niedziela, 31 maja 2020

Dobre? Bo/choć polskie!

Good? Because / although Polish! [No English version today, since this text is related to Polish TV series.]

Wydaje mi się, że swego czasu powszechne było przekonanie, że jeśli seriale, to tylko amerykańskie albo ewentualnie brytyjskie. Wszystko inne to szrot. Oczywiście nie było to nigdy prawdą. Teraz, w dobie streamingu ludzie coraz częściej zdają sobie z tego sprawę i doceniają seriale hiszpańskie, niemieckie czy nawet polskie. Nadal jednak dość często można spotkać się z poglądem, że produkcje telewizyjne z naszego kraju to tylko maczetami.

Raczej nie wchodzę w dyskusje na ten temat, ale zawsze opinie te niemiłosiernie mnie wkurzają. To przecież skrajna głupota. Naprawdę dobrych polskich seriali jest całe mnóstwo i nie ograniczają się do tytułów z ostatnich lat, jak "Ślepnąc od świateł"  czy "Rojst". Poniżej prezentuję zestawienie kilku moich ulubionych polskich seriali. To oczywiście nie jest kompletna lista, ale kolejność na niej nie jest przypadkowa. Przejdźmy do rzeczy:

7. Pitbull (2005-2008)

Tę produkcję niemal na pewno znacie, bo fabuła jest powiązana z głośną serią filmów o tym samym tytule. Pierwszy sezon miał pięć odcinków, drugi dwanaście, a trzeci czternaście i wszystkie opowiadają o perypetiach pracowników Wydziału Zabójstw Komendy Stołecznej Policji,  potem przeniesionych do Wydziału Walki z Terrorem Kryminalnym. Porachunki z gangsterami będące motywem spinającym całą serię pokazano tu naprawdę dynamicznie.

Serial ten to oczywiście pierwsza klasa produkcji kryminalnych, z odpowiednim klimatem i wciągającą fabułą. Tym, co jednak szczególnie wyróżnia "Pitbulla", jest plejada świetnie napisanych i zagranych postaci. Te najbardziej znane to oczywiście groźny Despero, w którego wcielił się Marcin Dorociński i prawy Gebels, odgrywany przez Andrzeja Grabowskiego. Oprócz nich mamy między innymi Krzysztofa Stroińskiego grającego inteligentnego Metyla, skutecznego strzelca Benka, odgrywanego przez Janusza Gajosa, Pawła Królikowskiego w roli Igora, Rafała Mohra jako młodego Nielata, a także Weronikę Rosati, Romę Gąsiorowską czy Michała Żurawskiego. 

Ci bohaterowie razem z towarzyszącymi im innymi charakterystycznymi postaciami tworzą na tyle interesującą mieszankę, że akcję śledzi się z zapartym tchem. Można to zrobić na przykład na vod.tvp.pl.

6. Glina (2003-2008)

Ten serial składający się z dwóch sezonów po kilkanaście odcinków jest chyba gorzej pamiętany niż niektóre z obecnych na tej liście. Wynika to pewnie z bardziej kameralnego charakteru opowieści: barwnych bohaterów jest mniej i po prostu jako policjanci wydziału zabójstwo merytorycznie rozwiązują oni mniej lub bardziej łączące się ze sobą zagadki kryminalne. Jednocześnie też mierzą się ze swoimi prywatnymi problemami. Nie ma tu wielkiej walki pod hasłem "policja kontra gangsterzy".

Jednocześnie klimat tego serialu jest zdecydowanie bardziej mroczny niż na przykład "Pitbulla", co wynika też z brutalnego charakteru wielu zbrodni przedstawianych w kolejnych odcinkach. W tej sytuacji Jerzy Radziwiłowicz w roli posępnego nadkomisarza Andrzeja Gajewskiego odkrywającego kolejne poziomy makabry spisuje się wspaniale, a partnerujący mu Maciej Stuhr, Jacek Braciak i Robert Gonera także trzymają wysoki poziom. Oprócz nich w obsadzie znaleźli się między innymi Sławomir Orzechowski czy Marian Dziędziel.

O tym, że powyższe składa się na naprawdę wciągającą policyjną opowieść, możecie przekonać się także zaglądając na vod.tvp.pl. Serdecznie zachęcam!

5. Belfer (2016-2017)

O tym serialu zapewne słyszeliście, bo po pierwsze jest stosunkowo nowy, a po drugie był dość mocno promowany. Maciej Stuhr wciela się tu w rolę nauczyciela języka polskiego, który próbuje wyjaśnić zagadki kryminalne szkół, w których uczy. Nie ukrywam, że "Belfer" ma swoje wady - choćby wyjaśnienie zagadki z drugiego sezonu uważam za mocno naciągane. Niemniej jednak w ogólnym rozrachunku fabuła jest naprawdę wciągająca, a niektóre sekwencje są wręcz imponujące - nie zdradzając za dużo, odcinek drugiego sezonu w całości opierający się o ucieczkę przed zamachowcem to coś rewelacyjnego.

W obsadzie wrażenie robią też Sebastian Fabijański jako gangster Kuś, Grzegorz Damięcki jako wpływowy biznesmen, Krzysztof Pieczyński w roli lokalnego dziennikarza, Łukasz Simlat grający podejrzanego nauczyciela, Paweł Królikowski i Piotr Głowacki jako miejscowi policjanci, Magdalena Cielecka, Przemysław Bluszcz, Katarzyna Dąbrowska i inni, a z młodszych na przykład Paulina Szostak. To zresztą tylko najważniejsze postacie pierwszego sezonu, z których niewiele pojawia się w drugim. Tam natomiast obserwujemy na przykład Szymona Piotra Warszawskiego w roli oficera CBŚ, a także cały zestaw młodszych aktorów grających uczniów, jak na przykład Zofia Wichłacz, Michalina Łabacz, Damian Kret czy Eliza Rycembel. Siłą rzeczy, ponieważ akcja serialu rozgrywa się w szkole, bohaterów jest sporo. Na szczęście jednak w większości udało się napisać ich w taki sposób, że stają się oryginalni, wiarygnodni i poznajemy ich charaktery nawet nie skupiając się na nich przez zbyt długi czas. 

Gdyby ktoś chciał nadrobić tę produkcję, to zdaje się, że jest dostępna na przykład w player.pl. Jeśli jeszcze jej nie widzieliście, to moim zdaniem warto to zrobić.

4. Zbrodnia (2014-2015)

To dużo bardziej kameralna opowieść, składająca się z dwóch sezonów po trzy odcinki i wyprodukowana przez AXN. Fabuła opiera się o śledztwo w sprawie morderstw, do których dochodzi na Półwyspie Helskim. W zasadzie te kilka ostatnich słów wyjaśnia, dlaczego ten serial jest tak dobry. Po pierwsze intryga jest naprawdę interesująca i robi mocne wrażenie na odbiorcy. To zabójstwa, a nie kradzieże rowerów i winni muszą zostać znalezieni. Po drugie, lokalizacja jest nie do podrobienia. Najbardziej charakterystyczny z polskich półwyspów jest bardzo klimatycznym miejscem akcji. Piękne nadmorskie ujęcia, chłód wybrzeża czy wrażenie pustki i kameralności, powodowane między innymi tym, że na Helu jest tylko jedna główna droga naprawdę służą serialowi.

Podobnie jak przy wcześniejszych pozycjach, tu także obsada jest kolejnym mocnym punktem produkcji. Prym wiodą Wojciech Zieliński i Joanna Kulig w rolach policjantów pracujących nad sprawą. Są skupieni na śledztwie, a mniej na swoich prywatnych sprawach, które jednak w jakiś sposób też wypływają. Poza nimi pojawiają się tu między innymi Dorota Kolak, Aleksandra Popławska, Magdalena Boczarska i Radosław Pazura. W zasadzie każda osoba z obsady w krótkim czasie zdołała wykreować wiarygodną i interesującą postać z własnymi motywami i podejmowanymi działaniami. 

Naprawdę polecam obejrzenie "Zbrodni". Tym bardziej, że można to teraz zrobić na Netfliksie, więc w zasadzie wystarczy kliknąć.

