niedziela, 24 listopada 2019

Nie taki Sosnowiec straszny.

Sosnowiec - not so scary. [English version below.]


Jest takie miasto w Polsce, z którego sporo ludzi się śmieje. Które stało się symbolem patologii, bałaganu, obciachu. Dołączyło do Wąchocka i Radomia jako ofiara licznych kpin. O ile jednak dla większości to żarty, to na miejscu swego czasu istniał rzeczywisty konflikt. Hanysy kontra gorole. Śląsk przeciwko Zagłębiu, co można uprościć do starcia Katowice vs. Sosnowiec. "Bo ci z jednej strony Brynicy (rzeka oddzielająca oba miasta) są tacy, a ci z drugiej owacy."

Czy tak jest? Oczywiście, że nie. To wierutna bzdura. W Sosnowcu znajdują się niektóre wydziały Uniwersytetu Śląskiego i mnóstwo ludzi jeździ tam na studia. Ulokowało się też tam sporo firm, które ściągają pracowników nie tylko z Zagłębia. Z drugiej strony mnóstwo ludzi stamtąd jeździ do pracy, na studia czy już do liceum na Śląsk, zwłaszcza do Katowic (sam miałem w klasie kilka takich przypadków). Ludzie przy tych wszystkich okazjach zaprzyjaźniają się ze sobą i nikt już nie patrzy na to, kto jest z której strony Brynicy (oczywiście, pewnie zdarzają się wyjątki, ale mówię o ludziach, którzy mają choć trochę rozumu).

A co z samym Sosnowcem? Czy rzeczywiście jest taki straszny i brzydki? Absolutnie nie. Jak w każdym mieście, są w nim dzielnice bardziej i mniej zadbane, ale ogólny odbiór, przynajmniej centrum, moim zdaniem powinien być całkiem pozytywny. Co więcej, można tam całkiem przyjemnie spędzić czas, o czym ostatnio ponownie się przekonałem.

Ustąpiłem koledze i tym razem spotkaliśmy się w jego rodzinnym mieście, a nie w moim. Przejazd z centrum Katowic do centrum Sosnowca autobusem ZTM zajął mi mniej niż 20 minut. Na kolegę musiałem chwilę poczekać koło tzw. "patelni" z pomnikiem Kiepury, a gdy w końcu dotarł, ruszyliśmy w miasto.


Na pierwszy ogień poszła Dekada - klub bilardowy. Tam do dyspozycji klientów znajduje się osiem stołów bilardowych i stół do snookera, a także zwykłe stoliki, przy których można usiąść i porozmawiać, bar, parkiet i sala eventowa. Stół bilardowy zarezerwowaliśmy z wyprzedzeniem i dobrze, bo w lokalu było sporo ludzi. Nie były to jednak wielkie tłumy, więc pewnie i bez rezerwacji po odczekaniu swojego w końcu doczekalibyśmy się gry. Pograliśmy trochę, porozmawialiśmy i napiliśmy się piwa. Poza tym mój kumpel spotkał kolegę z podstawówki, więc spędziliśmy też chwilę z nim i jego żoną. W końcu jednak postanowiliśmy zmienić lokal. Chcieliśmy coś zjeść i choć moglibyśmy to zrobić w Dekadzie, bo w menu znajdują się nawet sensowne pozycje, ostatecznie zdecydowaliśmy o zmianie knajpy. Na wyjściu za ok. półtorej godziny gry w bilard i cztery piwa zapłaciliśmy 74 zł, zatem bez tragedii.

Naszym następnym przystankiem okazało się Chicago. To całkiem klimatyczny bar i restauracja z wystylizowanym, amerykańskim wystrojem. Mimo piątkowego wieczoru bez problemu znalazł się dla nas wolny stolik. Ze złych wieści natomiast, poinformowano nas, że nie ma już burgerów. To trochę komplikowało sprawę, ale na szczęście pozostałe pozycje z menu także okazały się atrakcyjne. Nie miałem ochoty wykosztowywać się na steka, więc poszukiwałem czegoś innego. Gdy dowiedziałem się, że w karkówce z faszerowanymi ziemniakami farszem jest boczek, byłem w domu. Mój towarzysz pochłonął z kolei żeberka z grilla, a do tego doszło piwo pszeniczne. Za znakomite jedzenie w przyjemnym lokalu łącznie zapłaciliśmy także 74 zł, czyli całkiem niedrogo.


Takie dobre rzeczy!

