niedziela, 26 stycznia 2020

Jestem mięsożercą.

I am carnivore. [English version below.]

Kotlet, kurczak w sosie, burger - to bardzo części goście w moim jadłospisie. Mięsko jest super, sycące i nade wszystko nadzwyczajnie smaczne. Okej, nie muszę go jeść ciągle, ale zazwyczaj tak, zwłaszcza, że sporo alternatyw jest takich sobie.

Co więcej, nie jestem odosobniony w swoim podejściu. Tym większe było moje zdziwienie, gdy w minionym tygodniu jeden z kolegów z pracy zaproponował, byśmy na obiad zamówili wegańskie burgery. Sam też jest zdeklarowanym mięsożercą, ale stwierdził, że koleżanka zapewniała go, że NA PEWNO będziemy zadowoleni. Cóż... Trochę się wahaliśmy, ale w końcu inicjator, ja i jeszcze dwóch innych kolegów zdecydowaliśmy się na złożenie zamówienia w burgerowni wegańskiej Nieinaczej.

Do wyboru było kilka różnych wersji kotleta, w tym takie, o których pisano, że ciężko je odróżnić od mięsa, czyli Beyond Burger, w którego podobno zainwestowali Bill Gates i Leonardo di Caprio oraz Linda McCartney Burger, stworzony przez nieżyjącą już żonę gwiazdy The Beatles. Ja zdecydowałem się na tego ostatniego i... Pozostało czekać.

Minęło trochę czasu i w końcu się doczekaliśmy. Nadeszła wiekopomna chwila. Zatopiliśmy zęby w burgerach i... Cóż, zdecydowanie były odróżnialne od mięsa. Zdecydowanie nie był to smak prawdziwego burgera. Najzabawniejsze jest jednak to, że w przypadku mojego burgera kotlet wcale nie był najsłabszym elementem. Paradoksalnie akurat on był całkiem okej i smakował trochę orzechami, ale może tylko mi się wydawało. Inne elementy, jak bułka czy warzywa z natury są wegańskie, więc to, że były przeciętne, nie ma wielkiego znaczenia. Tym, co najbardziej negatywnie wpłynęło na całe doświadczenie, był wegański majonez. Nadal nie potrafię się zdecydować, czy nie miał on smaku, czy miał smak paskudny. W każdym razie po coś takiego już więcej na pewno nie sięgnę, a cała potrawa może okazałaby się dużo lepsza z innym sosem.

W tym wszystkim widzę jednak pewne pozytywy. Przede wszystkim, mimo mało atrakcyjnego smaku, muszę przyznać, że najadłem się wegańskim burgerem. Po drugie, zjadłem, przekonałem się, jak to smakuje i gdybym z kimś rozmawiał na ten temat, nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie wiem, o czym mówię. Przy następnej takiej propozycji mogę odmówić, tłumacząc, że już próbowałem i to nie moje klimaty.

Jakieś inne wnioski? Tak. Takie, że bez mięsa może jeszcze bym się obył. Dietę wegetariańską byłbym w stanie znieść, zastępując kotlety itd. czymś innym. Wygląda jednak na to, że weganizm jest już zupełnie nie dla mnie. Brak produktów opartych na mleku (przede wszystkim sery, ale też śmietana, jogurty itd.), a także niektórych opartych na jajkach (majonez!), to krok za daleko. Oczywiście mogę się mylić. Jest na pewno sporo substytutów, których jeszcze nie próbowałem, a które mogą być znacznie smaczniejsze. Chwilowo jednak jestem nastawiony negatywnie.

Jednak prawdziwy burger wyróżnia się smakiem!

Abstrahując od moich osobistych preferencji, w całej tej wegańskiej drace jest jeszcze jeden wątek. Mianowicie przy okazji naszego zamówienia pojawiły się żarciki, często obecne także w internecie, opierające się na tym, że co to w ogóle za pomysł, żeby tworzyć wegańskie wersje kotletów, kiełbasek czy burgerów i że to swego rodzaju hipokryzja. 