Pora na przejście do podium...


3. 07 zgłoś się (1976-1987)

Oto prawdziwy klasyk polskiej telewizji! Żywy dowód na to, że Polacy też potrafią, a nawet potrafili kiedyś. Bronisław Cieślak przez dwadzieścia jeden odcinków wcielał się w rolę porucznika Sławomira Borewicza (kod wywoławczy: 07), niezwykle skutecznego śledczego Milicji Obywatelskiej. W swojej karierze zajmował się zabójstwami, kradzieżami, szantażami - całym spektrum możliwych przestępstw. Jednocześnie zawsze dobrze się prezentował czy potrafił uwieść. Imponował.

Czy ten serial był narzędziem propagandy? Oczywiście. Czy to w czymś przeszkadza? Nieszczególnie. Intrygi prezentowane w poszczególnych odcinkach były naprawdę interesujące, a niektóre wybijają się szczególnie. Doskonale pamiętam na przykład odcinek "Zamknąć za sobą drzwi", gdzie Piotr Fronczewski gra gościnnie emerytowanego policjanta z Nowego Jorku. To po prostu fabularna perełka. 

Oprócz powyższego "07 zgłoś się" można oglądać jako swoiste przypomnienie dawnych czasów (dla starszych) albo lekcję historii (dla młodszych). Poza tym jednak zdecydowałem się umieścić ten serial na niniejszej liście, w dodatku tak wysoko, bo bez niego mogłyby nie powstać inne tu wymienione. Pewnie, można się inspirować zagranicą, ale produkcja opisująca przygody słynnego porucznika dobitnie pokazała, że można i w naszych realiach.

2. OficerOficerowie oraz Trzeci oficer (2004-2008)

To absolutnie jedna z moich najbardziej ukochanych polskich produkcji. Pozornie trzy osobne seriale składają się tak naprawdę na jedną, choć nie bardzo mocno powiązaną fabułę i opisują pracę CBŚ i wywiadu. Każdy z nich ma wyraźną, osobną oś fabularną. Mamy tu porachunki gangsterskie i infiltrację szeregów przestępców, porwania, przekręty i brutalne przejęcia majątków, a także terrorystów. Nie brakuje też skorumpowanych przedstawicieli władzy i organów ścigania.

W "Oficerze" i "Trzecim oficerze" w główną rolę wciela się Borys Szyc, który gra oraz gra, że gra i jest to swoiste "one man show". Nawet jeśli ktoś nie przepada za tym aktorem, to uważam, że w tym przypadku naprawdę warto dać mu szansę. W "Oficerach" natomiast jako główni bohaterowie wspólnie błyszczą Katarzyna Cynke i Cezary Pazura. Oprócz nich przez trzy sezony przewijają się takie tuzy polskiego aktorstwa jak Jacek Braciak, Eryk Lubos, Krzysztof Globisz, Maciej Kozłowski, Jan Frycz, Andrzej Chyra czy Marian Dziędziel. Listę można zresztą rozwijać: Tamara Arciuch, Wojciech Solarz, Robert Więckiewicz, Magdalena Różczka, Magdalena Cielecka, Jan Englert, Marcin Perchuć, Bartłomiej Topa, Przemysław Bluszcz, Mirosław Zbrojewicz czy Tomasz Dedek. Na tym zakończę, ale można by jeszcze dopisywać kolejne nazwiska. Ach, jest jeszcze Paweł Małaszyński w roli Granta. Wiem, że nie jest to najbardziej ukochany polski aktor, ale jako główny antagonista w pierwszym serialu, a potem swoisty cień unoszący się nad bohaterami wypada naprawdę wiarygodnie.

Nie chcę zdradzać dużo więcej, bo główną zaletą tej produkcji są właśnie zwroty akcji, nieszablonowa fabuła i znakomicie odgrywane reakcje bohaterów na zdarzenia. Jeśli więc nie widzieliście jeszcze tych trzech seriali, to naprawdę koniecznie je nadróbcie. To także możecie zrobić na vod.tvp.pl

1. Ekipa (2007)

Długo wahałem się między miejscem pierwszym i drugim, ale ostatecznie uznałem, że to "Ekipa" zasługuje na to miesjce. Wynika to z jednego prostego powodu: w polskich realiach to produkcja jedyna w swoim rodzaju. Oto political fiction, przedstawiające pracę polskiego rządu jako grupy profesjonalistów, którym zależy na dobru kraju. Nie może być inaczej, jeżeli nagle premierem ma zostać niezaangażowany politycznie wykładowca ekonomii z Zamościa. 

"Ekipa" jest fantastycznie napisana. Bohaterowie mierzą się z ponadprzeciętną ilością kryzysów bezpieczeństwa, biznesmenami dążącymi do monopolu, obywatelami protestującymi przed utratą pracy i całym spektrum innych zagrożeń, a także z polityką samą w sobie i swoimi oponentami w tym zakresie. Marcin Perchuć w roli idealisty wkraczającego do polityki to klasa sama w sobie, ale mogłoby tak nie być, gdyby nie jako znakomici partnerzy na ekranie. Wśród nich znaleźli się między innymi Krzysztof Stroiński w roli szefa Kancelarii Premiera, Katarzyna Herman jako szefowa gabinetu politycznego, Janusz Gajos grający byłego premiera, Andrzej Seweryn wcielający się w prezydenta, Rafał Maćkowiak w roli rzecznika prasowego, a także Agnieszka Grochowska, Marek Kalita, Marcin Bosak, Marcin Dorociński czy Michał Żurawski. 

Podobnie jak przy poprzedniej pozycji, wolę nie zdradzać dużo więcej, bo tym przyjemniej ogląda się ten serial, gdy kolejne wyzwania zaskakują nas tak samo jak bohaterów. Dodam tylko, że poza opisanymi powyżej kwestiami serial dobitnie pokazuje jak praca na szczeblu rządowym wpływa na życie prywatne - wieczne zaskoczenia, konieczności jechania gdzieś nie wiadomo po co, nieplanowane spotkania i wysoki poziom stresu odbijają się także na rodzinach bohaterów. To wszystko możecie zobaczyć sami, choćby na ipla.tv.


To by było na tyle. Gwoli podsumowania warto się zastanowić, co łączy wymienione powyżej pozycje. Jaki mają wspólny mianownik? Nietrudno zgadnąć, że chodzi o to, że niemal wszystkie te produkcje to seriale kryminalne, a jeśli nawet nie, to chociaż sensacyjne. Zastanawiam się, czy to kwestia mnie i tego, że zwracam uwagę głównie na takie produkcje? A może życie w Polsce z jakiegoś powodu sprawia, że opowieści o marazmie, zbrodni, poczuciu jałowości czy trudnościach dnia codziennego udają się polskim twórcom wyjątkowo dobrze? Oczywiście jest tu miejsce na optymizm, ale raczej ostrożny, stonowany. Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku, łącząc obie te teorie.

Chciałem też jeszcze raz podkreślić, że nie jest to kompletna lista. Mógłbym dopisać do niej choćby "Paradoks", "Prokuratora" czy "Rojst", ale postanowiłem gdzieś postawić kreskę. To były produkcje, które naprawdę mi się podobały, ale brakowało im jakiegoś nadzwyczajnego wyróżnika (choć warstwa wizualna w "Rojście" to nadal majstersztyk). 

Poza tym nie ma tu na przykład "Odwróconych", "Watahy" czy "Paktu", ponieważ nie widziałem jeszcze wszystkich sezonów lub kontynuacji tych seriali, co nie zmienia faktu, że na tyle, na ile zdołałem zobaczyć, to fantastyczne rzeczy.  Z oczywistych względów nie ma tu też seriali, których mimo najszczerszych chęci jeszcze w ogóle nie widziałem, jak choćby "Ślepnąc od świateł". Mam nadzieję, że uda mi się je nadrobić i może wtedy przyjdzie pora na kolejny taki tekst, ale z dopiskiem vol. 2. Szczerze na to liczę i chętnie przyjmę Wasze propozycje takich seriali. Jeśli je macie, napiszcie proszę w komentarzu.

