and then the jury indicates the winner. He receives the title of a champion and ten thousand dollars in prize.

    What is particularly attractive in "Forged in Fire" is visible competition, but based only on skills. Real professionals take part in the program, but they also sometimes make mistakes, and the slightest stumble can lead to, for example, a broken blade and failure. Of course, the struggles are judged by the jury, so you can not talk about a fully objective result (as in the case of "Ninja Warrior Polska"), but the jury consists of professionals with many years of experience in working with melee weapons, so their choices are usually right. In addition, "Forged in Fire" is a really interesting program, supplementing the struggle with a handful of historical information or curiosities about military items. It is worth getting acquainted with this program.
Not everything is for me.
Of course, the television offer is very wide and probably there are much more programs that will not interest me at all than the exciting ones. It's not only about paradocuments like "Dlaczego ja?", but even about those seemingly focused on competition. Apparently, the idea for them is similar to the ones mentioned above, and yet for some reason they completely do not convince me. An example would be "Shopping Queen", which I also tried to watch for a while some time ago and well... Well this program is definitely not for me. However, if someone is interested, I wish you good fun.

What is probably worth taking from this entry is the conclusion that it is not worth resigning from television yet. It may already be a somewhat anachronistic form of transferring content, but this medium is still a powerful machine, rich in people and money, so many interesting ideas for formats will still appear there in the first place. Just like that. Meanwhile, I'm leaving you with the electronics classic. You can find it above.

That's it. Wash your hands and still wear masks (at least in stores). Have a good week!

niedziela, 14 czerwca 2020

Co to za gangsterzy?

Who are these gangsters? [No English version today, since this text is about Polish movie and actors. if you would like one anyway, let me know.]

Na początku tego roku pojawił się w kinach pewien polski film. Raczej nie było słychać o nim złych opinii, ale mam wrażenie, że w ogóle przeszedł bez większego echa. Tak się jednak złożyło, że nieco ponad tydzień temu produkcja ta pojawiła się na Netfliksie, dzięki czemu zdecydowanie powiększyło się grono jej odbiorców. Momentalnie też zrobiło się o niej głośno. O jakim filmie mowa? Oczywiście o "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa". 

Nie będę tutaj pisał o wszystkich aspektach tego filmu, jego zaletach (licznych) i wadach (znośnych). Powiem tylko tyle, że po prostu bardzo przyjemnie ogląda się tę produkcję. Pragnę skupić się natomiast na jednym jej elemencie, a mianowicie obsadzie. Ta jest rzeczywiście interesująca, ale i spora, toteż ograniczę się do osób z jakiegoś powodu szczególnych - ważnych dla fabuły czy zaskakujących wyborów castingowych. Właśnie w ten sposób powstały 3 kategorie, które prezentuję poniżej.

Plakat nie jest szczególnie porywający, ale to pozory.

1. Powiew świeżości.

Bohater - Marcin Kowalczyk

To centralna postać filmu. Narrator, ale i główny bohater, będący kołem zamachowym całej fabuły. Jego twarz wydawała mi się znajoma, ale nie potrafiłem stwierdzić dlaczego. Dopiero błyskawiczny research uświadomił mi, że aktor ten osiem lat temu wcielał się w rolę Magika w filmie "Jesteś bogiem". W międzyczasie zagrał też m. in. w "Hardkor disko" i "Córkach dancingu", ale to dwa skrajne filmy, portretujące rapera i gangstera, chyba dobrze pokazują potencjał tego aktora i aż dziw, że tak mało go w polskim kinie. A przecież ma coś w sobie, jakąś nieuchwytną dzikość w spojrzeniu czy sposobie poruszania się. W najnowszej produkcji sprawdza się to doskonale.

Marcin Kowalczyk jest dopiero niewiele po trzydziestce, więc istnieje spora szansa, że przyniesie światu jeszcze wiele fantastycznych kreacji. W "Jak zostałem gangsterem" postać groźnego, bardzo inteligentnego gangstera sprzedaje bardzo wiarygodnie. Można uwierzyć nawet w to, że choć podczas filmu Bohater przechodzi przemianę, zmienia się skala jego planowania i z pospolitego przestępcy staje się prawdziwym wodzem, to nadal napędza go adrenalina. Ciekawe, co jeszcze uda się mu nam sprzedać w kolejnych swoich kreacjach. Ja bardzo chętnie się przekonam.