Ja uważam, że wręcz przeciwnie. To może być próba postawienia swoich przekonań ponad swoimi osobistymi upodobaniami. Wyobrażam sobie sytuację, w której ktoś lubił jeść mięso, odpowiadał mu ten smak itd., ale doszedł do wniosku, że jednak los zwierząt jest dla niego ważniejszy i przeszedł na wegetarianizm czy weganizm. Mimo wszystko ten ktoś próbuje zbliżyć się na powrót do smaku, który mu odpowiadał, ale w sposób neutralny dla zwierząt. Czy to coś śmiesznego lub godnego politowania? Nie sądzę. Moim zdaniem to raczej rozsądne poszukiwanie satysfakcjonującego rozwiązania.

Dochodzi do tego jeszcze jedna kwestia: weganie czy wegetarianie, żeby ich wybór życiowy miał jak najwięcej sensu, powinni dążyć do tego, by wszyscy porzucili mięso. Nie mogą jednak zakazać jego spożycia, a mam wrażenie, że wszystkie akcje z publikacją zdjęć z rzeźni, nazywaniem mięsożerców "mordercami" itd. mogą odnieść odwrotny skutek, bo grupy za coś atakowane mają tendencję do przyjmowania postawy defensywnej i utwierdzania się w swoich poglądach. Zamiast tego więc środkiem do celu może być na przykład tworzenie wegańskich burgerów itd. Jeśli rzeczywiście coraz bardziej będą przypominały w smaku mięso, więcej osób może być skłonnych do zrezygnowania z prawdziwego mięsa. Zatem hipokryzja? Nie. Ponownie: szukanie rozwiązania.

To chyba tyle. Napiszcie w komentarzu tu lub na Facebooku, co myślicie na ten temat. Skosztujcie też wegańskiego burgera, jeśli jeszcze nie jedliście (tylko wymieńcie majonez na coś innego!). Może akurat Wam zasmakuje. Zostawiam Was z dość wiekowym utworem, o którym znowu przypomniałem sobie w ten weekend:


Dobrego (smacznego) tygodnia!

ENG:

Cutlet, chicken in sauce, burger - these are usual guests on my menu. The meat is great, filling and above all extremely tasty. Okay, I don't have to eat it all the time, but usually so, especially since many alternatives are so-so.

Moreover, I am not alone in my approach. The greater was my surprise when last week one of my colleagues suggested to order vegan burgers for dinner. He is also a declared meat eater, but he said that a friend assured him that FOR SURE we would be pleased. Well ... We hesitated a bit, but in the end the initiator, me and two other colleagues decided to order something from Nieinczej - vegan burger bar.

There were several different versions of the burger to choose from, including those that were said to be difficult to distinguish from meat, i.e. Beyond Burger, in which Bill Gates and Leonardo di Caprio reportedly invested, as well as Linda McCartney Burger, created by the wife of The Beatles star. I decided on the last one and ... Only waiting left.

Some time passed and we finally got them. A great moment has come. We sank our teeth in burgers and... Well, they were clearly distinguishable from meat.That definitely was not the taste of a real burger. The funniest thing is that in the case of my burger the cutlet was not the weakest element. Paradoxically, it was just okay and tasted a little nutty, but maybe it just seemed to me. Other elements, such as rolls or vegetables are vegan by nature, so the fact that they were average does not matter much. What most negatively affected the whole experience was vegan mayonnaise. I still can't decide if it had no taste at all or was nasty. In any case, I will not reach for such a thing anymore, and the whole dish might turn out to be much better with a different sauce.

In all this, however, I see some positives. First of all, despite the unattractive taste, I must admit that I was full after eating a vegan burger. Secondly, I ate it, found out what it tastes like, and if I will talk to someone about it, no one can accuse me of not knowing what I am talking about. At the next such proposal I can refuse, explaining that I have already tried and it is not for me.

