sobota, 27 kwietnia 2019

Część większej maszyny.

Part of a greater machine. [English version below.]

Niedawno zwróciłem uwagę bliskiej mi osobie, że na schodach ruchomych powinna stanąć z prawej strony, lewą pozostawiając pustą. Reakcją była delikatna obraza, więc do tematu nie wracałem. Zacząłem się jednak później zastanawiać, jaki mógłby być kontrargument i doszedłem do wniosku, że zapewne brzmiałby mniej więcej tak:
"Po lewej stronie przede mną i tak stoją ludzie, więc nawet jeśli ja zejdę na prawo, to i tak to nic nie da."
Mogłoby się nawet wydawać, że jest w tym trochę sensu, ale to nieprawda. Przecież ktoś musi zacząć. Jeśli dana osoba nie zejdzie na prawo, to te za nią będą mogły użyć dokładnie tego samego argumentu. Jeśli natomiast ktoś zrobi miejsce z lewej strony, ludzie za nim mogą wziąć przykład, dotychczas blokujący przejście chwilę później zjadą do końca i zrobią miejsce innym, a mechanizm stanie się drożny.

Problemem jest chyba jednak to, że popularny tok rozumowania to "przecież ja i tak nic nie zmienię". To błąd. W dodatku dotyka on bardzo często spraw znacznie poważniejszych niż schody ruchome. Dobrym przykładem jest segregacja śmieci. Trochę się to ostatnio poprawia, ale jeszcze niedawno popularną wypowiedzią na ten temat było "po co mam segregować, skoro inni tego nie robią?". Nie pomagało nawet rozwiązanie, w którym w przypadku braku segregacji miały być podnoszone opłaty za wywóz odpadów,  a to dlatego, że nie sposób dojść do tego, kto nie przestrzega zasad. Płacić więcej musieliby więc wszyscy. Aspołeczne zachowanie jednej osoby miałoby negatywne konsekwencje dla wszystkich.

Jest jeszcze jeden, znacznie ważniejszy przykład. To wybory. Stwierdzenie "jeden głos nic nie zmieni" pada zdecydowanie za często. To idiotyzm. Po pierwsze, nie ma co patrzeć w skali całego kraju, bo, pomijając wybory prezydenckie, nie tak głosujemy. W wyborach do parlamentu z 2015 r. pomiędzy ostatnim a przedostatnim posłem wybranymi z okręgu katowickiego było raptem 187 głosów różnicy. Zakładam zatem, że gdyby wszyscy mieszkańcy mojego bloku zagłosowali inaczej, wynik mógłby być inny. Prawda, że to niestety i tak by się nie przełożyło od razu na podział mandatów w sejmie, a to ze względu na nieszczęsną metodę D'Hondta.

Na szczęście mam jeszcze jeden, lepszy przykład. Te same wybory, ale w skali całego kraju: uprawnionych do głosowania w kraju było 30 629 150 osób, a zagłosowało tylko 15 595 335. Oznacza to, że ponad 15 milionów Polaków nie poszło do urn, choć mogło. Gdyby to zrobili, wyniki mogłyby stanąć na głowie. Tak pewnie by się nie stało, ale niewykluczone, że zmieniłyby się one istotnie. O tym jednak się już nie przekonamy. Smutne jest to, że pewnie większość z tej masy ludzi pomyślała właśnie, że jej głos nic nie zmieni. Mógłby.

Człowiek jako trybik w naoliwionej maszynie społeczeństwa?

Te wszystkie kwestie prowadzą mnie do myśli, że może każdy powinien zadawać sobie pytanie: "jaki byłby efekt, gdyby wszyscy postępowali tak jak ja?". To mogłoby się sprawdzić nia wielu płaszczyznach. Gdyby wszyscy na schodach ruchomych stawali od razu po prawej stronie, mechanizm funkcjonowałby perfekcyjnie. Gdyby każdy zakładał, że jeśli on posegreguje śmieci, to wszyscy to zrobią, tak właśnie by się stało. Gdyby każdy obywatel szedł na wybory i głosował zgodnie z własnymi przekonaniami, wyniki elekcji wreszcie odzwierciedlałyby rzeczywiste poglądy całego społeczeństwa. 

Jest w tym chyba trochę sensu, co? Zacznijmy więc od siebie. Postępujmy tak, jak chcielibyśmy, żeby zachowywali się wszyscy. Nie widzę innego wyjścia. 

Zostawiam Was z utworem, który mógłby być klasykiem, a ma dopiero 3 lata:


Dobrego tygodnia!

ENG:

Recently, I have reprimanded my close person, to stand on the right side of the escalator, leaving the left empty. The reaction was to feel offended, so I did not return to the topic. However, I began to wonder what the counter-argument might be and came to the conclusion that it would probably be something like this:
"People are standing in front of me on the left, so even if I come down to the right, it will give no result."
It might even seem to make sense, but it is not true. Someone has to start. If a particular person does not come down to the right, then those behind him/her will be able to use exactly the same argument. If, however, someone makes a place on the left, people behind him/her can take an example, the others blocking the passage will go down to the end and make some space, and the mechanism will work as it should.

The problem is probably that the popular reasoning is "after all I cannot change anything". Well, that is bullshit! In addition, it often affects matters much more serious than escalators. A good example is the segregation of rubbish. This has been improving lately, but until recently, a popular statement on the subject was "why should I segregate if others are not doing that?". Even a solution in which, in the absence of segregation, fees for waste disposal were supposed to be raised was not helpful, because it is impossible to find out who does not comply with the rules. So everyone would have to pay more. The antisocial behavior of one person would have negative consequences for everyone.