Teraz to już naprawdę wszystko. Zostawiam Was z przepiękną, hipnotyzującą piosenką. O, taką:


Trzymajcie się ciepło. Myjcie często ręce. Dobrego wieczoru i tygodnia!

niedziela, 17 maja 2020

Wersy versus wirus.

Verses versus virus. [No English version today, since the post relates mostly to Polish songs. In brief, there is a thing called #hot16challenge2 and it is reference to the similar challenge from a few years ago. The idea is that a person raps 16 verses about anything, donates money to the Polish health service and then challenges other people to do the same. If you would like to know more, let me know.] 

Jeśli spędzacie choć trochę czasu w internecie, zapewne zauważyliście nowy, głośny hashtag:

#hot16challenge2

Istnieje duża szansa, że doskonale wiecie, o co w nim chodzi. Na wszelki wypadek jednak wyjaśnię: to nawiązanie do akcji #hot16challenge sprzed kilku lat. Obie edycje zainicjował Solar, raper i współzałożyciel SBM Label. No dobrze, ale o co właściwie w tym chodzi? To bardzo proste: nominowana osoba rapuje szesnaście wersów na dowolny temat, wpłaca pieniądze na specjalną zbiórkę mającą na celu wsparcie polskiej służby zdrowia w walce z koronawirusem, a następnie rzuca wyzwanie kolejnym, konkretnie wskazanym osobom, by zrobiły to samo. Tegoroczna akcja bardzo szybko wyszła poza krąg muzyki hip-hopowej i dołączyli do niej YouTube'erzy, influencerzy, dziennikarze, aktorzy, a nawet niektórzy politycy.

Najważniejsze dane.

Jak wyszło? Niektórym wspaniale, innym trochę gorzej, jeszcze innym żałośnie. Nie skupiajmy się jednak na tych ostatnich. Poniżej przedstawiam czysto subiektywne, wybrane przeze mnie najciekawsze wykonania (niekoniecznie najlepsze). Kolejność listy nie jest bardzo ważna, ale nie nazwałbym jej też całkiem przypadkową. 13 pozycji, czyli 16 po potrąceniu podatku dochodowego. Oto one:

13. Taconafide - nie jest to może najbardziej kreatywna rzecz na tej liście, ale ma naprawdę dużo zalet. Po pierwsze, bardzo przyjemny, letni vibe, pozytywny bit, który sam z siebie poprawia nastrój. Po drugie, błyskotliwe nawiązania do ostatnich wydarzeń, najnowszej płyty Quebonafide i ogólny pozytywny przekaz. Pojawiły się komentarze, że powinna z tego powstać piosenka na lato i ja gorąco popieram ten pomysł. A, no i pojawiają się klocki Lego. Także ten, czego chcieć więcej? Posłuchajcie:


12. Dawid Podsiadło - utalentowany piosenkarz nie rapuje, tylko śpiewa, bo to umie. Zresztą od tego zaczyna swoją szesnastkę. Przygrywając sobie na gitarze najpierw zabawnie nawiązuje do Taconafide, którzy go nominowali, a potem robi się ciut poważniej, gdy przechodzi do tematu służby zdrowia. Na koniec genialnie ripostuje Quebo i jego Lego, nie używając do tego słów. Zobaczcie sami:


11. Łona - nie mogłem sobie odmówić przyjemności umieszczenia tu tego znakomitego artysty. Przecież ostatnimi czasy niemal bez przerwy się nim zachwycam. Bo wiecie, ten szczeciński raper ma nie tylko nieprzeciętne umiejętności techniczne, bardzo dobre flow i dykcję. To, co naprawdę go wyróżnia, to niebanalne teksty, zgrabnie w nich umieszczane przesłania i morały, zaskakujące pointy czy celne riposty. Jego teksty potrafią też być cholernie zabawne. W przypadku tego konkretnego wykonania mam wrażenie, że jest ono modelowe. Techniczna rewelacja, zawarcie wszystkiego, łącznie z nominacjami, w rymach, tresć, którą streścić w "szacun!" i "nie ma co się martwić na zapas". To taka "feel good szesnastka", jakiej wielu może potrzebować:


10. Ks. Jakub Bartczak - pisałem tu na początku, że chodzi o wykonania ciekawe, prawda? No to katolicki ksiądz w sutannie, którego rap technicznie wcale nie odbiega od wielu gwiazd polskiej sceny, który brzmi jakby mógł w każdej chwili przyłożyć Ci spluwę do głowy i strzelić, a jednocześnie rapuje o Bogu i Biblii z pewnością łapie się w tę kategorię. Przekonajcie się sami pod tym linkiem:


9. Wiktor Zborowski - to mocno minimalistyczne wykonanie, ale po pierwsze, dostarczone w sposób, który kojarzy mi się z przedwojennymi teatrzykami czy występem tego aktora w filmie C.K. Dezerterzy i odegraniu kabaretowej scenki jako krawiec. Po drugie, z tekstem prostym, a jednocześnie zabawnym i niosącym ważny przekaz. Po trzecie, mimo, że tekst zabawny, to Wiktor Zborowski przedstawił go z wielką powagą, nadał dostojeństwa i zabrzmiał jak głos samego Boga. Nawet, gdy padło słowo "dupa". Zresztą posłuchajcie:


8/7. Tomasz Knapik/ Krystyna Czubówna - te dwie szesnastki wykonane przez znakomitych poskich lektorów traktuję niemal na równi, stąd łączne ich przedstawienie. Najpierw celnie, krótko, treściwie i z dystansem do siebie zarapowała pani Krystyna:


Ponieważ nominowała ona swojego kolegę po fachu, nie mógł on nie zareagować. Podszedł do tematu konkretnie, zarapował poważnie na temat epidemii, ale w króciutkim nagraniu udało się też wpleść kilka zabawnych elementów. Łatwo je wyłapać pod linkiem:


6. Krzysztof Gonciarz - najbardziej rozpoznawalny polski twórca multimedialny (celowo nie piszę YouTuber) oczywiście postanowił podejść do tematu po swojemu i nagrał #brzydka16challenge, żartując sobie z innych uczestników akcji, tworząc tekst w całości żartobliwy i naprawdę nieźle go rapując, a jednocześnie nadal zachęcając do wpłat i nominując kolejne osoby. O, tu link:


Ponieważ jednak najwyraźniej fanowskiej społeczności to nie wystarczyło, Gonciarz nagrał też "gorącą szesnastkę". Mniej otwarcie humorystyczną, ale i tak błyskotliwie nawiązującą do jego i innych wcześniejszej twórczości. To jednak tylko wstęp, bo zaraz potem wszystko zmienia się w projekcję muzyczno-wizualną z grą świateł i fantastycznym techno-bitem. Producentem tego wszystkiego jest Urbanski: 



5. Karol Paciorek - sam jestem trochę zdziwiony umieszczeniem Karola na tej liście, w dodatku tak wysoko. Tak się jednak złożyło, że zaskakująco naturalne flow, którym popisał się Karol, połączone z tekstem nieco autoironicznym, a nieco wbijającym szpilę innym, sprawdza się bardzo dobrze. Do tego dorzucono obietnicę słonecznego lata z winkiem i plenerem, a to chyba rzeczy, o których wiele osób już marzy. Wszystko to sprawiło, że #hot16challenge2 tego twórcy to bardzo przyjemna w odbiorze rzecz:



4. Kasia Nosowska - to, że szesnastka tej znanej, rockowej wokalistki stoi na znakomitym technicznym poziomie, nie powinno nikogo dziwić. Od lat udowadnia ona, że jest mocna nie tylko w tym rodzaju muzyki, z którego jest najbardziej znana, ale w zasadzie, że wszystko, czego się dotknie, zamienia się w złoto. Tym, na co warto więc zwrócić uwagę w jej wersji wyzwania, jest tekst. Słowa, które się tam pojawiają, to mistrzostwo świata. Nawiązują one bowiem do obecnej sytuacji epidemicznej, ale tak naprawdę mają zdecydowanie więcej głębii niż noszenie maseczek. Cechują się wielką wrażliwością i mogą spokojnie konkurować z najlepszą poezją. Posłuchajcie: 