Walden - Tomasz Włosok

Aktor ten zaczynał od ról w polskich serialach (choćby "Pierwsza miłość"), potem pojawiając się w kolejnych produkcjach, takich jak m. in. "Bodo", "Jestem mordercą" czy niedawno netfliksowe "1983", gdzie partnerował Robertowi Więckiewiczowi. Miniony rok był dla niego dość obfity, bo pojawił się m. in. w "Bożym ciele" "Stuleciu winnych" czy "Underdogu". Aktor w tym roku kończy 30 lat i ma już za sobą całkiem spory dorobek.

W "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" pokazuje natomiast, że może bardzo dużo i przy odrobinie szczęścia najlepsze jeszcze przed nim. Stworzona tam kreacja Waldena, prawej ręki głównego bohatera, lojalnego za wszelką cenę, a jednocześnie zupełnie nieobliczalnego, absolutnie szalonego, który z dnia na dzień zatraca swoje człowieczeństwo, jakimś cudem pozostaje wiarygodna przez cały film. Postać wykreowana przez Tomasza Włosoka to z pewnością najjaśniejszy punkt tego i tak całkiem niezłego filmu. Oby tak dalej!

Łomek - Adam Bobik

Co prawda ta postać nie jest wybitnie istotna dla fabuły filmu, ale jednak przewija się przez znaczną jego część. Choć chyba nikt jej nie polubił, to właśnie taką postać miał wykreować prawie trzydziestodwuletni aktor. Łomek to cwaniak, tchórz, który z jakiegoś powodu nosi w sobie zdecydowanie więcej dumy niż powinien. I Adam Bobik sprzedaje to bardzo wiarygodnie: można mu wierzyć, gdy pokazuje, że uważa się za pana sytuacji, a zaraz potem zmienia się w trzęsącą się ze strachu kupę mięsa. To świetny portret pozera, który próbuje nadrabiać miną, ale w żaden sposób nie zbliża się do tego, kim chciałby być. 

Jeśli chodzi o wcześniejszy dorobek, to Adam Bobik grał w sporej ilości produkcji (choćby "Planeta singli", "Juliusz", "Wybraniec"), natomiast nie ukrywam, że ja nie kojarzę żadnej z jego ról i niemal wszystkie wyglądają na drugoplanowe lub nawet epizodyczne. A szkoda. Bardzo chętnie zobaczę, co jeszcze potrafi ten aktor. Niech pojawi się jako ważna postać choć w kilku głośnych filmach.

Marian - Piotr Rogucki

Tak, wiem. Umieszczanie muzyka i lidera zespołu "Coma" w kategorii "powiew świeżości" to pewne nadużycie. Przecież pierwsze aktorskie epizody zaliczał on dwadzieścia lat temu. Nie da się jednak ukryć, że większość występów ekranowych Roguca to role dość epizodyczne. Mi osobiście nadal najbardziej kojarzy się z rolą Manola w seriach "Oficer". Oczywiście, od tamtej pory pojawiły się też m. in. "Skrzydlate świnie" czy "Misja Afganistan", natomiast w "Jak zostałem gangsterem" widzimy artystę w roli Mariana, jednego z przestępców, nieszczególnie błyskotliwego, a jednocześnie raczej pozbawionego jakichkolwiek zasad. Balansuje on gdzieś na granicy między w miarę kompetentnymi gangsterami, a tymi po prostu obłąkanymi. I wiecie co? To na pewno nie jest rola wybitna, ale po raz kolejny utwierdza mnie w przekonaniu, że chętnie obejrzałbym więcej Roguckiego na ekranie, nawet na pierwszym planie.