There is one more, much more important example. It's an election. The statement "one vote will not change anything" is used much too often. It's idiocy. First of all, there is no point in looking at across the country, because, apart from the presidential election, we do not vote like that. In the 2015 parliamentary elections between the two last deputies elected from the Katowice constituency, there were only 187 votes of difference. I assume, therefore, that if all the inhabitants of my block of flats voted differently, the result could be different. It is true that it would not affect the allocation of seats in the Seym, due to the unfortunate D'Hondt method.

Fortunately, I have one more, better example. The same elections, but on a national scale: there were 30 629 150 people entitled to vote in the country, and only 15 595 335 voted. This means that over 15 million Poles did not go to the polls, though they could. If they did, the results could be completely different. It probably would not happen, but it is possible that they would change significantly. We will not find out about this, however. The sad thing is that probably most of this mass of people just thought that their voices would not change anything. They could.

All these issues lead me to the thought that maybe everyone should ask themselves: "what would be the effect if everyone acted like me?" It could work on so many levels. If everyone on the escalator were on the right side from the beginning, the mechanism would function perfectly. If everyone assumed that if they were segregating the garbage, everyone would do it, that's what would happen. If every citizen went to elections and vote in accordance with his/her own convictions, the results of the election would finally reflect the real views of the whole society.

There's probably some sense in that, huh? Let's start with ourselves. Let us act as we would like everyone to behave. I do not see any other solution.

I leave you with a song that could be a classic, but it is only 3 years old. You can find it above.

Have a nice week!

sobota, 20 kwietnia 2019

Wielkanoc jest lepsza.

Easter is better. [English version below.]

Lepsza? Wielkanoc lepsza? Niż co? Niż Boże Narodzenie. Innej konkurencji nie ma, bo w powszechnej świadomości to dwa największe święta w ciągu roku. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was pewnie woli to grudniowe, ale...

  • W Wielkanoc jest lepsze jedzenie. Tu pewnie większość z Was się nie zgodzi, ale ja naprawdę nie jestem fanem potraw wigilijnych, a w polskiej tradycji to one są kluczowe przy okazji Bożego Narodzenia. Przy Wielkanocy natomiast chyba nie ma bardzo powszechnych zwyczajów w tym zakresie, co daje większą swobodę. W ten sposób u mnie w domu na przykład pojawia się biała kiełbasa na winie, z oliwkami i rozmarynem. To lepsze niż groch z kapustą i inne dziwactwa. Kluczowe są jednak słodkości. Przy okazji Bożego Narodzenia nie jest z tym źle (sernik i makowiec), ale tu Wielkanoc bezapelacyjnie wygrywa. Sernik jak najbardziej jest, makowiec czasem też, do tego inne ciasta, babki drożdżowe, jakieś cukrowe lub czekoladowe figurki, ale przede wszystkim najważniejsze: mazurki! Te małe skurczybyki są boskie, a najlepsze oczywiście te robione przez moją mamę. To kulinarne cuda. Z mazurkami jest jednak tak, że u każdego mogą wyglądać zupełnie inaczej. To jednak tym lepiej, bo te inne też są na ogół wspaniałe. Wielkanoc 1 - Boże Narodzenie 0.


Ależ śliczności!
  • Merytorycznie Wielkanoc jest ważniejsza. Części z Was może to nie obchodzić, ale to jednak chrześcijaństwo jest źródłem tego, że mamy teraz wolne, możemy odpocząć, spotkać się z bliskimi i poopychać pysznościami. W przypadku Bożego Narodzenia nazwa mówi wszystko. Wielkanoc natomiast to celebracja tego, że Jezus oddał życie za nasze grzechy, dlatego każdy w Kościele bez wątpienia stwierdzi, że to najważniejsza uroczystość w roku liturgicznym.  Nie trzeba nic więcej dodawać. Wielkanoc 2 - Boże Narodzenie 0.

  • Poziom komercjalizacji. Boże Narodzenie stało się tak bardzo odpustowym świętem, wykorzystywanym do sprzedania absolutnie wszystkiego, że to zatrważające. Marki uczą się od najlepszego, czyli od Coca-Coli, która od lat robi to z sukcesami. Spotkania z Mikołajami, Aniołkami, wystawy, promocje i tak dalej pojawiają się obecnie przy okazji tych świąt w jakiejś obłędnej ilości. W tym wszystkim rozmywa się meritum: dla wierzących aspekt religijny, a dla wszystkich czas spędzony z rodziną lub przyjaciółmi. Z Wielkanocą też się to poniekąd dzieje, pojawiają się zajączki, kaczuszki itd., ale skala jest dużo mniejsza. Oczywiście wszystko to wynika w dużej mierze z tradycji dawania prezentów, ale o tym w następnym punkcie. Wielkanoc 3 - Boże Narodzenie 0.
  • Prezenty. W Boże Narodzenie są one oczywiście gdzieś na końcu listy ważnych rzeczy. To nie o nie chodzi. Nie zmienia to jednak faktu, że większość z nas lubi dostawać różne rzeczy - nieważne czy to książka, płyta, skarpetki, telefon czy Porsche. Miło jest coś otrzymać. Co prawda zwyczaj podarunków jest chyba źródłem komercjalizacji z poprzedniego punktu, ale jedno wcale nie musi przekładać się na drugie. Wystarczy do tematu upominków podchodzić z głową. Przy okazji Wielkanocy na ogół nie ma tematu prezentów (chyba, że u Was wygląda to inaczej?). Można się zastanawiać, czy to dobrze, czy to źle, ale uznajmy, że Boże Narodzenie wygrywa w tym aspekcie, przyznając mu honorowy punkt. Wielkanoc 3 - Boże Narodzenie 1.
I to koniec. Można by oczywiście mnożyć kryteria, ale myślę, że dla większości z nich dało by się wykazać wyższość wiosennego święta. W związku z tym Wielkanoc jest lepsza. Poza tym jest też... Formalnie dopiero od jutra. Zgodnie z moimi własnymi zasadami nie powinienem więc jeszcze składać Wam życzeń, ale zrobię to, żeby jutro nie zapomnieć. Oto one:
Na jutrzejsze święto życzę Wam przede wszystkim spokojnego czasu. Odpocznijcie trochę w gronie bliskich od codziennego pędu. Uspokójcie umysły. Znajdźcie może chwilę na refleksję. Nie jakąś konkretną, a taką, jaka Wam się przyda. Pamiętajcie, że nie wszystko musi być idealnie. Wszystkiego najlepszego! Wesołych Świąt!