Posileni mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Trzecim i ostatnim lokalem, który odwiedziliśmy, okazała się Cesarska. To multitap w samym centrum Sosnowca. Nieco industrialny wystrój, wbrew pozorom sporo miejsca, ogólnodostępne gry planszowe, a przede wszystkim spory wybór piw kraftowych i wina sprawiają, że to naprawdę atrakcyjne miejsce. Do tego w niedziele organizowane są tam quizy, w których można wygrać niezłe nagrody, a latem funkcjonuje spory ogródek. Ceny są zbliżone do innch tego typu lokali: coś najtańszego można dostać za 8 zł, a za coś dobrego trzeba zapłacić kilkanaście złotych. Moje hefeweizen kosztowało 12 zł, a kumpel za swojego lambica zapłacił chyba nieco więcej. Nacieszyliśmy się tymi wybornymi napojami, porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym z uwagi na późną godzinę pożegnaliśmy się. Do Cesarskiej jednak na pewno jeszcze chętnie wrócę.

Warto zauważyć, że wszystkie wymienione przeze mnie miejsca dzieli od siebie tylko kilkaset metrów, więc można bez problemu przemieszczać się między nimi. W trakcie wieczora mijaliśmy też inne lokale, które wyglądały całkiem obiecująco. Nie można jednak za jednym razem odwiedzić wszystkich knajp.

W każdym razie można potraktować centrum Sosnowca jako ciekawą propozycję na piątkowy czy sobotni wieczór. Cenowo będzie pewnie ciut lepiej niż w Katowicach, nie wspominając o większych miastach, a jakościowo wcale nie gorzej. Do tego może być łatwiej o miejsce w dowolnej knajpie niż w stolicach województw. W nich zawsze trzeba szukać, zwłaszcza w zimie, gdy nie funkcjonują ogródki. W Sosnowcu natomiast, mimo weekendowego wieczoru, w żadnym lokalu nie było problemu, więc może raz na jakiś czas warto się tam wybrać. 


Utwór na dziś to, dla zachowania spójności, coś zespołu pochodzącego z tego zagłębiowskiego miasta:





I to tyle. Dobrego tygodnia, nieważne, z której strony Brynicy jesteście!

ENG:

There is a city in Poland that many people laugh at. Which has become a symbol of pathology, mess, shame. Joined Wąchock and Radom as a victim of numerous mockery. However, while for the most people it is only a joke, there was time with real conflict in place. Hanysy versus gorole. Silesia against the Dąbrowa Basin, which can be simplified to the clash of Katowice vs. Sosnowiec. "Because those on the one side of Brynica (the river separating both cities) are so, and those on the other are different."

Is that so? Of course not. This is bullshit. In Sosnowiec there are some faculties of the University of Silesia and a lot of people go there to study. There are also many companies located there that attract employees not only from the Dąbrowa Basin region. On the other hand, a lot of people from there go to work, study or high school to Silesia, especially to Katowice (I had several such cases in my class). People on all these occasions make friends with each other and no one looks at who comes from which side of Brynica (of course, there are exceptions, but I am talking about people who have at least a bit of common sense).

And what about Sosnowiec itself? Is it really so scary and ugly? Absolutely not. As in every city, some districts are more neat and some not, but in my opinion the general reception, at least of the center, should be quite positive. What's more, you can spend a nice time there, as I have recently learned again.

I gave in to my friend and this time we met in his hometown, not in mine. The ride from the center of Katowice to the center of Sosnowiec by ZTM bus took me less than 20 minutes. I had to wait for a friend next to the so-called "frying pan" with the monument of Jan Kiepura, and when he finally arrived, we set off into the city.


The first place to visit was Dekada - a billiards club. There, there are eight pool tables and a snooker table, as well as regular tables, so you can sit and talk, bar, dance floor and event room. We booked the pool table in advance and that was a good idea, because there were a lot of people in the place. However, they were not huge crowds, so surely even without booking we would finally play after waiting some time. We played a bit, talked and had a beer. In addition, my friend met a friend from elementary school, so we also spent a moment with him and his wife. In the end, however, we decided to change the bar. We wanted to eat something and although we could do it in the Dekada, because there are even sensible courses on the menu, we finally decided to change the pub. At the exit, we paid 74 zlotys for about an hour and a half playing billiards and four beers, so that was ok.

Chicago was our next stop. It's a pretty atmospheric bar and restaurant with a stylized American decor. Despite the Friday evening, there was a free table for us. On the other hand, bad news came that there were no more burgers. This complicated the matter a bit, but fortunately the other menu courses also turned out to be attractive. I didn't feel like tasting a steak so I was looking for something else. When I found out that stuff for pork with stuffed potatoes is bacon, I decided immediately. My companion, in turn, consumed grilled ribs. That came with wheat beer. We also paid 74 PLN for excellent food in a nice place, so it was quite reasonable.

