Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Electric Light Orchestra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Electric Light Orchestra. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 stycznia 2020

Jestem mięsożercą.

I am carnivore. [English version below.]

Kotlet, kurczak w sosie, burger - to bardzo części goście w moim jadłospisie. Mięsko jest super, sycące i nade wszystko nadzwyczajnie smaczne. Okej, nie muszę go jeść ciągle, ale zazwyczaj tak, zwłaszcza, że sporo alternatyw jest takich sobie.

Co więcej, nie jestem odosobniony w swoim podejściu. Tym większe było moje zdziwienie, gdy w minionym tygodniu jeden z kolegów z pracy zaproponował, byśmy na obiad zamówili wegańskie burgery. Sam też jest zdeklarowanym mięsożercą, ale stwierdził, że koleżanka zapewniała go, że NA PEWNO będziemy zadowoleni. Cóż... Trochę się wahaliśmy, ale w końcu inicjator, ja i jeszcze dwóch innych kolegów zdecydowaliśmy się na złożenie zamówienia w burgerowni wegańskiej Nieinaczej.

Do wyboru było kilka różnych wersji kotleta, w tym takie, o których pisano, że ciężko je odróżnić od mięsa, czyli Beyond Burger, w którego podobno zainwestowali Bill Gates i Leonardo di Caprio oraz Linda McCartney Burger, stworzony przez nieżyjącą już żonę gwiazdy The Beatles. Ja zdecydowałem się na tego ostatniego i... Pozostało czekać.

Minęło trochę czasu i w końcu się doczekaliśmy. Nadeszła wiekopomna chwila. Zatopiliśmy zęby w burgerach i... Cóż, zdecydowanie były odróżnialne od mięsa. Zdecydowanie nie był to smak prawdziwego burgera. Najzabawniejsze jest jednak to, że w przypadku mojego burgera kotlet wcale nie był najsłabszym elementem. Paradoksalnie akurat on był całkiem okej i smakował trochę orzechami, ale może tylko mi się wydawało. Inne elementy, jak bułka czy warzywa z natury są wegańskie, więc to, że były przeciętne, nie ma wielkiego znaczenia. Tym, co najbardziej negatywnie wpłynęło na całe doświadczenie, był wegański majonez. Nadal nie potrafię się zdecydować, czy nie miał on smaku, czy miał smak paskudny. W każdym razie po coś takiego już więcej na pewno nie sięgnę, a cała potrawa może okazałaby się dużo lepsza z innym sosem.

W tym wszystkim widzę jednak pewne pozytywy. Przede wszystkim, mimo mało atrakcyjnego smaku, muszę przyznać, że najadłem się wegańskim burgerem. Po drugie, zjadłem, przekonałem się, jak to smakuje i gdybym z kimś rozmawiał na ten temat, nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie wiem, o czym mówię. Przy następnej takiej propozycji mogę odmówić, tłumacząc, że już próbowałem i to nie moje klimaty.

Jakieś inne wnioski? Tak. Takie, że bez mięsa może jeszcze bym się obył. Dietę wegetariańską byłbym w stanie znieść, zastępując kotlety itd. czymś innym. Wygląda jednak na to, że weganizm jest już zupełnie nie dla mnie. Brak produktów opartych na mleku (przede wszystkim sery, ale też śmietana, jogurty itd.), a także niektórych opartych na jajkach (majonez!), to krok za daleko. Oczywiście mogę się mylić. Jest na pewno sporo substytutów, których jeszcze nie próbowałem, a które mogą być znacznie smaczniejsze. Chwilowo jednak jestem nastawiony negatywnie.

Jednak prawdziwy burger wyróżnia się smakiem!

Abstrahując od moich osobistych preferencji, w całej tej wegańskiej drace jest jeszcze jeden wątek. Mianowicie przy okazji naszego zamówienia pojawiły się żarciki, często obecne także w internecie, opierające się na tym, że co to w ogóle za pomysł, żeby tworzyć wegańskie wersje kotletów, kiełbasek czy burgerów i że to swego rodzaju hipokryzja. 