Any other conclusions? Yes. Such that I could live without meat. I could stand a vegetarian diet, replacing chops etc. with something else. However, it seems that veganism is completely not for me. The lack of milk-based products (primarily cheese, but also cream, yogurt, etc.), as well as some based on eggs (mayonnaise!) is a step too far. Of course I can be wrong. Probably there are a lot of substitutes that I haven't tried yet and which can be much tastier. For the moment, however, I am skeptical about them.

Aside from my personal preferences, there is one more thread in this vegan affair. Namely, on the occasion of our order appeared jokes, often also present on the Internet, based on the fact that the idea to create vegan versions of chops, sausages or burgers is stupid and that it is a kind of hypocrisy.

I think the opposite. It may be an attempt to put your beliefs above your personal tastes. I imagine a situation in which someone liked to eat meat, he/she liked the taste, etc., but came to the conclusion that the fate of animals is more important to him/her, and he/she switched to vegetarianism or veganism. After all, someone is trying to get back to the taste that suited him/her, but in a neutral way for animals. Is this something funny or pitiful? I do not think so. In my opinion, this is a rather reasonable search for a satisfactory solution.

There is one more thing: vegans or vegetarians, so that their life choices make the most sense, should strive for everyone to give up meat. They cannot, however, prohibit its consumption, and I have the impression that all actions with the publication of slaughterhouse photos, calling carnivores "murderers" etc. may have the opposite effect, because the groups attacked for something tend to take a defensive attitude and reinforce their own views. Instead, the mean to this end can be, for example, the creation of vegan burgers, etc. If they actually looked and above all tasted more like meat, more people might be willing to give up real meat. Hypocrisy then? No. Again: searching for a solution.

I think that's it. Write in a comment here or on Facebook what you think about it. Try the vegan burger if you haven't eaten any yet (just replace the mayonnaise with something else!). Maybe you will like it. I leave you with a fairly old song, which I remembered again this weekend. You can find it above.

Have a good (tasty) week!

niedziela, 19 stycznia 2020

Rampampampam i rap.

Rampampampam & rap. [No English version this time, since this text relates to polish rap and knowing the language is essential.]

Nie będę się dzisiaj nadmiernie rozpisywał. Nadal brakuje mi weny, a może to pokłosie tego, że jak co roku zaczął się u mnie bardziej intensywny okres w pracy, więc za wiele się nie dzieje. Praca - dom - praca. Czasem siłownia. Czasem coś innego, ale z rzadka. Ogólne zmęczenie i marazm. Brak przemyśleń. Brak nawet materiału do przemyśleń.

Zamiast pisać wolę więc poczytać albo posłuchać. Czego? A, to zabawna kwestia, o której już kiedyś wspominałem. Przez wiele lat słuchałem bowiem niemal wyłącznie klimatów rock/punk, czasem wdających się w romans z innymi gatunkami. Pop? Nie, dziękuję. Rap? Ewentualnie Paktofonika.

Tak było.

Jakieś trzy, cztery lata temu sytuacja zaczęła się jednak zmieniać. Zacząłem słuchać nieco elektroniki i rapu. Trochę w drodze do i z pracy, trochę w pracy. Najpierw odrobinę, a potem coraz więcej, ostatnio dochodząc do jakiegoś apogeum, poniekąd dlatego, że zacząłem o tym rozmawiać ze znajomymi z pracy i w efekcie poznałem nowych wykonawców. Swoją zasługę miały też w tym algorytmy Spotify, podrzucające mi co jakiś czas nowe propozycje.

Doszło do tego, że zacząłem ciut bardziej interesować się tą muzyką i czytać o niej. Gdzie? Na newonce.net. Co ciekawe, interesują mnie wyłącznie polscy wykonawcy. Może to dlatego, że mogę wtedy lepiej skupić się na tekście czy wyłapać w nim odniesienia popkulturowe lub społeczne. Może.

W każdym razie polecam każdemu lekturę artykułów na tym portalu. Czasem czytam o rzeczach, które już znam, ale teksty pomagają zwrócić uwagę na pewne nowe aspekty. Czasem natomiast poznaję coś nowego, co bardzo przypada mi do gustu. Tak było na przykład z utworem Oyster, który poznałem dzięki artykułowi TOP 20 najlepszych polskich singli 2019 roku. Całym serduszkiem zachęcam do lektury.