After eating we were able to continue our journey. The third and last place we visited turned out to be Cesarska. It's a multitap in the very center of Sosnowiec. A little industrial decor, suprisingly a lot of space, available board games, and above all a large selection of kraft beers and wine make it a really attractive place. In addition, there are quizzes organized on Sundays where you can win nice prizes, and in the summer there is a large garden available. Prices are similar to other places of this type: the cheapest beer can be obtained for 8 zlotys, and for something good you have to pay a dozen or so zlotys. My hefeweizen cost PLN 12, and my buddy probably paid a bit more for his lambic. We enjoyed these delicious drinks, we talked a bit more, then due to the late hour we said goodbye. However, I will definitely come back to Cesarska.

It is worth noting that all the places I mentioned are only a few hundred meters apart each other, so you can easily move between them. During the evening we also passed other places that looked quite promising. However, you cannot visit all the pubs at once.

In any case, you can treat the center of Sosnowiec as an interesting proposition for Friday or Saturday evening. The prices will probably be a bit better than in Katowice, not to mention the larger cities, and quality is not worse. What is more, it may be easier to get a place in any pub there than in the capital cities of voivodeships. You always have to look for them, especially in winter when the gardens are not functioning. In Sosnowiec, however, despite the weekend evening, no bar were a problem, so maybe once in a while it is worth going there.

The song for today is, for the sake of consistency, something made by a band from this city. You can find it above.

And that's it. Have a good week, no matter which side of Brynica you are from!

niedziela, 17 listopada 2019

Nie musisz się odcinać.

You don't have to cut yourself off. [English version below.]

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego "Suplement". Kojarzycie? Pewnie tak, bo wielokrotnie o nim pisałem, a przede wszystkim pisałem do niego. Tak się jednak złożyło, że ostatnio coraz więcej mojego czasu pochłania praca, a poza tym ożeniłem się. W magazynie było więc mnie trochę mniej. Ostatni artykuł, o matematyce, królowej nauk, napisałem do numeru maj/czerwiec 2019 (str. 14). W kolejnym numerze, październik/listopad 2019, znalazła się jedynie krzyżówka mojego autorstwa. W minionym tygodniu odbyło się natomiast spotkanie zespołu redakcyjnego, na które nie dałem rady dotrzeć, bo po raz kolejny byłem w delegacji. Słabo...

Tak się złożyło, że na spotkaniu tym nastąpiły zmiany w szefostwie redakcji. Dotychczasowa Redaktor Naczelna, Martyna, przekazała władzę Robertowi, dotychczasowemu sekretarzowi redakcji. On, bardzo słusznie zresztą, postanowił zorientować się w sytuacji takich redakcyjnych duchów/dinozaurów jak ja (mój pierwszy artykuł w magazynie ukazał się na wiosnę 2015). Napisał więc do mnie i zadał proste pytanie: jakie są moje dalsze plany odnośnie Suplementu i czy dalej chcę z nimi współpracować? Cóż, pytanie proste, ale odpowiedź już niekoniecznie. Cytując klasyka, "chciałabym, a boję się". Z jednej strony bowiem ów piękny magazyn studencki to miejsce, w którym wiele się nauczyłem i poznałem znaczną liczbę fascynujących ludzi. Tworzenie go, pisanie tekstów ukazujących się drukiem itd. daje wiele radości i satysfakcji. Z drugiej jednak strony obawiałem się, że mój obecny tryb życia może nie pozwalać na zaangażowanie się w magazyn na takim poziomie, na jakim chciałbym i powinienem. Trudna sprawa...

To tylko część z artykułów napisanych przeze mnie przez te lata.

Trudne sprawy czasem wymagają prostych rozwiązań. Postawiłem na szczerość. Przedstawiłem Robertowi sytuację i powiedziałem, że moje możliwości mogą nie sprostać moim chęciom. Jednocześnie przedstawiłem kilka pomysłów, które chętnie zrealizowałbym dla Suplementu. 

I... Spotkałem się z całkiem pozytywną reakcją. Myślę, że przynajmniej jeden z tematów, które zaproponowałem, ma całkiem spory potencjał, a krzyżówki też ktoś przecież musi układać. Sytuacja jest jaka jest, zmniejsza się ilość dostępnego czasu, ale jeśli obie strony widzą potencjał w dalszej współpracy, to chyba nie warto nagle jej kończyć.