3. Tata Maty (prof. Marcin Matczak) - choć tu zaczyna się wplatanie polityki do całej akcji, to nie sposób odmówić znanemu profesorowi gracji, z jaką zarapował. Choć to ojciec jednego z najbardziej rozpoznawalnych obecnie, nowych raperów, to nie czarujmy się, że to nie do końca jego bajka. Zrobił to więc po swojemu: na bicie, ale spokojnie i kulturą, a jednocześnie celnie. Warto posłuchać: 



2. Władysław Kosiniak-Kamysz - drugie miejsce na liście, bo nie chcę jej kończyć politycznym akcentem. Jeśli jednak chodzi o trafność pomysłu, to prezes PSLu (albo jego ludzie) naprawdę pozamiatał. Wbrew niedojrzałym komentarzom, które można znaleźć pod klipem, zrobił to tak, jak można oczekiwać od polityka: oprawa, wejście czy sposób nagrania nawiązują do rapowych elementów, ale treść już opiera się na realnym działaniu w ramach instrumentów dostępnych dla posła, a oprócz tego jest zachęta do wpłat. Czy to element kampanii wyborczej? Z pewnością. Jednocześnie jednak to niebanalne podejście do tematu i przerobienie go po swojemu. Przekonajcie się: 



1. Undadasea - tak jak wspomniałem, trochę głupio kończyć polityką. Lepiej zakończyć rapem. Tu wkracza ten wspaniały kolektyw, który rapuje radośnie swoje wersy. Jest ich dużo, jest pozytywnie. Do tego nagranie skąpane jest w słońcu, utrzymane w ciepłych barwach. Po prostu ciepło się robi na sercu od tego. Posłuchajcie sami pod linkiem:


Bardzo możliwe też, że pominąłem coś naprawdę interesującego, ale z oczywistych względów nie byłem w stanie obejrzeć wszystkich challenge'y. Bardzo chętnie więc posłucham kolejnych - podsyłajcie linki, jeśli chcecie.

Ponieważ cały ten wpis jest muzyczny, nie będę osobno dodawał tu jeszcze kolejnej piosenki. Zamiast tego łapcie ten bardzo ważny link do zbiórki:


To byłoby na tyle, ale jeszcze pora na...

BONUS
Nominacje w #hot16challenge2 często wyglądają tak, że rzuca się wyzwanie kilku osobom, po czym następuje przerwa, po której nominuje się jeszcze kogoś. Postępując podobnie, podrzucam jeszcze jedno wykonanie, prawdopodobnie najciekawsze i najbardziej oryginalne:


Teraz to naprawdę wszystko. Myjcie ręce, noście maseczki, wpłacajcie hajs, słuchajcie muzyki!

niedziela, 10 maja 2020

Dźwięki Hollywoodu.

Sounds of Hollywood. [English version below.]

Sztuki audiowizualne. Filmy. Wielkie produkcje. Blockbustery. Gwiazdorska obsada? Oczywiście. Efekty specjalne? Jak najbardziej. Niebanalny scenariusz. Pewnie. Ale co jeszcze? Co poza tym sprawia, że pewne dzieła stają niezwykłe, doskonale zapamiętane, a czasem nawet wybitne?

Komponent audio, który jest ważnym towarzyszem wizualiów. Soundtrack. Muzyka. Zestaw dopasowanych albo specjalnie skomponowanych utworów, które odpowiednio podkreślają klimat filmu, budują napięcie czy wprowadzają odpowiednią melancholię albo przeciwnie, dynamikę. Odpowiednia ścieżka dźwiękowa może uratować nawet przeciętny film lub sprawić, że dobry stanie się rewelacyjny, a zaniedbana może położyć całkiem niezłą produkcję.

Odpowiednie zbudowanie klimatu filmu to jedno, ale przecież soundtracki często wydaje się też osobno. Oceniając je niezależnie od filmów, dla których je stworzono, ma się do czynienia tak naprawdę z jednym tylko pytaniem: czy bronią się same? Czy potrafią obudzić odpowiednie emocje bez ruchomego obrazka na ekranie? Jeśli tak, to rzeczywiście można mówić o sukcesie. Poniżej prezentuję kilka takich właśnie soundtracków, które mają coś w sobie i z jakiegoś powodu uważam je za wyjątkowe. Kolejność listy jest raczej przypadkowa.


Dźwięk wkomponowany w obraz.

TRON: Legacy

Ten głośny film z 2010 r., będący kontynuacją filmu sci-fi z 1982 r. i opierający się na idei przeniesienia się człowieka do wnętrza komputera z pewnością ma wiele zalet. Choć fabuła jest dość absurdalna i niezbyt imponująca, to całkiem niezła obsada (m. in. Olivia Wilde, Jeff Bridges i Michael Sheen) sprzedaje ją nienajgorzej. Z kolei warstwa wizualna filmu to coś niezwykłego i nie chodzi mi tu tylko o sceny wyścigów na motocyklach czy walk na dyski, nawiązujące do pierwszego filmu, ale o całokształt. Kolory, światło czy ukazanie ruchu sprawiają, że w zasadzie każda scena tego filmu jest prawdziwą ucztą dla oczu. Nie zmienia tego nawet fakt, że pewnie przy obecnej technologii produkcja ta nie jest jakimś wybitnym osiągnięciem. To nieważne, gdy ogląda się ją tak dobrze.

Czy jednak wspomniane wizualia robiłyby takie wrażenie, gdyby nie doskonała ścieżka dźwiękowa skomponowana przez francuski duet Daft Punk? Nie jestem przekonany. Na potrzeby filmu powstała muzyka elektroniczna najwyższej jakości. Album na Spotify  ma niespełna 59 minut i jest po prostu arcydziełem. Odpowiednio koresponduje z fabułą filmu, udanie łącząc ze sobą dynamiczne, szybkie utwory i bardziej melancholijne kompozycje, doskonale dopasowując je do bieżących potrzeb filmu. 

Album sprawdza się zresztą także w oddzieleniu od obrazu. Dość często włączam go sobie podczas pracy, ponieważ pozwala mi się skupić, a z kolei dynamiczniejsze utwory sprzyjają szybszemu tempu wykonywania zadań. Nie jest jednak tak, że album TRON: Legacy nie sprawdza się jako towarzysz czasu wolnego. Przeciwnie, bardzo chętnie słucham go także na przykład podczas odpoczynku czy lektury książki. Wydaje mi się, że to jeden z najczęściej odtwarzanych przeze mnie albumów jako całości. Zresztą, posłuchajcie sami, na przykład na Spotify. Nie pożałujecie (chyba).

Once Upon a Time... in Hollywood


O samym filmie nie ma chyba sensu pisać za wiele, ponieważ niemal każdy powinien go kojarzyć. Po pierwsze, to produkcja ledwie z ubiegłego roku, a po drugie to film Quentina Tarantino. To powinno w zupełności wystarczyć. Dla formalności przypomnę jeszcze, że fabuła filmu rozgrywa się w Hollywood u schyłku lat 60., a główni bohaterowie to aktorzy, kaskaderzy i inne osoby związane z przemysłem filmowym. W obsadzie znaleźli się między innymi Leonardo DiCaprio, Margot Robbie czy Brad Pitt, który za swój występ w tym filmie zdobył pierwszego w swojej karierze Oscara.

Choć opinie o tym filmie były dość mocno podzielone, to jego zwolennicy i przeciwnicy mogą się chyba zgodzić w jednym: to klimat gra tutaj pierwsze skrzypce. Jest ważniejszy niż fabuła czy doświadczenia życiowe głównych bohaterów. Cała produkcja de facto sprowadza się do tego, że śledzenie ich losów jest tak naprawdę tylko narzędziem, dzięki którym ma się płynąć i chłonąć atmosferę Hollywood u schyłku swojego okresu niewinności.