Piosenka na dziś to cudo, które podesłała mi Luba Ma. Świeżutka, aktualna, posłuchajcie:


To tyle. Dobrego czasu!

ENG:

Better? Easter is better? Than what? Than Christmas. There are no other competitiors, because in the general consciousness they are the two biggest holidays in a year. I realize that most of you probably prefer this in December, but ...

  • There is better food at Easter. Probably most of you will not agree, but I really am not a fan of Christmas Eve dishes, and in Polish tradition they are key on the occasion of Christmas. At Easter, however, there are probably no common customs in this area, which gives more freedom. And so at my home, for example, there is a white sausage on the wine, with olives and rosemary. It's better than peas with cabbage and other quirks. The key, however, are the sweets. It is not bad at Christmas (cheesecake and poppyseed cake), but here Easter definitely wins. Cheesecake is present, the other one sometimes also appears, but there are also other cakes, like yeast cakes, some figures made of sugar or chocolate, but most importantly: shortcrust tarts! These little bastards are divine, and the best, of course, those made by my mother. They are culinary wonders. However, each shortcrust tart can look completely different, depending on who made it. Anyway, it's all the better because these others are also great. Easter 1 - Christmas 0.
  • Substantially, Easter is more important. Some of you may not care, but Christianity is the source of the fact that we have a day off now, we can relax, meet with relatives and indulge in delicacies. In the case of Christmas, the polish name says it all (it's God's Birth). Easter, on the other hand, is the celebration of the fact that Jesus gave his life for our sins, so everyone in the church will with no doubt say that this is the most important celebration in the liturgical year. You do not need to add anything. Easter 2 - Christmas 0.
  • The level of commercialization. Christmas has become such a shoddy holiday and is used to sell absolutely everything. That is frightening. Brands learn from the best, that is from Coca-Cola, which has been doing it successfully for years. Plenty of exhibitions, promotions, meetings with Santa Clauses, Angels, and so forth appear on this occasion in an insane amount. In all this, the point is lost: for believers the religious aspect, and for everyone the time spent with family or friends. With Easter it also happens a bit, there are bunnies, ducklings, etc., but the scale is much smaller. Of course, all this results to a large extent from the tradition of giving presents, but about it at the next point. Easter 3 - Christmas 0.
  • Gifts. At Christmas, they are obviously somewhere at the end of the list of important things. It is not about them. However, this does not change the fact that most of us like to receive things - whether it's a book, a CD, the socks, a phone or a Porsche. It's nice to get something. Although the custom of gifts is probably a source of commercialization from the previous point, it does not have to be like this. It is enough to wisely approach the matter of gifts. When it comes to Easter, this matter usually does not appear (unless it is different for you?). You might wonder if it's good or bad, but let's admit that Christmas wins in this aspect. That results in awarding it with an honorary point. Easter 3 - Christmas 1.

And this is the end. One could, of course, find more criteria, but I think that for most of them it would be possible to demonstrate the superiority of the spring holiday. Therefore, Easter is better. Besides, it is also ... Formally starting only from tomorrow. According to my own rules, I should not give you wishes yet, but I will do so not to forget tomorrow. Here they are:

For tomorrow's holiday, I wish you a quiet time above all. Rest a little among your loved ones from the daily rush. Calm your mind. You can find a moment for reflection. Not a specific one, but the one that will be useful to you. Remember that not everything must be perfect. All the best! Happy Easter!

The song for today is a miracle that My Darling sent to me. It is so fresh and current, so listen to it immediately (but is in Polish). You can find it above.

That's it. Have a good time!

niedziela, 14 kwietnia 2019

Słuszny strajk i mądrość memów.

The sensible strike and the wisdom of memes. [English version below.]

Trwa strajk. Protestują nauczyciele - ludzie przekazujący dzieciom i młodzieży wiedzę, a czasem także, gdy rodzice nie dają lub nie chcą dawać rady, zajmujący się ich wychowaniem. Wśród postulatów strajkujących jednym z najważniejszych jest znaczna podwyżka wynagrodzeń. 
Ja nie mam wątpliwości, że nauczyciele powinni zarabiać więcej niż zarabiają i uważam strajk za najsensowniejsze rozwiązanie. Po pierwsze, nauczyciele w Polsce od lat zarabiają zatrważająco mało jak na odpowiedzialność związaną z ich pracą. Po drugie, wszystko drożeje, więc i pensje muszą rosnąć. Te nauczycielskie są jednak odgórnie ustalone i pracownicy tej profesji nie bardzo mają możliwość negocjowania indywidualnych podwyżek z przełożonymi. Po trzecie, najwyraźniej pieniądze są teraz niemal dla wszystkich, więc dlaczego nie dla nauczycieli?