Naszła mnie refleksja, że to można przełożyć na wiele dziedzin życia. Żyjemy sobie, mamy swoje pasje, hobby, aktywności, angażujemy się w różne rzeczy. Potem jednak nasza sytuacja zaczyna się zmieniać: pojawia się praca, rodzina, nowe projekty, wyjazdy na drugi koniec kraju albo drugą półkulę, przytrafiają się nam różne trudności. Pojawia się myśl, że może trzeba zrezygnować z rzeczy, które dotychczas pochłaniały nasz czas. Schować gdzieś głęboko pióro i pergamin, drona, snowboard, wędkę czy cokolwiek innego. Zamknąć to wszystko w przeszłości.

Przykre? Bardzo. To może wcale nie trzeba tak robić? Jeśli na czymś naprawdę nam zależy, to lepiej nie odcinać się od tego całkowicie. Można próbować zmienić zakres i częstotliwość, jeździć bliżej i rzadziej, przerzucić się na krótsze formy, zacząć służyć bardziej jako doradca niż główny wykonawca. W zależności od aktywności możliwości jest wiele. Trzeba tylko dobrze się zastanowić, jak ograniczyć czas poświęcany na jakąś rzecz, jednocześnie pozostając z nią w kontakcie. I jasne, pewnie nie zawsze się da, ale na pewno warto spróbować.

Utwór na dziś, to coś, co także dziś podsunęło mi Spotify:


Ależ to jest dobre! Także i Wam życzę dobrego tygodnia.

ENG:

University of Silesia Student Magazine "Supplement". You know it? Probably yes, because I wrote about it many times, and above all I have been writing for it. However, it so happened that recently more and more of my time is consumed by work, and besides I got married. So there was a little less me in the magazine. The last article I wrote was about mathematics, the queen of sciences, to the issue May / June 2019 (p. 14). In the next issue, October / November 2019, there was only a crossword puzzle made by me. Last week an editorial team meeting took place and I was unable to take part in it, because once again I was on a delegation. That is bad...

It so happened that at this meeting there were changes in the editorial leadership. The previous editor-in-chief, Martyna, handed the position over to the Robert, the secretary of the editorial office to that day. He, quite rightly, decided to find out the situation of editorial ghosts / dinosaurs like me (my first article in the magazine appeared in spring 2015). So he wrote to me and asked a simple question: what are my future plans for the Supplement and do I still want to work with them? Well, a simple question, but an answer not so easy. To quote the classic, "I would like to, and I'm afraid". On the one hand, this beautiful student magazine is a place where I learned a lot and met a significant number of fascinating people. Creating it, writing texts that appear in print, etc. gives a lot of joy and satisfaction. On the other hand, I was afraid that my current lifestyle may not allow me to get involved in the magazine at the level I would like and should. Difficult case...

Difficult matters sometimes require simple solutions. I bet on honesty. I presented Robert with the situation and said that my possibilities may not live up to my desire. At the same time, I presented some ideas that I would gladly perform for a Supplement.

And ... I met with quite a positive reaction. I think that at least one of the topics I have proposed has quite a lot of potential, and somebody has to prepare crosswords too. The situation is as it is, the amount of time available decreases, but if both parties see the potential for further cooperation, it is probably not worth finishing it suddenly.

I came to the thought that this can be translated into many areas of life. We live, we have our passions, hobbies, activities, we engage in various things. Then, however, our situation begins to change: there is work, family, new projects, moves to the other end of the country or the other hemisphere, we encounter various difficulties. A thought appeares that you may have to give up things that have been consuming your time so far. Hide somewhere deeply a pen and parchment, a drone, a snowboard, a fishing rod or anything else. Close it all in the past.

Is that sad? Yes, very. So maybe you don't have to do that at all? If we really care about something, it is better not to cut ourselves off completely. You can try to change the scope and frequency, travel closer and less often, switch to shorter texts, start to serve more as an advisor than the main performer. Depending on the activity, there are many possibilities. You just need to think carefully about how to limit the time spent on something, while staying in touch with it. And of course, it's probably not always possible, but it's definitely worth a try.

The song for today is something that Spotify showed today. You can find it above.

And this is so good, so I wish you a good week too.

niedziela, 3 listopada 2019

Po prostu idź spać.

Just go to sleep. [English version below.]

Organizowaliśmy ostatnio imprezę halloweenową. Najpierw podzieliłem się tym pomysłem z jedną z moich koleżanek, a ona szybko i ochoczo go podłapała. Planowaliśmy przebrania, dekoracje, poncz, przekąski i wiele innych. Jedyny problem był taki, że spora część zaplanowanych gości wracała tego dnia z mniej lub bardziej odległych delegacji, ale stwierdziliśmy, że jakoś damy radę.