2. Stara gwardia.

W "Jak zostałem gangsterem" prym wiedzie stosunkowo młode pokolenie, ale oczywiście nie jest ono zawieszone w próżni. Otacza ich rzeczywistość, którą kształtują ich poprzednicy czy przodkowie, a przy takich rolach raczej nie ma zaskoczeń. Także i we wzmiankowanym filmie postawiono na doświadczonych aktorów. Nie warto się więc zanadto rozpisywać, ale można wspomnieć o najtrafniejszych wyborach:
  • Jan Frycz (Daniel) - oto gangster jak się patrzy. Tego aktora chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, bo przez lata udowadniał swój kunszt aktorski, czasem z powodzeniem wcielając się w role twardzieli albo po prostu skurwysynów, ale oczywiście nie tylko. Choć zaskakująco często gra w przeciętnych albo po prostu słabych produkcjach, to na szczęście w jego dorobku można wymienić choćby "Oficera", a ostatnio jest powszechnie chwalony za rolę w "Ślepnąc od świateł". W "Jak zostałem gangsterem" Frycz gra człowieka absolutnie bezwzględnego, a jednocześnie zainteresowanego wyłącznie zarabianiem pieniędzy. To jego jedyny cel, ważniejszy niż cokolwiek innego i ja, oglądając tego aktora na ekranie, absolutnie w to wierzę. W sumie liczę na to, że pan Jan zagra jeszcze w przynajmniej kilku naprawdę dobrych filmach.
  • Janusz Chabior (Magi) - to jeden z etatowych twardzieli polskiego kina w ostatnich latach, który samym spojrzeniem potrafi przyprawić człowieka o dreszcze. Choć obecnie może kojarzyć się mocno z filmami Patryka Vegi ("Służby specjalne", "Botoks" czy "Polityka"), to grał także m. in. w "Pitbullu", "Odwróconych", "Drogówce", "Pakcie", "Wołyniu", "Na granicy", "Underdogu" czy "Kamerdynerze". Z drugiej strony warto zobaczyć go w "Kołysance' Machulskiego. Niby to mroczny film, ale przecież komedia, w dodatku przezabawna i Janusz Chabior walnie się do tego przyczynia. To o tyle fascynujący aktor, że absolutnie nie przychodzi mi do głowy żadna słaba rola w jego wykonaniu. Nawet jeśli cały film stałby na żenująco niskim poziomie, pan Janusz gwarantuje, że przynajmniej jedna postać zostanie zagrana z imponującą jakością.
  • Adam Woronowicz (Ryszard, ojciec Bohatera) - postanowiłem umieścić go na tej liście, bo fascynuje mnie to jak w "Jak zostałem gangsterem" gra on ucieleśnienie bezradności. Jego postać jest mocno zatroskana o syna i widzi, że idzie on w zupełnie nieodpowiednią stronę, ale nie potrafi zupełnie nic z tym zrobić. Najpierw próbuje go jeszcze wychowywać, ale wycofuje się przy jakimkolwiek oporze. Potem woli już udawać, że nie widzi, na kogo wyrosło jego dziecko. To naprawdę przekonująca i jednocześnie smutna postać. Sam aktor natomiast od lat pokazuje wielki talent. W swoim bogatym dorobku ma między innymi "Zimną wojnę" (epizodycznie), "7 uczuć" i "Pakt" (jako jedna z ważniejszych postaci) czy "Kamerdynera". Zwłaszcza ten ostatni film to pokaz umiejętności Woronowicza, gdzie odgrywa hrabiego von Kraussa na przestrzeni czterdziestu lat. Ciekawie wypada zresztą porównanie przedstawionej przez aktora figury ojcowskiej w tym filmie w kontrze do "Jak zostałem gangsterem". Hrabia jest apodyktyczny, władczy. Nie dopuszcza do jakiegokolwiek sprzeciwu i jego zdanie nie może być podważone. Mało jest osób z którymi się liczy, a z pewnością nie ma wśród nich najbliższej rodziny. To ciekawy kontrast i tylko jeden z licznych dowodów na wielki kunszt aktorski tego artysty. Zresztą cały ten akapit można streścić jednym zdaniem: Adama Woronowicza nigdy za wiele. Chcę go oglądać jak najwięcej.
3. One.