O dziwo jednak nie wszyscy się z tym zgadzają. Ilość treści, która znikąd pojawiła się w internecie i próbuje obrzydzić strajk nauczycieli, jest przerażająca. Chyba jeszcze nigdy nie miałem aż takiego uczucia niesmaku, zaglądając na przykład na Kwejka. Zastanawiam się tylko, jaka część tych memów została stworzona przez uczniów zirytowanych tym, że dzień czy dwa wcześniej dostali jedynkę z matematyki albo historii lub zostali zrugani za rozmawianie na lekcji, a jaka to płatna akcja mająca na celu dyskredytację strajku. Nie wiem i się nie dowiem. Okazuje się jednak, że nawet wielu moich znajomych nie jest przekonanych do podwyżek. Na szczęście z nimi na ogół da się rzeczowo podyskutować. 

Miliony notatek nie wzięły się z powietrza!

Jest kilka argumentów wysuwanych przeciw podwyżkom dla nauczycieli, zbudowanych na zasadzie "mało zarabiają, ale za to...". Większość z nich uważam za bzdurną i zaraz wyjaśnię dlaczego.
  1. "Nauczyciele mają dużo urlopu" - tak, nauczyciele mają wolne w wakacje i ferie zimowe, ale... Po pierwsze, nie przez cały ten czas nauczyciele rzeczywiście nie pracują. Najpierw trzeba zamknąć jeden rok szkolny, potem przygotować się do kolejnego, a w międzyczasie są jeszcze egzaminy komisyjne, matury poprawkowe itd. Uwzględniając to wszystko nauczyciele nadal mają więcej urlopu niż przeciętny człowiek - cóż jednak z tego, skoro nie mają możliwości wyboru jego terminu? Nie mogą skorzystać z tańszych, przed- lub posezonowych wycieczek. Zawsze mają wolne tylko w największym sezonie. To słabe.

  2. "Nauczyciele pracują tylko 18 godzin tygodniowo" - to oczywista bzdura. Przecież sprawdziany czy kartkówki nie wymyślają się, a potem nie sprawdzają same. Podobnie lekcje, dodatkowe wyjścia, akademie, materiały na zajęcia itd. same się nie przygotowują. Z danych przytoczonych w artykule na portalu gazeta.pl wynika, że realny uśredniony czas pracy nauczyciela to ok. 40 godzin tygodniowo. Na temat samego artykułu nie będę się wypowiadał. Ważna jest liczba, bo świadczy ona o tym, że argument o mniejszej ilości pracy zupełnie nie działa. Ktoś może jednak nie wierzyć wspomnianym badaniom i twierdzić, że powinno się monitorować, ile pracują nauczyciele. Da się zrobić. Wystarczyłoby, że nauczyciele z założenia spędzaliby w szkole 8 godzin dziennie. Część tego czasu poświęcaliby na prowadzenie lekcji, a resztę na wspomniane ich przygotowywanie, sprawdzenie prac pisemnych, prowadzenie zajęć dodatkowych itd. Gdyby okazywało się, że dla kogoś tego czasu jest mało, to po prostu sprawdziany byłyby oddawane uczniom później. Gdyby ktoś z kolei miał go więcej, dyrektor przydzielałby mu dodatkowe zadania. Prosty model.
  3. "Nauczyciele wcale nie są tacy biedni, bo dorabiają na korepetycjach" - okej, zdarza się, ale to jest ich zupełnie prywatna sprawa. Jeżeli chcą swój czas wolny poświęcać na dorabianie w ten sposób, to nikomu nic do tego. Obawiam się jednak, że często nie jest to kwestia chęci, ale konieczności. Nauczyciele często muszą dorabiać na korepetycjach, żeby się utrzymać i to jest przykre, a nie godne pozazdroszczenia.

  4. "Jak się im nie podoba, to mogą zmienić pracę" - no ku*wa, brawo. Genialny pomysł. Idźmy w tę stronę, powiedzmy tak nauczycielom, lekarzom, ratownikom medycznym, pracownikom socjalnym i wielu innym grupom, które z poczucia misji pracują w budżetówce, ale chciałyby jednak godnie żyć. Jeśli ci wszyscy ludzie pójdą kiedyś po rozum do głowy i przedłożą własnyc interes nad społeczeństwo, które czasem ich wspiera, a czasem nie, to nagle okaże się, że obudzimy się w rzeczywistości, w której o dosłownie wszystko trzeba się zatroszczyć samemu. Pasuje Wam? Jesteście na tyle pewni siebie, że poradzicie sobie ze wszystkim? Ja mam wątpliwości...
Te wszystkie argumenty, które wymieniłem powyżej, naprawdę padają. Ludzie używają ich całkiem serio, a moim zdaniem są one bezgranicznie głupie. Żeby jednak nie było: jest pewna rzecz, która moim zdaniem powinna iść w parze z podwyżkami dla nauczycieli. Dobrze, choć nieco złośliwie, obrazuje ją >>ten mem<<. Jeśli kliknęliście w link, to wiecie, że generalnie chodzi o to, że nauczyciele powinni być rzetelnie rozliczani z jakości ich pracy. Nie chodzi o to, żeby co roku pracownik z najgorszą oceną był zwalniany czy coś, ale o utrzymanie rozsądnego poziomu nauczania.