Ja uważam, że wręcz przeciwnie. To może być próba postawienia swoich przekonań ponad swoimi osobistymi upodobaniami. Wyobrażam sobie sytuację, w której ktoś lubił jeść mięso, odpowiadał mu ten smak itd., ale doszedł do wniosku, że jednak los zwierząt jest dla niego ważniejszy i przeszedł na wegetarianizm czy weganizm. Mimo wszystko ten ktoś próbuje zbliżyć się na powrót do smaku, który mu odpowiadał, ale w sposób neutralny dla zwierząt. Czy to coś śmiesznego lub godnego politowania? Nie sądzę. Moim zdaniem to raczej rozsądne poszukiwanie satysfakcjonującego rozwiązania.

Dochodzi do tego jeszcze jedna kwestia: weganie czy wegetarianie, żeby ich wybór życiowy miał jak najwięcej sensu, powinni dążyć do tego, by wszyscy porzucili mięso. Nie mogą jednak zakazać jego spożycia, a mam wrażenie, że wszystkie akcje z publikacją zdjęć z rzeźni, nazywaniem mięsożerców "mordercami" itd. mogą odnieść odwrotny skutek, bo grupy za coś atakowane mają tendencję do przyjmowania postawy defensywnej i utwierdzania się w swoich poglądach. Zamiast tego więc środkiem do celu może być na przykład tworzenie wegańskich burgerów itd. Jeśli rzeczywiście coraz bardziej będą przypominały w smaku mięso, więcej osób może być skłonnych do zrezygnowania z prawdziwego mięsa. Zatem hipokryzja? Nie. Ponownie: szukanie rozwiązania.

To chyba tyle. Napiszcie w komentarzu tu lub na Facebooku, co myślicie na ten temat. Skosztujcie też wegańskiego burgera, jeśli jeszcze nie jedliście (tylko wymieńcie majonez na coś innego!). Może akurat Wam zasmakuje. Zostawiam Was z dość wiekowym utworem, o którym znowu przypomniałem sobie w ten weekend:


Dobrego (smacznego) tygodnia!

ENG:

Cutlet, chicken in sauce, burger - these are usual guests on my menu. The meat is great, filling and above all extremely tasty. Okay, I don't have to eat it all the time, but usually so, especially since many alternatives are so-so.

Moreover, I am not alone in my approach. The greater was my surprise when last week one of my colleagues suggested to order vegan burgers for dinner. He is also a declared meat eater, but he said that a friend assured him that FOR SURE we would be pleased. Well ... We hesitated a bit, but in the end the initiator, me and two other colleagues decided to order something from Nieinczej - vegan burger bar.

There were several different versions of the burger to choose from, including those that were said to be difficult to distinguish from meat, i.e. Beyond Burger, in which Bill Gates and Leonardo di Caprio reportedly invested, as well as Linda McCartney Burger, created by the wife of The Beatles star. I decided on the last one and ... Only waiting left.

Some time passed and we finally got them. A great moment has come. We sank our teeth in burgers and... Well, they were clearly distinguishable from meat.That definitely was not the taste of a real burger. The funniest thing is that in the case of my burger the cutlet was not the weakest element. Paradoxically, it was just okay and tasted a little nutty, but maybe it just seemed to me. Other elements, such as rolls or vegetables are vegan by nature, so the fact that they were average does not matter much. What most negatively affected the whole experience was vegan mayonnaise. I still can't decide if it had no taste at all or was nasty. In any case, I will not reach for such a thing anymore, and the whole dish might turn out to be much better with a different sauce.

In all this, however, I see some positives. First of all, despite the unattractive taste, I must admit that I was full after eating a vegan burger. Secondly, I ate it, found out what it tastes like, and if I will talk to someone about it, no one can accuse me of not knowing what I am talking about. At the next such proposal I can refuse, explaining that I have already tried and it is not for me.

Any other conclusions? Yes. Such that I could live without meat. I could stand a vegetarian diet, replacing chops etc. with something else. However, it seems that veganism is completely not for me. The lack of milk-based products (primarily cheese, but also cream, yogurt, etc.), as well as some based on eggs (mayonnaise!) is a step too far. Of course I can be wrong. Probably there are a lot of substitutes that I haven't tried yet and which can be much tastier. For the moment, however, I am skeptical about them.

Aside from my personal preferences, there is one more thread in this vegan affair. Namely, on the occasion of our order appeared jokes, often also present on the Internet, based on the fact that the idea to create vegan versions of chops, sausages or burgers is stupid and that it is a kind of hypocrisy.