A teraz najważniejsze: kojarzycie Matę? To ten od Patointeligencji. Coś świta? Mam nadzieję. Jeśli interesujecie się tematem, to na pewno już wiecie, a jeśli nie, to właśnie Wam mówię, że w ostatni piątek opublikowany został jego debiutancki album 100 dni do matury.

Ostatni utwór.

Chwilę mi to zajęło, ale wczoraj udało mi się go przesłuchać. Czy to dzieło wybitne? Nie. Ale czy całe jest jak Patointeligencja? Zdecydowanie nie. A czy jest dobre i przyjemnie się go słucha? A, to tak, naprawdę warto. Mata rapuje o sobie, o dzieciństwie, o chodzeniu do szkoły i o spotkaniach z kumplami. O relacjach z rodzicami. Nie o sprawach większych niż on sam, ale o codziennych. I bardzo dobrze. Nie będę się więcej rozpisywał na ten temat, bo warto po prostu posłuchać. Cały album można znaleźć TUTAJ albo na Spotify. 

Jeśli ktoś jednak bardzo chciałby poczytać o nim więcej, to zapraszam na... (tak, zgadliście), newonce.net. Tam napisano zdecydowanie więcej na temat tego albumu.

I to tyle. Nie będę wrzucał utworu na dziś, bo pod umieszczonymi tu linkami znajdziecie ich aż nadto. 

Trzymajcie się, dobrego tygodnia! 

niedziela, 12 stycznia 2020

Styczeń z potencjałem.

January with potential. [English version below.]

Nie będę się dzisiaj bardzo rozpisywał. Brakuje mi czasu (znów wyjazd  na delegację) i weny (tak czasem bywa). Chcę jednak zwrócić waszą uwagę na pewne rzeczy w popkulturze.

Otóż, mamy już 2020 r. Nowy rok, nowy ja, a przede wszystkim nowe filmy i seriale. Ten rok zdecydowanie nie zapowiada się pod tym względem aż tak dobrze jak poprzedni. Są produkcje, na które rzeczywiście choć trochę czekam, jak "Diuna" Denisa Villeneuve'a,  "The New Mutants", czyli horror Foxa o mutantach, "No Time to Die", które może rzeczywiście będzie ostatnim filmem z Danielem Craigiem w roli Jamesa Bonda, "Birds of prey" o Harley Quinn, "Tenet" Christophera Nolana, "Psy 3" , "Eternals", które może bardzo mocno różnić się od dotychczasowych filmów MCU. Są także inne, ale niemal nic z tego nie jest wielce ekscytujące. Trochę słabo.

Zamiast wybiegać więc niemal rok w przyszłość, może warto skupić się na trwającym już miesiącu. Mamy już prawie połowę stycznia, ale czekają nas jeszcze dobre rzeczy. Ja pragnę zwrócić waszą uwagę na trzy, które dostarczy Pan Netflix.

Plakaty oczywiście ze strony Netflixa.

Po pierwsze, Chilling adventures of Sabrina. Już 24 stycznia na największej platformie streamingowej pojawi się trzeci sezon tego serialu. Wiem, że części z Was może on nie odpowiadać. ale mnie i moją żonę dotychczasowe dwa mocno wciągnęły. Ten serial to teen drama ze sporą dawką kiczu, ale też z nieco mroczniejszymi elementami. Postacie są dobrze zarysowane i mierzą się z realnymi problemami (no, w większości), a sam serial jest po prostu zabawny, intrygujący i bardzo przyjemny w odbiorze. 

To, o jakiej stylistyce mówimy, może Wam nakreślić zapowiedź trzeciego sezonu stworzona jako przebojowy teledysk, który możecie znaleźć pod TYM LINKIEM.