Podczas mojej edukacji szkolnej natknąłem się na najróżniejszych nauczycieli. Wielu było przeciętnych. Zdarzali się też tacy, którzy przekazywali wiedzę z pasją, zawsze wiedzieli jak zdobyć uwagę uczniów i skutecznie wspierali swoich podopiecznych (wśród nich znajduje się na przykład polonista, który w szkole skupionej niemal wyłącznie na matematyce i fizyce sprawiał, że jego lekcje były jednymi z najbardziej wyczekiwanych). Spotkałem jednak też nauczycieli, którzy w ogóle nie potrafili przekazać wiedzy i takich, którzy nawet nie próbowali. Poza tym byli też tacy, którzy po prostu zachowywali się skandalicznie i nigdy nie powinni pracować z młodzieżą.

Ci wszyscy ludzie (chyba) nadal pracują w szkołach. Niezależnie od tego, do której grupy się zaliczają, zarabiają tyle samo i jeśli w efekcie strajku otrzymają podwyżki, to wszyscy takie same. I tak sobie myślę, że coś tu chyba jest nie tak. Sądzę, że zaangażowanie i jakość pracy powinny mieć wpływ na wysokość wynagrodzenia. Nauczyciele powinni być poddawani okresowo porządnej ewaluacji, bo obecnie niby jakieś systemy funkcjonują, ale efektów nie widać. Myślę o rozwiązaniu, w którym brane byłyby pod uwagę opinie uczniów, rodziców, innych nauczycieli, dyrekcji. Weryfikowana byłyby także dokumentacja (sprawdziany, prace pisemne, projekty zrealizowane przez uczniów), sprawozdania ze zrealizowanego materiału, przeprowadzonych dodatkowych zajęć, innowacyjne metody prowadzenia lekcji itd. Sprawdzeniu podlegałyby również wyniki rozmaitych egzaminów uzyskane przez podopiecznych danego nauczyciela. System taki generalnie powinien być pozytywny w swej naturze, to znaczy przede wszystkim premiować nauczycieli wybijających się ponad przeciętność. Negatywne konsekwencje (finansowe czy ograniczające dostęp do pracy w zawodzie) powinny się pojawiać jedynie, gdy przeważająca większość składowych świadczyłaby o nieprawidłowościach w czyjejś pracy. Poza wszystkim: ostateczna ocena danego nauczyciela nie mogłaby być prowadzona przez jedną osobę, ale przez gremium niezależnych od siebie jednostek. To oczywiście w celu zapewnienia niezbędnej obiektywności.

Czy stworzenie takiego systemu byłoby proste lub szybkie? Zapewne odpowiedź to dwa razy "nie". Nie mam jednak wątpliwości, że jest to niezbędne. Bez tego środki na wyższe wynagrodzenia dla nauczycieli, które też są konieczne, mogą zostać przynajmniej w części zmarnowane na kiepską edukację.

A żeby odreagować tę ambitną tematykę utwór na dziś to łagodny klasyk elektroniki:


Dobrego wieczoru i tygodnia!

ENG:

There is a strike. The teachers are protesting - the people who give children and young people knowledge, and sometimes also when the parents do not raise them or do not want to do that, deal with their upbringing. Among the postulates of strikers one of the most important is a significant increase in salaries.
I have no doubt that teachers should earn more than they earn and I consider the strike to be the most sensible solution. First of all, teachers in Poland have been earning an alarmingly little for years compared with the responsibility of their work. Secondly, everything gets more expensive, so remuneration must grow. However, teachers' salaries are fixed, so employees of this profession are not able to negotiate individual increases with their superiors. Thirdly, apparently the money is now almost for everyone, so why not for teachers?

Strangely, however, not everyone agrees with me. The amount of content that has appeared on the Internet from nowhere and tries to disgust the teachers' strike is terrifying. I do not think I've ever before had such a feeling of disgrace, browsing, for example, Kwejk. I wonder only what part of these memes was created by students annoyed by the fact that a day or two earlier they got F from mathematics or history or were scolded for speaking in class, and what part is a paid action aimed at discrediting the strike. I do not know and I will not find out. It turns out, however, that even many of my friends are not convinced to the increases. Fortunately, it is generally possible to discuss with them.