Jeśli gdzieś pojawiają się gangsterzy, to zwykle towarzyszą im one: kobiety gangsterów. Choć nie tkwią w samym centrum opowieści, to jednak są dla niej ważne. Stają się motywacją albo powodem popełnienia błędów. Uskrzydlają lub ciągną w dół. Nie podoba Wam się ta wizja? Mi też tak średnio, ale to nie ja produkuję filmy gangsterskie, a z kolei ich twórcy nie odpowiadają za to jak wyglądała ta społeczność. 

W każdym razie w "Jak zostałem gangsterem" mamy do czynienia z dwoma ważniejszymi postaciami kobiecymi. Pierwsza to Magda, ukochana Bohatera, w którą wciela się Natalia Szroeder. Trzeba przyznać, że to całkiem udany debiut aktorski piosenkarki. Interesujący jest przede wszystkim początek jej obecności na ekranie, gdy Bohater próbuje ją poderwać, a ona inteligentnie z nim flirtuje. Potem okazji do błysku jest już mniej, ale artystka potrafiła w taktowny, nienachalny sposób zagrać swoje zaniepokojenie i wątpliwości, gdy coraz trudniej było jej nie dostrzegać kłamstw Bohatera. Moje ogólne wrażenia z jej występu są więc całkiem pozytywne i jeśli wystąpi w kolejnych filmach, będę całkiem ciekaw, czy udało jej się pokazać więcej talentu.

Druga ważniejsza postać kobieca to Viola, którą gra Natalia Siwiec. Celebrytka ta na ekranie nie błyszczy, ani też nie wygłupia się przesadnie. Prawdę powiedziawszy jednak scenariusz nie pozwala jej za bardzo na jedno, ani na drugie. Jej postać ma więcej czasu ekranowego niż inne kobiety (poza Magdą), ale jest w tym filmie tylko dlatego, że musi wypełnić lukę. Potrzebny był ktoś obok Waldena, kto oprócz Bohatera pokazywałby jak zmieniają się relacje tej postaci z innymi i Viola jest właśnie po to. W związku z tym nie dostajemy nawet namiastki jej jako postaci. Efekt? Nieszczególnie zależy mi na oglądaniu Natalii Siwiec na ekranie, natomiast jeśli zobaczę, że ma gdzieś wystąpić, to nie sprawi jeszcze, że ucieknę z krzykiem. Chyba.

To by było na tyle. Jeśli oglądaliście "Jak zostałem gangsterem", podzielcie się swoimi wrażeniami. Jeśli nie, to może chcecie napisać coś na temat wymienionych tu aktorów i aktorek? Śmiało! 

Tymczasem ja zostawiam Was z piosenką niezwiązaną z tym tekstem, za to taką, która niedawno mi się przypomniała:


Teraz to już naprawdę wszystko na dziś. Nadal myjcie ręce i noście maseczki! Trzymajcie się ciepło!

niedziela, 7 czerwca 2020

Blonde.

Blonde. [English version below.]

Nie będę się dzisiaj rozpisywał za bardzo. Chcę tylko wspomnieć o pewnym bezbrzeżnym zachwycie, który wyrażałem już w tym tygodniu na moim Facebooku. Otóż tydzień temu słuchałem wywiadu Karola Paciorka (Impoderabilia) z Vito Bambino (m. in. Bitamina). Samej rozmowy, bardzo ciekawej. możecie posłuchać pod tym linkiem:


W każdym razie w trakcie rozmowy usłyszałem o pewnym artyście, o którym coś wcześniej słyszałem, ale nigdy go nie słuchałem. Vito Bambino określił go jednak jako jedną ze swoich ważniejszych inspiracji, a dowiedziałem się też z tej rozmowy, że magazyn Pitchfork wybrał ostatni długi album tego artysty najlepszym albumem dekady. Wtedy postanowiłem, że sprawdzę to, ale pomyślałem też, że rzecz pewnie i tak nie przypadnie mi do gustu.

Nie, to nie ten album.

Sprawdziłem. Okazało się, że bardzo się pomyliłem. A konkretniej:

Nazwisko: Frank Ocean.
Album: Blonde (alternatywnie też: blond).
Skrócona opinia: to najpiękniejsza rzecz na świecie.