Po drugie, Bojack Horseman. Od 31 stycznia na Netfliksie można będzie znaleźć drugą połowę szóstego sezonu tego znakomitego serialu animowanego. Będzie to najprawdopodobniej domknięcie opowieści o podstarzałym koniu-celebrycie, który ma dużo więcej problemów niż przyjaciół i w zasadzie każda jego próba odbicia się od dna spełza na niczym. Sam serial jest wielkim hitem i niemal na pewno już o nim słyszeliście. Jeśli oglądaliście wcześniejsze odcinki, to zapewne nie  trzeba Was namawiać do sięgnięcia po finałowe. Jeśli natomiast jeszcze nie śledziliście przygód Bojacka Horsemana, to być może do 31 stycznia zdążycie nadrobić. Warto!

Wreszcie po trzecie, Uncut gems. To film de facto z 2019 r., ale zdaje się, że w Polsce nie można go było zobaczyć w kinach, może tylko na niektórych festiwalach. 31 stycznia pojawi się na Netfliksie i to jest chyba w moim osobistym rankingu  najbardziej ekscytująca pozycja z tutaj wymienianych. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że to dramat czy film kryminalny, w którym Adam Sandler, znany głównie z głupawych komedii, wciela się w główną rolę, nowojorskiego jubilera zmuszonego do podjęcia ryzykownych decyzji. Co więcej, podobno jest w tym rewelacyjny. Mało? Wszystko wskazuje na to, że ten film po prostu wygląda obłędnie. Spójrzcie na zwiastun:


Mało? To może przekona Was to, że na portalu metacritic.com średnia ocen przyznanych filmowi przez profesjonalnych krytyków to "90"? To świadczy o tym, że zdecydowana większość ludzi, którzy ocenianiem filmów zajmują się na codzień, uważa, że Uncut gems jest świetne. 

Jeszcze mało? To nie wiem już, czym Was przekonać. Ja w każdym razie jestem niemiłosiernie podekscytowany.

To tyle. Zostawiam Was z jednym z moich ulubionych utworów w ogóle, a przy okazji wykorzystanym w jednym z odcinków Bojacka Horsemana. Posłuchajcie:



Trzymajcie się! Dobrego dnia, tygodnia i miesiąca. Dobrego oglądania!

ENG:


I will not write much today. I lack time (delegation again) and inspiration (sometimes it happens). However, I want to draw your attention to some things in pop culture.

Well, we already have 2020. New year, new me, and above all new movies and series. This year is definitely not going to be as good as the previous one. There are productions that I'm waiting for at least a bit, like Denis Villeneuve's "Dune", "The New Mutants" - Fox's horror about mutants, "No Time to Die", which may actually be the last film with Daniel Craig as James Bond, "Birds of prey" about Harley Quinn, "Tenet" by Christopher Nolan, "Dogs 3" (third part of classical polish action movie), "Eternals", which can be very different from previous MCU movies. There are also others, but almost none of this is very exciting. That's a pity.

So instead of looking almost a year ahead, it may be worth focusing on an ongoing month. We have almost half of January, but we are still waiting for some good things. I would like to draw your attention to three that Mr. Netflix will provide.

First, Chilling adventures of Sabrina. On January 24, the third season of this series will appear on the largest streaming platform. I know that some of you may not like it, but both my wife and I have really enjoyed it. This series is a teen drama with a large dose of kitsch, but also with slightly darker elements. The characters are well outlined and face real problems (well, most of the time), and the show itself is simply funny, intriguing and very pleasant to watch.

The example of the style we are talking about can be seen in the announcement of the third season created as a hit music video which you can find at THIS LINK.

Secondly, Bojack Horseman. From January 31, Netflix will feature the second half of the sixth season of this amazing animated series. This will most likely close the story of an aging celebrity horse who has many more problems than friends, and basically his every attempt to bounce back from the bottom comes to nothing. The show itself is a huge hit and you've almost certainly heard of it. If you've watched earlier episodes, then you probably don't need to be persuaded to reach for the final ones. However, if you have not yet followed the adventures of Bojack Horseman, then you may be able to catch up by January 31. Well worth it!