There are several arguments against the increases for teachers, built on the principle of "They earn little, but ...". I consider most of them to be nonsense and I will explain why.
  1. "Teachers have a lot of holidays" - yes, teachers are free in a vacation and winter holidays, but not all the time. They have work to do during the part of these breaks. At first they have to close one school year, then prepare for the next one, and in the meantime there are also commision exams, correction exams, etc. Taking into account all of this, teachers still have more holidays than the average person - but they do not have the opportunity to choose the date of it. They can not take advantage of cheaper trips pre- or off-season. They always have free time in the biggest season. It's sad.
  2. "Teachers work only 18 hours a week" - this is obvious nonsense. After all, tests or quizzes do not come up, and then they do not check themselves. Similarly, lessons, additional activities, materials for classes etc. do not prepare themselves. The data quoted in the article on the gazeta.pl portal (in Polish) shows that the real average working time of the teacher is about 40 hours per week. I will not speak about the article itself. The number is important because it shows that the argument about less work is not working at all. However, someone may not believe these studies and say that it should be monitored how many hours teachers work a week. It can be done. It would be enough to assume that teachers should spend 8 hours a day at school. Part of this time would be devoted to conducting lessons, and the rest to the preparation, checking the written works, conducting additional classes, etc. If it turned out that there is not enough time for someone, then the tests would be given to pupils later. If someone in turn had more of time, the headteacher would give him additional tasks. A simple model.
  3. "Teachers are not so poor at all, because they earn on tutoring" - okay, it happens, but it is their completely private matter. If they want to devote their free time to earn more in this way, than that is not our business. I am afraid, however, that it is often not a matter of willingness, but of necessity. Teachers often have to decide for tutoring to keep up financially and it is also sad, not enviable.
  4. "If they do not like it, they can change their job" - well, sh*t, bravo. What a brilliant idea! Let's go this way, let's say that to teachers, physicians, medical rescuers, social workers and many other groups who,  because of a sense of duty work in the state-financed professions, but would like to live with dignity. If all these people once decide to place their private interests over a society that sometimes supports them, and sometimes not, then suddenly we will wake up in a reality in which you have to take care of literally everything on your own. Do you like this idea? Are you confident enough that you can handle everything? I have my doubts ...
All the arguments I mentioned above are really in use. People say these things quite seriously, and in my opinion they are immensely stupid. However, to be fair: there is one thing that I think should go hand in hand with increases of teachers' salaries. It is well illustrated by >>this meme<< (though a bit maliciously). Unfortunately, it is only in Polish. The point is generally that teachers should be reliably accounted for the quality of their work. The point is not to fire an employee with the worst grade, but to maintain a reasonable level of teaching.

During my school education I came across various teachers. Many were mediocre. There were also those who passed knowledge with passion, always knew how to get students' attention and effectively supported their pupils (among them there is, for example, a teacher of Polish who, in a school which is focused almost exclusively on mathematics and physics, made his lessons one of the most anticipated). However, I also met teachers who could not pass on knowledge and those who did not even try. Besides, there were also those who simply behaved scandalously and should never work with young people.

All these people are still working in schools (or at least I guess so). Regardless of which group they belong to, they earn the same amount and if the strike succeed, then everyone will get the same salary increase. And I think that something is probably wrong here. I believe that involvement and quality of work should have an impact on the amount of salary. Teachers should be subject to a periodic strict evaluation, because now some assessment systems are functioning, but the effects can not be seen. I am thinking of a solution in which the opinions of students, parents, other teachers and headteachers would be taken into account. Documentation (tests, written papers, projects implemented by students), reports on the knowledge passed by, additional classes, innovative methods of conducting lessons etc. would also be verified. The results of various examinations obtained by the students of a given teacher would also be checked. Such a system should generally be positive in its nature, that is, first and foremost, to reward teachers who stand above mediocrity. Negative consequences (financial or limiting access to work in the profession) should appear only when the vast majority of components would indicate irregularities in someone's work. After all: the final evaluation of a given teacher could not be carried out by one person, but by a body of independent individuals. This is of course to ensure the necessary objectivity.

Would creating such a system be simple or fast? Probably the answer for both is "no". However, I have no doubt that it is necessary. Without this, the resources for higher remuneration for teachers, which are also necessary, will be at least partly wasted on poor education.

And to get rid of this ambitious theme, the song for today is a mild classic of electronic music. You can find it above.

Have a nice evening and a week!

sobota, 6 kwietnia 2019

Obsługa ponad reklamę.

Service over advertising. [English version below.]

Dwie sytuacje zakupowe z ostatniego tygodnia:

1) Tydzień temu wraz z Lubą Mą wybraliśmy się pozałatwiać kilka spraw na mieście, w tym obejrzeć obrączki ślubne (czas najwyższy!). Odwiedziliśmy bodajże trzy salony (wszystkie należące do mniejszych lub większych sieci) i przyznaję, że nie wydaje mi się, żeby znacząco różniły się od siebie ofertą. Wzory były różne, ale jednak do pewnego stopnia podobne, ceny zapewne też, możliwości wyboru chyba również. Sklepy te różniły się jednak między sobą pewną istotną kwestią, a mianowicie podejściem do klienta. W pierwszych dwóch czułem się nieco jak intruz. W tym, który odwiedziliśmy najpierw, pracownik obsługi do nas podszedł, nieco pokazał i wyjaśnił, ale widać było pewne bijące od niego zniechęcenie. W kolejnym sprzedawczyni najpierw nieszczególnie się nami interesowała, a potem i tak, żeby czegokolwiek się dowiedzieć, trzeba było ją dosyć mocno ciągnąć za język.

Żeby było jasne, nie oczekuję, że sprzedawcy będą nie wiadomo jak bardzo się o mnie troszczyć, ale obrączki to trudny temat. To decyzja finansowo może nie ogromna, ale spora, a ponadto obarczona znaczeniem symbolicznym. Wybrana obrączka ma służyć do końca życia, a przeciętny klient nie zna się na tego rodzaju biżuterii. Można by więc oczekiwać choć minimum wsparcia ze strony sprzedawców.

Rozumiem też, że ci nie uznali nas za szczególnie obiecujących klientów. Gdyby nie moje zakola, ja i Luba Ma wyglądalibyśmy bardzo młodo (co jest prawdą!). W dodatku ubrałem tego dnia bluzę z kapturem (jak zazwyczaj) i nosiłem na ramieniu wielką torbę sportową, wypakowaną rzeczami. Mogliśmy więc sprawiać wrażenie ludzi, którzy pooglądają, zajmą czas, ale nie dokonają żadnego poważnego zakupu. Rozumiem to, ale uważam, że obsługujący sklepy powinni zachować taki poziom profesjonalizmu, by nie było po nich widać, że tak myślą.