A wiecie, co jest wspaniałym narzędziem budowania klimatu? Tak, zgadliście. Muzyka. Once Upon a Time... in Hollywood wykorzystuje ją doskonale. Na ścieżce dźwiękowej można znaleźć między innymi utwory Deep Purple czy duetu Simon & Garfunkel, a także wielu innych artystów z epoki. Pomiędzy utworami umieszczono krótkie reklamy i komunikaty informacyjne odpowiadające tym z czasów, gdy rozgrywa się akcja filmu, co ma dawać wrażenie, jakby słuchało się po prostu radia sprzed pięćdziesięciu lat i to rzeczywiście działa. Soundtrack Once Upon a Time... in Hollywood to z jednej strony kawał doskonałej muzyki, raczej rockowej, a z drugiej muzyczne odbicie tego wszystkiego, co film pokazuje obrazem. Piękna sprawa i naprawdę warto posłuchać. Serdecznie Was do tego zachęcam.

The Secret Life of Walter Mitty

Ten film z 2013 r. może być znany mniejszej liczbie osób, więc w skrócie: Ben Stiller wciela się tu w tytułowego bohatera, marzyciela i pracownika ciemni fotograficznej magazynu LIFE, który wiedzie dość nudne życie. Zawirowania w pracy sprawiają jednak, że niespodziewanie dla wszystkich, łącznie z samym sobą, rusza w niezwykłą podróż w poszukiwaniu zaginionego negatywu fotografii. Po drodze odwiedza przepiękne lokalizacje na całym świecie, uczy się zachwytu światem, a w drodze przeżywa także niezwykłe przygody, między innymi walcząc z rekinem czy uciekając na deskorolce przed wybuchem wulkanu. 

To pozytywna, ale nie miałka ani kiczowata opowieść i w zasadzie to samo można powiedzieć o muzyce towarzyszącej filmowi. Wśród wykonawców tworzących jego ścieżkę dźwiękową znaleźli się między innymi  José González, grupa Junip, do której także należy ten muzyk czy zespół Of Monsters and Men. Większość utworów to melodyjne, melancholijne kompozycje, popowo-gitarowe, o skandynawskiej genezie.

Utwory z tego filmu bardzo chętnie włączam, gdy chcę się wyciszyć czy uspokoić albo po prostu odpocząć. Pomagają oczyścić umysł i zwyczajnie się zrelaksować. Poza tym są po prostu piękne i wzruszające. Możecie o tym przekonać się śłuchając tego albumu, inspirowanego filmem lub tego, który nie jest zbiorem piosenek, ale kompozycji muzycznych towarzyszących poszczególnym scenom.

Knives out

Drugi i ostatni na tej liście film z ubiegłego roku to bardzo dobrze przyjęty kryminał w reżyserii Riana Johnsona, klimatem wyraźnie nawiązujący do twórczości Agathy Christie. To się musiało udać, bo rewelacyjny scenariusz, nie dość, że doskonale nakręcony i wyreżyserowany, został też perfekcyjnie zagrany. Nie można było zresztą oczekiwać niczego innego, jeśli w obsadzie znaleźli się Daniel Craig, Chris Evans, Don Johnson, Ana de Armas, Christopher Plummer, a także inni znakomici aktorzy. 

Przedstawiona w filmie opowieść jest pełna napięcia i zwrotów akcji, a jednocześnie rozgrywa się w klasycznej rezydencji bardzo dobrze sytuowanej rodziny. Czy jakaś inna muzyka niż klasyczna mogłaby tu budować klimat? Wątpię. Fortepian, instrumenty smyczkowe i inne zostały połączone przez Nathana Johnsona w taki sposób, by widzowi czy też słuchaczowi cały czas towarzyszyło uczucie delikatnego niepokoju. Niezbyt intensywne, gdzieś w tle, ale nie znikające nawet na ułamek sekundy. Czasem nasilające się, a czasem pozwalające na odrobinę wytchnienia, ale zawsze w jakiś sposób obecne. Naprawdę warto zatopić się w tych dźwiękach i doświadczyć owego uczucia na własnej skórze.


American Hustle


Opowieść o przekręcie, FBI i próbie przywrócenia świetności Atlantic City opisana w całkiem niezłym scenariuszu. Do tego w obsadzie Christian Bale, Jennifer Lawrence, Amy Adams, Jeremy Renner, Bradley Cooper na pierwszym planie, a w tle kolejni znakomici aktorzy, zatem fabuła zagrana wybornie. Piękne ujęcia obrazujące klimat schyłku lat 70. ubiegłego wieku. Czy to wystarczyłoby, żebym pokochał ten film z 2013 r.? To całkiem możliwe.

Tak się jednak złożyło, że oprócz tego wszystkiego zaoferował on znacznie więcej, a mianowicie wyborną ścieżkę dźwiękową. Znaleźli się na niej tacy wykonawcy jak Duke Ellington, Elton John, Electric Light Orchestra, Wings, Bee Gees, Donna Summer, Tom Jones czy America, a nawet nie wymieniłem wszystkich. Prawdziwe gwiazdy i ich przeboje, które mimo upływu lat wcale nie tracą na jakości. I tak, w przypadku tego filmu muzyka nie była tworzona specjalnie na jego potrzeby, ani nawet odpowiednio w nim osadzona, jak w przypadku Once Upon a Time... in Hollywood. Tyle tylko, że... Nie ma to żadnego znaczenia. Muzyka ta jest tak dobra sama w sobie, a jednocześnie w naturalny sposób tak dobrze pasuje do filmu, że nie potrzeba tu nic więcej. Zresztą najlepiej posłuchajcie sami.

To by było na tyle. Jeśli nie chcecie po raz kolejny słuchać playlist, które są mniej lub bardziej losowymi zbieraninami różnych utworów, a wolicie posłuchać czegoś dłuższego, co jest spójną całością, sięgnijcie po któryś z powyższych soundtracków, a najlepiej po wszystkie po kolei. Raczej nie pożałujecie.

A oprócz tego utwór na dziś to klasyk, ale w wersji z filmu The Secret Life of Walter Mitty, która z jakiegoś powodu nie znalazła się na albumie z oficjalnym soundtrackiem. Posłuchajcie:


To chyba tyle. Życzę Wam dobrego, dobrze brzmiącego tygodnia. Myjcie ręce i noście maseczki.

ENG:

Audiovisual Arts. Movies. Great productions. Blockbusters. Star cast? Of course. Special effects? Certainly. An original scenario? Sure. But what else? What else makes some works extraordinary, perfectly remembered, and sometimes even outstanding?

Audio component that is an important companion of the visuals. Soundtrack. Music. A set of matched or specially composed songs that properly emphasize the atmosphere of the film, build tension or introduce appropriate melancholy or, on the contrary, dynamics. The right soundtrack can save even the average movie or make from a good one a sensational one, and neglected soundtrack can spoil quite a good production.

Building a proper climate of the movie is one thing, but soundtracks are often published separately as well. Judging them regardless of the films for which they were created, there is really only one question: are they good on their own? Can they arouse the right emotions without a moving picture on the screen? If so, we can really talk of success. Below I present some such soundtracks that have something in them and for some reason I consider them unique. The order of the list is rather random.

TRON: Legacy

This quite popular film from 2010, which is a continuation of the 1982 sci-fi film and based on the idea of moving a human inside a computer, certainly has many advantages. Although the plot is quite absurd and not very impressive, quite a good cast (including Olivia Wilde, Jeff Bridges and Michael Sheen) sells it well. In turn, the visual layer of the film is something extraordinary and I do not mean only scenes of racing on motorbikes or disc fights, referring to the first film, but about the whole. Colors, light or showing of movement make virtually every scene of this film is a real feast for the eyes. This is not altered even by the fact that with current technology this production is not some outstanding achievement. It doesn't matter when it is such a pleasure to watch it.

However, would the aforementioned visuals make such an impression without the perfect soundtrack composed by the French duo Daft Punk? I'm not sure. The highest quality electronic music was created for the needs of the film. The Spotify album is just under 59 minutes and is simply a masterpiece. It corresponds with the movie's plot, successfully combining dynamic, fast songs and more melancholic compositions, perfectly matching them to the current needs of the film.