Finally, thirdly, Uncut gems. Actually this is a film from 2019, but it seems that it could not be seen in cinemas in Poland, maybe only at some festivals. On January 31 it will appear on Netflix and this is probably in my personal ranking the most exciting item listed here. Why? First of all, because it is a drama or a criminal movie in which Adam Sandler, known mainly from silly comedies, plays the main role of a New York jeweler forced to make risky decisions. What's more, apparently he is sensational in it. Not enough? Everything seems to indicate that this movie just looks incredibly. Just look at the trailer - you can find it above.

Not enough? So maybe you let me convince you with the fact that on metacritic.com the average rating of the film by professional critics is "90"? This shows that the vast majority of people who evaluate movies on a daily basis think that Uncut gems is great.

Not enough yet? I don't know how to convince you anymore. In any case, I am mercilessly excited.

That's it. I leave you with one of my favorite songs in general and also used in one of Bojack Horseman's episodes. You can find it above.

Take care! Have a good day, week and month. Good watching!

niedziela, 5 stycznia 2020

Po prostu to zrób! Jak Wagabunda.

Just do it! Like a Vagabond. [English version below.]

Wagabunda  - wg słownika języka polskiego PWN to "człowiek lubiący się włóczyć po świecie". Nic skomplikowanego, ale to słowo wyraża wszystko. Taki pseudonim postanowił przyjąć w internecie mój dobry kumpel. Dlaczego? Bo uwielbia podróżować i często to robi. Póki co raczej nie wypuszcza się poza Europę, ale to nieważne. Istotniejsza jest forma podróżowania. Czasem to objazdówka samochodem w półspartańskich warunkach, czasem autostop, a czasem cokolwiek, czym da się przemieszczać. Byle dalej. Byle jechać!

Sam miałem okazję nieco z nim podróżować, w szczególności podczas dwóch dość ważnych wypraw. Pierwsza to objazdowa wycieczka przez Niemcy, Danię, Szwecję aż do Norwegii. To były niemal dwa tygodnie podróży ze wzlotami i upadkami, momentami lepszymi i gorszymi, ale na pewno niezapomnianymi. Swego czasu wiele pisałem o tej wyprawie. Z kolei rok później pół spontanicznie, pół chaotycznie wybraliśmy się do Wilna, podróżując głównie pociągiem i autostopem. To też był wyjazd pełen niespodziewanych zwrotów akcji. O niektórych wspomniałem w tekście "Od chwili do momentu". Zapraszam do lektury.

Na samym początku drogi...

Od dłuższego czasu większość wolnych chwil poświęcając na podróże mój kumpel postanowił w końcu podzielić się wrażeniami ze swoich wojaży i ponad rok temu założył konto na Instagramie jako wagabunda_m. Wrzuca tam piękne zdjęcia, opisy zdradzające, na co warto zwrócić uwagę w podróży albo co zobaczyć w konkretnych miejscach. Z przyjemnością się to ogląda. Gorąco polecam.

To jednak było dla niego za mało. Gdy dwa tygodnie temu spotkaliśmy się na wspólną konsumpcję tzw. piwek, piwerek, czy też browarków, sporo rozmawialiśmy o podróżowaniu, a kumpel wspominał też o swoim kolejnym planie. Ponieważ od dłuższego czasu podczas wypraw nie tylko robi zdjęcia, ale też nagrywa wideo, postanowił to wykorzystać. Chciał użyć tych materiałów, zmontować je w sensowne relacje i publikować na YouTube. Zaczął się zastanawiać, z jakich wypraw ma nagrania, ja przypomniałem mu o naszej podróży do Wilna, pogadaliśmy jeszcze chwilę na ten temat i zajęliśmy się czymś innym. 

MINĘŁY DWA TYGODNIE I... Wczoraj wysłał mi taki oto LINK wraz z komentarzem, że mam tam niespodziankę. Najwyraźniej jak pomyślał, tak zrobił. W ciągu dwóch tygodni zdążył założyć kanał oraz zmontować trzy relacje wideo wraz z czołówkami oraz jedno wideo z Beskidów i wszystko opublikować wczoraj. Jego dobry znajomy stworzył muzykę do części treści i całość ogląda się naprawdę przyjemnie. Najsłabszy jest niestety nasz materiał z Wilna, bo wtedy jeszcze wideo było nagrywane spontanicznie, kiepskiej jakości i raczej nie z myślą o tworzeniu z tego czegoś większego.