W związku z powyższym zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony w trzecim salonie, który odwiedziliśmy (W. Śliwiński w Galerii Katowickiej). Tam pracownice dały nam chwilę czasu na przyjrzenie się obrączkom, ale od razu poinformowały, że potem podejdą. Rzeczywiście, po chwili jedna z nich dosiadła się do nas i z pełnym profesjonalizmem zaczęła doradzać, pokazywać, odpowiadać na pytania odnośnie rozmiaru, wielkości soczewki, wzorów, ewentualnych zmian, kosztów itd. Na koniec, gdy już dokonaliśmy wstępnego wyboru, przygotowała nam wydruki ze wszystkimi niezbędnymi informacjami.

I wiecie co? Nie wiem, czy tam kupimy obrączki. Ciężko jeszcze powiedzieć. Gdybyśmy mieli jednak wybierać tylko między tymi trzema salonami, tak by się to chyba skończyło (nawet jeśli mielibyśmy zapłacić ciut więcej, w co i tak wątpię).

2) Wymieniałem ostatnio telefon. Sam proces zakupu nowego smartfona wiązał się z drobnymi problemami, ale wynikały one raczej z systemu niż czyichś błędów, a nie były też przesadnie dotkliwe, więc to pominę. Ważne jest jednak to, że w związku ze zmianą sprzętu musiałem także zmienić kartę microSIM na nanoSIM. Przed dzisiejszą wizytą w salonie Plusa byłem więc dość zniechęcony, bo ostatnio wkurzałem się na tę sieć. Fakt, zmienili mi niedawno ofertę na wyraźnie korzystniejszą (to zresztą główna przyczyna zmiany telefonu), ale z drugiej strony byłem w tym tygodniu na delegacji i w naszym "hotelu" niemal wszyscy mieli zasięg, tylko ja miałem z nim wieczne problemy. Spodziewałem się więc najgorszego: kolejek, zawiłych formalności, dodatkowych, znacznych i irytujących kosztów. Tymczasem...

Tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Kilka minut po dziesiątej, zaraz po otwarciu salonu, tłoku nie było. Obsługujący nas pracownik ze wszystkim uporał się bardzo szybko (wymiana karty była tylko jedną ze spraw do załatwienia), a poszłoby mu pewnie jeszcze szybciej, gdyby w międzyczasie nie pomagał swojej koleżance ze stanowiska obok, która najwyraźniej była mniej doświadczona, a walczyła z jakimś trudnym przypadkiem. Poza tym dżentelmen ów sprawnie i treściwie odpowiedział na wszystkie nasze pytania. Oczywiście za wymianę trzeba było zapłacić, ale tylko 13 zł, a dodatkowo dostałem zestaw adapterów na wszystkie funkcjonujące obecnie rodzaje kart. Niby to nic takiego, ale sprawna i profesjonalna obsługa dzisiaj poprawiła moją opinię na temat Plusa bardziej niż jakiekolwiek reklamy, akcje czy wymuszone działania.

Zdjęcie nowego telefonu dla atencji.

Te dwie sytuacje doprowadziły mnie do dwóch wniosków. Pierwszy jest taki, że rozmaite firmy i marki, zamiast wydawać niebotyczne pieniądze na reklamę, czasem zupełnie absurdalną, powinny może promować się poprzez wysoką jakość obsługi klienta. Jasne, to nie wystarczy. Kampanie reklamowe są po to, by zaprezentować ofertę, nowe produkty, przewagę nad ofertą konkurencji. Chodzi głównie o to, żeby pozyskać nowego klienta. Tyle tylko, że klient zadowolony z obsługi to klient, który wróci. Ten źle potraktowany może nie tylko więcej nie skorzystać z oferty danej marki, ale też zniechęcać do niej innych. Jeśli jeden podmiot na rynku nie deklasuje kompletnie pozostałych ceną lub jakością, to standardy prezentowane przez jego pracowników mogą mieć kluczowe znaczenie przy wyborze dostawcy danego sprzętu czy usługi. Mam nadzieję, że niektóre firmy spróbują się promować właśnie tym.

Drugi wniosek: doskonale rozumiem, że nikt nie musi pałać entuzjazmem do swojej pracy. W sprzedaży też nie każdy dostaje prowizję, żeby nie wiadomo jak walczyć o klienta. Interes firmy często nie jest zbieżny z osobistym. Wszystko to jest jasne. Mam jednak taką, może nadmiernie idealistyczną myśl, że jeśli wykonuje się jakąś pracę, to powinno się ją wykonywać dobrze, a przynajmniej próbować. Jesteś sprzedawcą? Sprzedawaj, a przynajmniej nie zniechęcaj potencjalnego klienta. Nie daj mu odczuć, że jest niechciany. Jeśli nie lubisz swojej pracy i wykonujesz ją byle jak, to niemal zawsze cierpi nie tylko firma, która Cię zatrudnia, ale też inni ludzie. Przykłady zawodów ratujących życie byłyby nazbyt oczywiste, więc je pominę. Są jednak inne. Zawodowo przygotowujesz jedzenie i coś będzie niedogotowane/niedopieczone? Twoja firma straci na reputacji, ale też jakaś konkretena osoba zje niedobry posiłek. Przygotowujesz wiadomości i coś pominiesz albo przedstawisz nierzetelnie? Twoja firma utraci na wiarygodności, ale też prawdziwi ludzie zostaną wprowadzeni w błąd. Zajmujesz się sprzątaniem i pozostawisz bałagan? Być może Twoja firma straci kontrakt, ale na pewno konkretni ludzie będą przebywać w tym niesprzyjającym środowisku.