The album also works well separately from the video. I turn it on quite often when I work, because it allows me to focus, and in turn more dynamic songs favor faster task pace. It's not like the TRON: Legacy album doesn't work as a free time companion. On the contrary, I like to listen to it, for example, while resting or reading a book. It seems to me that it's one of the albums I listen to most often as a whole. Listen to it yourself, for example on Spotify. You won't regret it (I think).

Once Upon a Time... in Hollywood

There is probably no point in writing too much about the movie itself, because almost everyone should recognize it. First of all, this production is barely from last year, and secondly it is a movie by Quentin Tarantino. That should be enough. For formalities, let me remind you that the plot of the film takes place in Hollywood in the late 1960s, and the main characters are actors, stuntmen and other people associated with the movie industry. The cast includes Leonardo DiCaprio, Margot Robbie and Brad Pitt, who won the first Oscar in his career for his performance in this film.

Although opinions about this movie were quite strongly divided, its supporters and opponents can probably agree in one: the climate is a primary thing here. It is more important than the plot or life experiences of the main characters. The whole production de facto boils down to the fact that following their lives is really just a tool thanks to which one can flow and soak up the atmosphere of Hollywood at the end of period of its innocence.

And you know what a great climate-building tool is? Yes you guessed it. Music. "Once Upon a Time... in Hollywood" uses it perfectly. On the soundtrack you can find songs by Deep Purple or the duo Simon & Garfunkel, as well as many other artists from the era. Between the songs there are placed short commercials and informational messages corresponding to those of the time when the film is set, which is to give the impression that you just listened to the radio fifty years ago and it actually works. Soundtrack of "Once Upon a Time... in Hollywood" is on the one hand a piece of excellent, rather rock music, and on the other a musical reflection of everything that the movie shows with video. It's a beautiful thing and it's really worth listening to. I heartily encourage you to do so.

The Secret Life of Walter Mitty

This 2013 movie may be known to fewer people, so in a nutshell: Ben Stiller takes on the title hero, dreamer and darkroom employee of the LIFE magazine who lives a rather boring life. Turmoil at work, however, means that unexpectedly for everyone, including himself, he sets off on an unusual journey in search of the lost negative of photography. Along the way, he visits beautiful locations around the world, learns how to admire the world, and on the road also experiences extraordinary adventures, including fighting a shark or escaping on a skateboard before a volcanic eruption.

It is a positive, but not too shallow or kitschy tale, and basically the same can be said about the music accompanying the movie. Among the performers creating its soundtrack were José González, a group Junip, which also includes this musician and the band Of Monsters and Men. Most of the songs are melodic, melancholic compositions, pop-guitar ones, with Scandinavian genesis.

I joyfully listen to songs from this movie when I want to calm down or just relax. They help clear the mind. In addition, they are simply beautiful and touching. You can see for yourself of this by listening to the album, inspired by the film or the one that is not a collection of songs, but music compositions accompanying individual scenes. Please refer the links above.

Knives out

The second and last movie on this list from last year is a very well-received detective story directed by Rian Johnson, with a climate that clearly refers to the work of Agatha Christie. It had to succeed, because the sensational script, was not only perfectly filmed and directed, but also perfectly played. One could not expect anything else if the cast included Daniel Craig, Chris Evans, Don Johnson, Ana de Armas, Christopher Plummer, as well as other great actors.

The story presented in the movie is full of suspense and twists, and at the same time takes place in the classic residence of a very well-off family. Could any music other than classical build a climate here? I doubt it. The piano, string instruments and others were connected by Nathan Johnson in such a way that the viewer or listener is constantly accompanied by a feeling of delicate anxiety. Not very intense, somewhere in the background, but not disappearing even for a split second. Sometimes intensifying, sometimes allowing a little respite, but always present in some way. It is really worth sinking in these sounds and experiencing this feeling on your own skin.

American Hustle

The story of the scam, the FBI and an attempt to restore Atlantic City's splendor described in a pretty good script. In addition, the cast with Christian Bale, Jennifer Lawrence, Amy Adams, Jeremy Renner and Bradley Cooper in the foreground, and in the background other great actors, so the story was played superbly. Beautiful shots depicting the climate of the late 1970s. Would it be enough for me to love this 2013 movie? It is quite possible.

However, it so happened that in addition to all this it offered much more, namely an excellent soundtrack. Performers like Duke Ellington, Elton John, Electric Light Orchestra, Wings, Bee Gees, Donna Summer, Tom Jones and America appeared on it, and I didn't even list all the artists. Real stars and their hits, which despite the passage of years do not lose their quality at all. And so, in the case of this film, the music was not created especially for his needs, or even embedded in it properly, as in the case of Once Upon a Time... in Hollywood. It's just that ... It doesn't matter. This music is so good itself and at the same time naturally fits the movie so well that you don't need anything more. Anyway, just listen to it.

That's it. If you don't want to once again listen to playlists, which are more or less random jumbles of different songs, and you prefer to listen to something longer, which is a coherent whole, reach for one of the above soundtracks, and preferably all of them. You probably won't regret it.

And besides, the song for today is a classic, but in the version from The Secret Life of Walter Mitty, which for some reason was not included on the album with the official soundtrack. You can find it above.

I think that's it. I wish you a good, good sounding week. Wash your hands and wear face masks.

niedziela, 3 maja 2020

Niekończące się dzieciństwo.

Never ending childhood! [English version below.]

2018, 2019, 2020... Lata mijają i wszyscy się starzejemy. Zaliczamy kolejne etapy w życiu. Kończymy szkoły, studia, zaczynamy pracę, zmieniamy ją. Pobieramy się. Przeprowadzamy. Wiele się dzieje. Wszystko się zmienia. Wszystko? Nie, jedna mała rzecz wciąż stawia opór najeźdźcom...

To oczywiście żart. Nie mogłem się oprzeć nawiązaniu do wybitnego francuskiego komiksu. Rzeczy, które się nie zmieniają, jest pewnie więcej, natomiast w tym tekście chciałbym skupić się na jednej, a mianowicie dziełach kultury, które towarzyszą nam od lat dziecięcych czy nastoletnich lub są adresowane do takich odbiorców, a mimo to cały czas chętnie do nich sięgamy, czy to pochłaniając kolejne części, o ile nadal się ukazują, czy co jakiś czas wracając do tych starych. W końcu, jak śpiewał Zbigniew Wodecki, "Lubię wracać tam gdzie byłem już..."

Rozsiądźcie się wygodnie, zróbcie sobie kawę, herbatę albo kakao i zacznijmy. Przyniosłem kilka przykładów:
  1. Seria książek Felix, Net i Nika - to coś, co może być znane wielu z Was i na pewnym etapie życia może mieliście do czynienia z tą serią, ale całkiem prawdopodobne, że odpadliście gdzieś po drodze.

    Gwoli formalności/przypomnienia: w 2004 r. na kartach powieści Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi przed polskimi czytelnikami zadebiutowały wspomniane trzy postacie, z których pierwsza odznacza się głębokim zrozumieniem fizyki i talentem konstruktorskim, druga wysokimi zdolnościami matematycznymi i informatycznymi, a trzecia intuicją, zdolnościami paranormalnymi i empatią. Poznali się podczas rozpoczęcia roku szkolnego w pierwszej klasie gimnazjum, a czternaście lat i piętnaście książek później trafili wreszcie do liceum, choć, jak opisuje powieść Felix, Net i Nika oraz Koniec Świata Jaki Znamy z 2018 r., wynika to jedynie z reformy edukacji i faktu, iż trzecia klasa gimnazjum stała się pierwszą klasą liceum. W tym czasie bohaterowie zdążyli mieć do czynienia między innymi ze sztuczną inteligencją, podróżami w czasie i teleportacją, światem snów, przenoszeniem świadomości do robotów lub ciał innych ludzi, alternatywnymi rzeczywistościami i wieloma innymi, przedziwnymi rzeczami.