Oczywiście, nie jest jeszcze idealnie. To pierwsze cztery produkcje. Jeśli jednak są one na takim, całkiem niezłym poziomie już teraz, to z optymizmem patrzę w przyszłość. Poza tym to nie jest tak istotne. Ważne jest to, że mój kumpel, skoro już sobie coś postanowił, to konsekwentnie zabrał się za realizację swojego pomysłu. To jest super i z tego warto brać przykład.

Z tą myślą Was zostawiam. Dorzucam też utwór, który można usłyszeć w pewnym momencie na nagraniu z podróży do Wilna:


To chyba tyle. Życzę Wam dobrego tygodnia, roku i w ogóle życia. W kontekście postanowień noworocznych zwróćcie uwagę na to, żeby, jeśli już wpadniecie na jakiś pomysł, spiąć pośladki i faktycznie wziąć się do roboty. Jak Wagabunda.

P S Wygląda na to, że wpis ten to 100 tekst w moim adresie "blogspot.com" - BRAWO JA!

ENG:

Vagabond - according to the Polish language dictionary PWN is "a man who likes to roam the world". Nothing complicated, but this word expresses everything. This nickname was taken by my good friend on the internet. Why? Because he loves to travel and does it often. For the time being, he rather not leave Europe, but it doesn't matter. The form of travel is more important. Sometimes it's a car trip in semi-spartan conditions, sometimes hitchhiking, and sometimes any way of moving. Just to keep going!

I myself had the opportunity to travel with him a bit, especially during two quite important trips. The first was a road trip through Germany, Denmark, Sweden to Norway. It was almost two weeks of travel with ups and downs, better and worse moments, but certainly unforgettable. I wrote a lot about this trip in that time. In turn, a year later, half spontaneously, half chaotically, we went to Vilnius, traveling mainly by train and hitchhiking. It was also a trip full of unexpected twists. I mentioned some of them in the text "From moment to moment". Feel welcome to read it.

Devoting most of his free time to traveling for a long time, my friend decided to share his impressions from his travels and over a year ago created an account on Instagram as wagabunda_m. He puts beautiful photos there, descriptions saying, what to look for when traveling or what to see in specific places. It is a pleasure to watch it. I highly recommend that.

This, however, was not enough for him. When two weeks ago we met for joint consumption of a couple of beers, we talked a lot about traveling, and a buddy also mentioned his next plan. Because for a long time during expeditions he not only have taken pictures, but also recorded videos, he decided to use it. He wanted to use these materials, assemble them into meaningful relations and publish on YouTube. He began to wonder what recordings he had of what journeys, I reminded him of our trip to Vilnius, we talked a bit more about this topic and took up something else.

TWO WEEKS HAVE PASSED AND... Yesterday he sent me this LINK with a comment that I there was a surprise waiting for me there. Apparently, he did as he planned. Within two weeks he managed to set up a channel and assemble three video reports with intro and one video from the Beskids and publish everything yesterday. His friend created music for some content and the whole thing is really nice to watch. Unfortunately, the weakest is our material from Vilnius, because back then the video was recorded spontaneously, of poor quality and not with the thought of creating something bigger out of it.


Of course, it's not perfect yet. Those are the first four productions. However, if they are on such a pretty good level right now, I am optimistic about the future. Besides, it's not so important. It is important that my friend, since he has already decided something, he consistently started to implement his idea. This is great and it is worth following an example.

I leave you with this thought. I also add a song that can be heard at some point on a recording from a trip to Vilnius. You can find it above.

I think that's it. I wish you a good week, a year and life in general. In the context of New Year's resolutions, make sure that, if you come up with an idea, actually get to work. Like a Vagabond.

P S It seems that this entry is 100th text in my address "blogspot.com" - GOOD FOR ME!