I tak dalej, i tak dalej. Jeśli nie lubisz swojej pracy, naprawdę możesz ją zmienić, a jeśli nie chcesz tego robić, to przynajmniej nie utrudniaj życia innym ludziom. To wcale nie jest skomplikowane.

Utwór na dziś? To mogłaby być "Doskozzza", najnowsze szaleństwo Jacka Stachurskiego, ale postanowiłem jednak postawić na minimalnie inne klimaty:


Dobrego tygodnia!

ENG:

Two shopping situations from last week:

1) A week ago, together with My Darling, we went to settle some matters downtown, including wedding rings (this is about time!). We have visited perhaps three salons (all belonging to smaller or larger networks) and I admit that I do not think their offers differ significantly from each other. Patterns were different, but to a certain extent similar, prices and the possibility of choice probably also. These stores, however, differed among themselves a certain important issue, namely the approach to the customer. In the first two I felt a bit like an intruder. In the one we visited first, the employee came to us, showed and explained a bit, but there was some noticeable discouragement in him. In the next shop a saleswoman was not particularly interested in us at first, and then, in order to find out anything, we had to pull her teeth a bit.

To be clear, I do not expect merchants to excessively care for me, but wedding rings are a difficult topic. This decision may not be huge in a financial aspect, but it is quite large, and additionally burdened with a symbolic meaning. The chosen wedding rings are to serve the end of life, and the average customer is not familiar with this type of jewelry. One could expect at least a minimum of support from the sellers.

I also understand that they did not recognize us as really promising clients. If not my receding hairline, me and My Darling would look very young (which is true!). In addition, I dressed a hoodie on this day (as usual) and was carrying a large sports bag on my shoulder, packed with things. So we could give the impression of people who will watch, take time, but do not make any serious purchase. I understand this, but I think that shopkeepers should maintain a level of professionalism that would not show me that they think so.

In connection with the above, I was very positively surprised in the third salon that we visited (W. Śliwiński in Galeria Katowicka). Employees there gave us a moment to look at wedding rings by ourselves, but they immediately informed us that they would come later. Indeed, after a while one of them joined us and with full professionalism began to advise, show, answer questions about the size, patterns, possible changes, costs, etc. Finally, after we made the initial selection, she gave us printouts with all necessary information.

And you know what? I do not know if we'll buy wedding rings there. It's hard to say yet. However, if we were to choose only between these three salons, it would probably end this way (even if we had to pay a bit more, in which I doubt anyway).

2) I changed a phone recently. The very process of buying a new smartphone was associated with minor problems, but they resulted rather from the system than someone's mistakes, and they were not really important, so I will skip it. The important thing is that due to the change of equipment I had to change the microSIM card to nanoSIM. Before today's visit to the Plus salon, I was quite discouraged because I was recently pissed off at this network. Fact, they changed my offer to a clearly more favorable one (this is the main reason for changing the phone), but on the other hand I was on a delegation this week and almost everyone had coverage in our "hotel", except me. So I expected the worst: queues, intricate formalities, additional, significant and annoying costs. In fact...

In fact, nothing like that happened. A few minutes after ten a.m., just after opening the salon, there was no crowd. The employee who handled us was able to deal with everything very quickly (card change was only one of the things to do), and it would probably take even less time, if in the meantime he wasn't helping his colleague from the second desk, who apparently was less experienced and struggled with some difficult case. In addition, the gentleman answered all our questions efficiently and concisely. Of course, I had to pay for the change, but only PLN 13, and additionally I got a set of adapters for all types of currently used cards. It's nothing big, but efficient and professional service today has improved my opinion about Plus more than any advertising or forced actions.

These two situations led me to two conclusions. The first is that various companies and brands, instead of spending exorbitant money on advertising, which is sometimes completely absurd, should promote themselves through high quality customer service. Sure, that's not enough. Advertising campaigns are designed to present the offer, new products, an advantage over the competitors' offers. The main point is to get a new customer. It's just that the customer satisfied with the service is the customer who will come back. A poorly serviced person may not only never buy anything from given brand again, but also discourage others. If one entity on the market does not clearly outclass the remaining ones with a price or quality, then the standards showed by its employees may be crucial when choosing a supplier of a given equipment or service. I hope that some companies will try to promote themselves using this.

The second conclusion: I perfectly understand that nobody has to be enthusiastic about their work. Not everybody gets a commission for sales, to really fight for a client. The company's interest is often not consistent with the personal one. That is totally clear. However, I have one, maybe overly idealistic idea that if you work somewhere, you should do your job well or at least try. Are you a seller? Sell, or at least do not discourage a potential customer. Do not let him/her feel that he/she is unwanted. If you do not like your job and do it slapdash, almost always not only the company that employs you suffers, but also other people. Examples of life saving professions would be too obvious, so I will skip them. However, they are different ones. What if you professionally prepare food and something will be undercooked / undercooked? Your company will lose its reputation, but also some specific person will eat a bad meal. Are you preparing news and omitting something or presenting unreliable? Your company will lose its credibility, but also real people will be misled. Do you do cleaning and leave a mess? Perhaps your company will lose the contract, but certainly specific people will stay in this unfavorable environment.

And so on and so forth. If you do not like your work, you can seriously change it, and if you do not want to do it, at least do not make life difficult for other people. It is not complicated at all.

A song for today? This could be "Doskozzza", the latest madness of Jacek Stachursky, but I decided to focus on a slightly different sounds. You can find them above.

Have a nice week!