    Ja osobiście poznałem tę serię prawdopodobnie w 2007 r. (ewentualnie w 2006 r.), spędzając sporą część wakacji w Miejskim Domu Kultury oraz sąsiadującej z nim bibliotece. Na tym etapie byłem niemal w tym samym wieku, co bohaterowie. Potem jednak zacząłem się starzeć znacznie szybciej niż oni, co wcale nie przeszkadzało mi w pochłanianiu kolejnych części z entuzjazmem. Część znajdowałem w bibliotekach, część miałem na własność, a pozostałe udało mi się pożyczać od kolegi, nawet gdy obaj już byliśmy na studiach.

    To na przykład zdjęcie raptem z zeszłego roku.

    Dlaczego, mimo, że seria ta z pewnością jest adresowana głównie do młodszych odbiorców, nadal z chęcią do niej wracam? Cóż, pewnie jakąś rolę gra tu sentyment, ale myślę, że wcale nie kluczową. Po prostu te książki są naprawdę dobre. Po pierwsze, jak już wspomniałem, pomysły, które autor, Rafał Kosik, umieszczał w swoich powieściach, są fenomenalne i nieszablonowe. Nie da się ukryć, że za każdym razem jednym z głównych powodów sięgnięcia po kolejną część jest myśl "Co też tam się odwali tym razem?". 

    Po drugie, bohaterowie są naprawdę wyraziści i dotyczy to zarówno postaci tytułowych jak i pobocznych. Właściwie każda osoba jest dość charakterystyczna, toteż mimo zgromadzonej przez lata pokaźnej galerii bohaterów, nie mieszają się oni ze sobą i poszczególni znajomi ze szkoły, nauczyciele, rodzice czy osoby poznane podczas poszczególnych przygód są łatwo rozpoznawalne i chyba każdy czytelnik ma w głowie jakiś konkretny obraz każdej postaci. 

    Po trzecie wreszcie, seria Felix, Net i Nika odznacza się naprawdę nieszablonowym humorem. To mieszanka nawiązań popkulturowych, drwin z polityków, dziennikarzy i wszystkich innych, a także bardziej abstrakcyjnych sytuacji - vide moment, w którym pewien robot przedstawia się imieniem Konpopoz i chwali się jego antyczną genezą, ale bohaterowie szybko rozszyfrowują to jako skrót frazy "Konserwator Powierzchni Poziomych". Do tego dochodzą nastoletnie problemy - romanse, spiski, szkolne dramaty. Wszystko to wymieszane razem daje literacki koktajl nieporównywalny z niczym innym. I bardzo smaczny. A tak na marginesie, właśnie przyszło mi do głowy, że na podstawie tych książek można by stworzyć coś na miarę Stranger Things lub nawet lepszego.

  2. Radiostacja Roscoe (Radio Free Roscoe) - to kanadyjski serial z 2003 r., w którym czwórka głównych bohaterów, nie potrafiąc się dopasować do objętych sztywnymi zasadami organizacji szkolnych, postanawia założyć własne, nielegalne radio. Tam wygadany i zabawny Ray, utalentowana Lily, tajemniczy Travis i gdybający Robbie mogą być sobą, a jednocześnie wpływać na otaczającą ich rzeczywistość.

    Oprócz tego oczyście muszą się mierzyć ze swoimi wielkimi marzeniami, romansami, szkolnymi konfliktami, pierwszymi pracami, utraconym zaufaniem przyjaciół i wieloma innymi wyzwaniami. Ponadto ponieważ wspomniana Lily realizuje się jako gitarzystka i wokalistka, a Travis próbuje swoich sił jako producent, w serialu bardzo ważna jest muzyka, z naciskiem na rock. Motywy koncertów czy wywiadów w prowadzonym przez bohaterów radiu są bardzo częste. W tym kontekście pojawiają się zarówno prawdziwe zespoły (choćby The Trews, The Flaming Lips czy The Petit Project) jak i stworzone wyłącznie na potrzeby serialu.

    Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz oglądałem tę produkcję. Mógł to być na przykład 2008 r. i wtedy niekoniecznie obejrzałem ją w całości. Później jednak jeszcze przynajmniej kilkukrotnie wracałem do Roscoe i oglądałem wszystkie 52 odcinki. Co sprawiło, że tak chętnie sięgałem do serialu bez wątpięnia przeznaczonego dla nastolatków, w dodatku ostatnio ledwie rok lub dwa lata temu?

    Ciężko wskazać precyzyjnie. Może bohaterowie, którzy są autentycznie sympatyczni, wiarygodni i dlatego chętnie trzyma się za nich kciuki? Tym bardziej, że trudności, z którymi się mierzą, są rzeczami, z którymi przynajmniej częściowo niemal każdy ma lub miał do czynienia. Niewykluczone  też, że chodzi o przeświadczenie, że bycie nastolatkiem w Stanach czy Kanadzie jest po prostu fajniejsze i oglądanie tego, jak fajnie mogłoby być, jest w pewnym sensie nęcące. A może przyczyną jest wspomniana muzyka, która fantastycznie buduje klimat serialu i oglądając go kolejny raz odkrywa się ponownie jakieś muzyczne perełki. Zapewne chodzi o każdąz tych rzeczy po trochu, ale efekt jest taki, że w każdej chwili chętnie wróciłbym do tego serialu raz jeszcze.

  3. Harry Potter - to oczywiście seria znana niemal każdemu. 7 książek, 8 filmów i sztuka teatralna oparte na przygodach Chłopca, Który Przeżył i jego bliskich, a do tego druga seria filmów, kolejne książki rozbudowujące uniwersum czarodziejów i mnóstwo dodatkowych materiałów - to robi wrażenie. Harry Potter to bez wątpienia jedna z najbardziej rozpoznawalnych na świecie marek. 

    I wiecie co? Osobiście mam wrażenie, że to seria fantasy, która najlepiej może trafić do dzieci, a jednocześnie pozostać atrakcyjna dla dorosłych. Jest bardziej zrozumiała niż na przykład "Władca pierścieni", bliższa naszym realiom. Nie ucieka od humoru i jednocześnie oferuje całą gamę wspaniałości, jak magiczne słodycze, sport z lataniem na miotłach, mówiące obrazy i przede wszystkim same czary.

    To wszystko sprawia, że dzieciak łatwo może zachwycić się tym światem. Moja przygoda z tą książką zaczynała się chyba, gdy miałem siedem lat i na początku czytała mi ją mama. Kolejne części pochłaniałem już sam. Pierwszy film obejrzany w kinie był przerażający, ale to nie odwiodło mnie od obejrzenia następnych. Siódmą część książki kupiłem niedługo po premierze, gdy chodziłem do gimnazjum. Jechałem akurat z rodzicami do ich znajomych i tuż przed wyjazdem nabyłem swój egzemplarz. Na miejscu usiadłem w kuchni, w jeden wieczór zdążyłem przeczytać całą książkę i... Od razu zacząłem ją czytać znowu. Zresztą na dziejące się w tym samym uniwersum "Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda" półtora roku temu popędziłem do kina z niemal takim samym entuzjazmem.

    Magiczne uniwersum musi oczarowywać czymś więcej niż tylko sentymentem, skoro nawet drobne szczegóły filmów i książek potrafią mocno utkwić w pamięci. Gdy w miarę niedawno oglądaliśmy w telewizji "Harry'ego Pottera i Księcia Półkrwi", ja i bratowa mojej Żony niemal cały czas dyskutowaliśmy o poszczególnych detalach, wątkach z książek nieumieszczonych w filmach czy ulubionych motywach. Reszta towarzystwa musiała nas mocno upominać ale niczego nie żałuję. Może seria czaruje tym, że to w zasadzie prosta opowieść, ale opowiedziana w sposób godny epickiej sagi. Zwroty akcji, bohaterskie czyny, brawurowe szarże, zdrady, podwójni agenci. Przysięgi, pojedynki, pościgi, bitwy. Włamania. Miłość. Przyjaźń. Lojalność. Można by wymieniać długo, ale w głównej serii towarzyszymy bohaterom przez siedem lat ich niezwykłych przygód, a to chyba mówi samo za siebie.
Co wynika z tego wpisu? Chyba to, że warto czasem wrócić do historii poznanych kilka czy kilkanaście lat temu, a może i więcej. Może do tych, o których pisałem powyżej, a może do innych. Jeśli macie swoje propozycje, śmiało podzielcie się nimi w komentarzach. Z drugiej strony, jeżeli nie mieliście do czynienia z moimi propozycjami lub nigdy ich nie dokończyliście, to może warto to zrobić - teraz lub razem z Waszymi dziećmi, gdy będą w odpowiednim wieku. Spróbujcie!