Wcisnąłem "play", spodziewając się amerykańskiego rapu. Wtedy pewnie stwierdziłbym, że to dobra muzyka, ale nie dla mnie. Okazało się jednak, że zamiast tego dostałem wrażliwość zamkniętą w dźwięki. Muzykę trafiającą mnie prosto w serce. Gatunek? Pewnie pop. Soul? R&B? Jakaś taka przedziwna mieszanka. 

Blonde zachwyca mnie w zasadzie na każdym poziomie - muzyki, wokali, zaproszonych gości, przejść między poszczególnymi utworami. Wszystko tu się spina, zgrywa, układa w logiczną całość. Nie ma słabych momentów, gorszych utworów, potknięć. To rzecz, w której warto się po prostu zanurzyć. Zatopić w muzyce i płynąć. Niemal przez cały, godzinny album czuję dreszcze. Spora jego część budzi we mnie moje ulubione skojarzenia. Rozmowy na dworze w trakcie imprezy. Noc. Deszcz. Dym papierosowy. 

Wszystkie moje reakcje można sprowadzić do: "Gdzie ten album był przez całe moje życie?!". To oczywiste wyolbrzymienie, bo tak naprawdę straciłem tylko 4 lata, nie wiedząc o jego istnieniu (tak, płyta jest z 2016 r.). Staram się to teraz nadrobić, słuchając Blonde codziennie przynajmniej raz, a często kilkukrotnie. Mogę odtwarzać ten album w pętli. Od czasu do czasu odkrywam w nim coś nowego. Włączam go w pracy i po pracy. W tygodniu i w weekend. To muzyka, od której nie mogę, ale i nie chcę się uwolnić.

Posłuchajcie Blonde. Proszę. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie zakochacie się w tym albumie tak jak ja, ale przynajmniej dajcie mu szansę. Ja jestem tak zachwycony, że chyba i tak żadne z powyżej użytych słów nie są w stanie tego oddać. Album na Spotify możecie znaleźć pod >>tym linkiem<<. A tu mały kąsek na spróbowanie: 


To chyba tyle. Trzymajcie się ciepło. Myjcie często ręce. Dobrego tygodnia!

ENG:

I won't write too much today. I just want to mention a certain boundless admiration that I have already expressed this week on my Facebook. Well, a week ago I listened to an interview by Karol Paciorek (Impoderabilia, Polish YouTuber) with Vito Bambino (among others Bitamina, Polish band). The conversation itself was very interesting.

Anyway, during the interview I heard about an artist I had heard about before, but I have never listened to him. Vito Bambino, however, described him as one of his more important inspirations, and I also learned from this conversation that Pitchfork magazine chose the artist's last long album as the best album of the decade. Then I decided that I would check it, but I also thought that I would probably not like the thing anyway.

I checked that. It turned out that I was very wrong. To be more specific:

Name: Frank Ocean.
Album: Blonde (alternatively also: blond).
Short opinion: this is the most beautiful thing in the world.

I pressed "play" expecting American rap. Then I would probably say that this is a good music, but not for me. It turned out, however, that instead I got a sensitivity closed in sounds. Music that hits me straight in the heart. Genre? Probably pop. Soul? R & B? Some kind of weird mix of those.

Blonde impresses me basically at every level - music, vocals, invited guests, transitions between individual songs. Everything here fits together, forms a logical whole. There are no weak moments, worse songs, fails. It is worth to immerse yourself in it. Dip in music and flow. I feel chills almost throughout the entire hour. A large part of it evokes my favorite associations. Outdoor talks during the party. Night. Rain. Cigarette smoke.

All my reactions can be reduced to: "Where has this album been all my life ?!" This is an obvious exaggeration, because I lost only 4 years without knowing about its existence (yes, the album is from 2016). I'm trying to make up for it now by listening to Blonde every day at least once, and often several times. I can play this album in a loop. From time to time I discover something new in it. I turn it on at work and after work. During the week and weekend. It's music that I can't, but also I don't want to break free from.

Listen to Blonde. Please. There is a good chance that you won't fall in love with this album like I do, but at least give it a try. I am so delighted that probably none of the words used above can express it. The album on Spotify can be found following >> this link <<. And above you can find a small bite to try.

I think that's it. Listen to good music. Wash your hands often. Have a good week!