Minęło trochę czasu i nadszedł dzień zero. Przyjechałem do domu z Warszawy, zobaczyłem, że moja żona udekorowała mieszkanie, wspólnie przygotowaliśmy jedzenie, przebrałem się i moja żona zrobiła mi mroczny makijaż. Zaraz potem przyjechał pierwszy gość i zaczął robić poncz.

Tak wyglądaliśmy. A w tle widać nawet jedną z dekoracji!

Niedługo potem przyjechali kolejni znajomi, zaczęliśmy jeść, rozmawiać, degustować whiskey i inne trunki i czekać na resztę. Szybko okazało się, że jedna z koleżanek chyba nie dotrze, bo mimo późnej godziny jeszcze nie wróciła do domu z delegacji. Pozostawało pytanie, co z tą drugą, razem z którą planowałem imprezę. Byłem przekonany, że jeśli nie dotrze, będzie jej później przykro. W związku z tym próbowaliśmy różnymi sposobami dodzwonić się do niej lub napisać, ale żadne formy kontaktu nic nie dawały. W końcu jeden z kolegów skontaktował się z jej narzeczonym i okazało się, że zasnęła, zmęczona po całym dniu. Przez chwilę była jeszcze szansa, że może przyjadą, ale gdy minęło więcej czasu, doszliśmy do wniosku, że nie. Tak rzeczywiście się stało.

Napisała do mnie następnego dnia. Stwierdziła, że przeprasza i że jej przykro. Zaraz dodała jednak, że przynajmniej się wyspała. Szybko doszedłem do wniosku, że nawet ją rozumiem i nie mogę mieć jej tego za złe. Zaczynamy intensywniejszy okres w pracy i ludzie po prostu bywają zmęczeni. To też nie tak, że wróciła do domu i pomyślała "olewam imprezę, idę spać". Po prostu położyła się na chwilę, a zmęczenie zrobiło swoje.

Nawet gdyby jednak to była ta pierwsza sytuacja i tak nie mógłbym jej winić. Czasem trzeba po prostu odpuścić i zrezygnować ze swoich planów. Czasem lepiej poświęcić czas na odpoczynek. Ja tego nie umiem, zawsze, jeśli tylko mogę, pojawiam się na umówionych spotkaniach, imprezach itd. W efekcie czasami, choć rzadko, zdarza mi się na nich przysypiać. Zamiast tego mógłbym po prostu zostać w domu, ale tego nie robię. Może to błąd.

To właśnie moja myśl z tego tygodnia: że czasem może lepiej dać sobie spokój, porzucić wcześniejsze plany i po prostu odpocząć. Może.

Piosenka na dziś to coś z playlisty Ultimate Halloween na Spotify:


To chyba tyle na dziś. Dobrej niedzieli i całego tygodnia.

ENG:

We recently organized a Halloween party. At first, I shared this idea with one of my friends, and she quickly and eagerly liked it. We were planning costumes, decorations, punch, snacks and more. The only problem was that a lot of the planned guests were returning from more or less distant delegations that day, but we decided that we could manage somehow.

Some time passed and day zero came. I came home from Warsaw, I saw that my wife decorated the apartment, together we prepared food, I refreshed myself and my wife did me gloomy makeup. Immediately afterwards the first guest arrived and began to make a delicious punch.

Soon after, more friends arrived, we began to eat, talk, taste whiskey and other drinks and wait for the rest. It soon turned out that one of my friends would probably not arrive, because despite the late hour she had not yet returned home from the delegation. The question was, what about the second one, with which I planned the party. I was convinced that if she did not arrive, she would be sorry later. Therefore we tried to call or write to her in various ways, but no form of contact gave anything. Eventually, one of guests contacted her fiancé and it turned out that she had fallen asleep, tired after a whole day. For a moment there was a chance that they might come later, but when more time passed, we came to the conclusion that no. That was right eventually.

She wrote to me the next day. She said that she was sorry. She added, however, that at least she had slept well. I quickly came to the conclusion that I even understood her and I couldn't blame her. We start a more intense time at work and people just get tired. It's also not like she came home and thought, "screw the party, I'm going to sleep." She just laid down for a moment and the tiredness did its job.

Even if it would be this first case, I couldn't blame her. Sometimes you just have to let it go and give up your plans. Sometimes it's better to devote time to rest. I am unable do that and I always appear at scheduled meetings, parties, etc., if only I can. As a result I am sleepy at them sometimes. Instead, I could just stay at home, but I don't do it. Maybe it's a mistake.

This is my thought from this week: that sometimes it may be better to give it a break, abandon previous plans and just relax. Maybe.

The song for today is something from the Ultimate Halloween playlist on Spotify. You can find it above.

That's probably enough for today. Have a good Sunday and rest of the week.