Zostawiam Was z jedną z tych piosenek, które poznałem dzięki Radiostacji Roscoe. Posłuchajcie i się zachwyćcie:


To by było na tyle. Miłego czytania/oglądania. Trzymajcie się zdrowo. Noście maseczki!

ENG:

2018, 2019, 2020 ... The years go by and we all age. We pass the next stages in life. We finish schools, studies, we start to work, we change it. We're getting married. We move from one place to another. Lots is happening. Everything is changing. All? No, one small thing is still resisting the invaders ...

This is of course a joke. I couldn't resist the reference to the outstanding French comic book. There are probably more things that do not change, but in this text I would like to focus on one, namely works of culture that accompany us from childhood or teenage years, or are addressed to such recipients, and yet we are happy to reach for them all the time , whether by getting to know new parts, if they are still published, or from time to time returning to the old ones. Finally, as Zbigniew Wodecki sang, "I like to go back to where I've already been ..."

Sit back, have a cup of coffee, tea or cocoa and let's get started. I brought some examples:
  1. The Felix, Net and Nika polish book series - something that may be familiar to many of you and at some point in your life you may have dealt with this series, but it is quite likely that you fell off somewhere along the way.

    As formality/reminder: in 2004 on the pages of the novel Felix, Net and Nika and the Gang of Invisible People these three characters debuted for Polish readers. First of them has a deep understanding of physics and great construction talent, the second has high mathematical and IT skills, and the third one has intuition, paranormal abilities and empathy. They met during the start of the school year in the first grade of secondary school, and fourteen years and fifteen books later they finally made into high school, although, as described by the novel Felix, Net and Nika and the End of the World Known To Us from 2018, this is only due to education reform and the fact that the third grade of middle school became the first grade of high school. During this time, the characters had to deal with, among others, artificial intelligence, time travel and teleportation, the world of dreams, the transfer of consciousness to robots or other people's bodies, alternative realities and many other, strange things. 

    I personally discovered this series probably in 2007 (or possibly in 2006), spending a large part of my vacation at the Municipal Culture Center and the library adjacent to it. At this stage, I was almost the same age as the characters. But then I started to grow old much faster than they did, which didn't bother me to read the next parts with enthusiasm. Some I found in libraries, some I owned, and the others I borrowed from a friend, even when we were both in college.

    Why, despite the fact that this series is certainly addressed mainly to younger recipients, I still gladly come back to it? Well, there is probably a role here for sentiment, but I don't think it is crucial. These books are simply really good. First of all, as I have already mentioned, the ideas that the author, Rafał Kosik, put in his novels are phenomenal and unconventional. It cannot be denied that each time one of the main reasons for reaching for the next part is the thought "What's going to happen there this time?"

    Secondly, the characters are really expressive and this applies to both the title and side characters. Actually, every person is quite characteristic, so despite the large gallery of heroes gathered over the years, they do not mix with each other and individual friends from school, teachers, parents or people met during individual adventures are easily recognizable and probably every reader has a specific picture in mind regarding any character.

    Thirdly, the Felix, Net and Nika series is really funny in an unconventional way. It is a mix of pop culture references, derision from politicians, journalists and all other, as well as more abstract situations - like the moment when a robot introduces himself under the name Konpopoz and boasts of the name's ancient genesis, but the characters quickly decipher it as an abbreviation of the phrase "Conservator of Horizontal Surfaces ". In addition, there are teenage problems - romances, conspiracies, school dramas. All this mixed together gives a literary cocktail incomparable to anything else. And very tasty. As a side note, it just occurred to me that based on these books one could create something like Stranger Things or even better.

  2. Radio Roscoe (Radio Free Roscoe) - it is a Canadian 2003 series in which four main characters, unable to adapt to rigid school organizations, decide to set up their own illegal radio. There, the talkative and funny Ray, the talented Lily, the mysterious Travis and the philosophising Robbie can be themselves, and at the same time influence the surrounding reality.

    In addition, they have to face their big dreams, romance, school conflicts, first jobs, losses of friends' trust and many other challenges. In addition, because the aforementioned Lily performs as a guitarist and singer, and Travis tries his hand as a producer, in the series music is very important, with an emphasis on rock. Motives for concerts or interviews on the radio run by the characters are very common. In this context, there are both real bands (such as The Trews, The Flaming Lips and The Petit Project) as well as created exclusively for the series.

    I don't remember when I watched this production for the first time. It could have been 2008, for example, and I did not necessarily see it in its entirety at the time. Later, however, I returned to Roscoe at least several times and watched all 52 episodes. What made me so eager to keep reaching for a series undoubtedly intended for teenagers, in addition, recently barely a year or two ago?

    It's hard to pinpoint precisely. Maybe the characters who are genuinely friendly, credible and therefore it is a pleasure to keep your fingers crossed for them? The more so that the difficulties they face are things that almost everyone has dealt with at least partly. It is also possible that it is a conviction that being a teenager in the United States or Canada is simply cooler and watching how cool it could be is, in a sense, alluring. Or maybe the reason is the mentioned music, which fantastically builds the atmosphere of the series and watching it once again reveals some musical gems again. Probably it is a bit about each of these things, but the effect is that I would love to come back to this series again at any time.

  3. Harry Potter - the series obviously known to almost everyone. 7 books, 8 movies and theater play based on the adventures of the Boy Who Lived and his close ones, and a second series of films, more books expanding the wizarding world and a lot of additional materials - that's impressive. Harry Potter is undoubtedly one of the most recognizable brands in the world.

    And you know what? Personally, I have the impression that this is a fantasy series that can best reach children and at the same time remain attractive to adults. It is more understandable than, for example, "The Lord of the Rings", closer to our reality. It doesn't run away from humor and at the same time offers a whole range of greatness, like magic sweets, sport with flying brooms, talking paintings and, above all, spells themselves.

    All this makes that the kid can easily admire this world. My adventure with this book probably began when I was seven years old and my mother was reading it to me at first. I have read the next parts myself. The first movie seen in the cinema was terrifying, but that did not deter me from watching the next ones. I bought the seventh part of the book shortly after its premiere when I was in middle school. I was traveling with my parents to their friends and I bought my copy just before leaving. On the spot I sat in the kitchen, in one evening I read the entire book and ... I immediately began to read it again. Anyway, to see the "Fantastic Beasts: The Crimes of Grindelwald" happening in the same universe I went to the cinema with almost the same enthusiasm a year and a half ago.

    The magic universe must enchant with something more than just sentiment, since even the small details of movies and books can be firmly remembered. When we recently watched "Harry Potter and the Half-Blood Prince" on television, me and my wife's sister-in-law almost all the time have discussed individual details, threads from books not included in movies or favorite themes. The rest of the squad had to strongly rebuke us but I don't regret anything. Maybe the series is charming because it is basically a simple story, but told in a way worthy of an epic saga. Twists and turns, heroic deeds, reckless charges, betrayals, double agents. Oaths, duels, pursuits, battles. Burglary. Love. Friendship. Loyalty. One could list it for a long time, but in the main series we accompany the heroes for seven years of their extraordinary adventures, and this probably speaks for itself.
What results from this text? I guess it's sometimes worth returning to the stories of a few or several years ago, and maybe more. Maybe to those I listed above, or maybe to others. If you have your suggestions, feel free to share them in the comments. On the other hand, if you have not dealt with my proposals or have never finished them, it may be worth doing it - now or together with your children when they will be of the right age. Try it!

I leave you with one of those songs that I met thanks to Radio Free Roscoe. Listen and be amazed. You can find it above.

That's it. Happy reading/watching. Stay healthy. Wear masks!