I think the opposite. It may be an attempt to put your beliefs above your personal tastes. I imagine a situation in which someone liked to eat meat, he/she liked the taste, etc., but came to the conclusion that the fate of animals is more important to him/her, and he/she switched to vegetarianism or veganism. After all, someone is trying to get back to the taste that suited him/her, but in a neutral way for animals. Is this something funny or pitiful? I do not think so. In my opinion, this is a rather reasonable search for a satisfactory solution.

There is one more thing: vegans or vegetarians, so that their life choices make the most sense, should strive for everyone to give up meat. They cannot, however, prohibit its consumption, and I have the impression that all actions with the publication of slaughterhouse photos, calling carnivores "murderers" etc. may have the opposite effect, because the groups attacked for something tend to take a defensive attitude and reinforce their own views. Instead, the mean to this end can be, for example, the creation of vegan burgers, etc. If they actually looked and above all tasted more like meat, more people might be willing to give up real meat. Hypocrisy then? No. Again: searching for a solution.

I think that's it. Write in a comment here or on Facebook what you think about it. Try the vegan burger if you haven't eaten any yet (just replace the mayonnaise with something else!). Maybe you will like it. I leave you with a fairly old song, which I remembered again this weekend. You can find it above.

Have a good (tasty) week!

niedziela, 25 lutego 2018

Miej możliwość!

Have an opportunity [English version below].

Rozważania dzisiejszego poranka: chęć wyspania się. Pragnienie, które ciężko jest zrealizować. Nie chodzi nawet o przespanie jakiejś konkretnej, dużej liczy godzin, ale o sen niezagrożony rychłym zadzwonieniem budzika. Liczę na to, że uda mi się to osiągnąć za tydzień.

Luba Ma zauważyła, że wcale nie chodzi o to, żeby wylegiwać się do południa. Warto wstać wcześniej, ale wtedy, kiedy będzie się chciało, a nie gdy nakaże złowrogi dźwięk budzika. Ok, to ma sens. Tyle tylko, że gdy zacząłem się nad tym zastanawiać, doszedłem do wniosku, że żeby to spełnić, trzeba mieć jednak tę możliwość wylegiwania się do południa a nawet dłużej.

Nie trzeba oczywiście z niej korzystać. Czasem nawet nie warto. Nie można jednak stawiać żadnej wyraźnej granicy, bo wtedy upada jakakolwiek swoboda.

Padłbym i leżał, leżał, leżał!

Zauważyliście już, że to o czym piszę, dotyczy nie tylko wysypiania się? Ba, dotyczy przede wszystkim innych tematów, może poważniejszych (choć przecież dobry sen też jest szalenie istotny). Ma zastosowanie wobec takich tematów jak broń, substancje odurzające czy eutanazja. Koncepcja liberalizacji jest szalenie kusząca, ale...

Jeśli ją stosować, trzeba by ją stosować do wszystkiego. Legalizacja marihuany? Super, ale w takim razie równocześnie powinna mieć miejsce liberalizacja dostępu do broni. To samo dotyczy twardych narkotyków.

Ludzie sobie zaszkodzą? Co z tego, to ich sprawa! Przecież to tylko możliwość, z której nie trzeba korzystać. Wszystko, czym moża skrzywdzić tylko siebie, powinno być dozwolone. Taka myśl już nie musi wam się podobać. Mam bowiem wrażenie, że niemal każdy pogląd, odłam ideologiczny jest za pełną liberalizacją pewnych rzeczy (na przykład eutanazji) przy jednoczesnym forsowaniu pełnego zakazu innych (choćby dostępu do broni). Koncepcja liberalizacji tego drugiego okazuje się być oburzająca. Przesuńcie się teraz na drugi światopoglądowy biegun i zobaczycie bardzo podobne podejście, jedynie z tematami zamienionymi miejscami.

Tymczasem, jak wspomniałem wcześniej, jeśli już się liberalizuje, to powinno się liberalizować wszystko. Gdzie bowiem postawić granicę? Dlaczego papierosy, których szkodliwy wpływ jest powszechnie znany i ciężko przypisać ich paleniu jakieś pozytywne skutki, są w pełni legalne i ogólnodostępne, a substancje znacznie mniej szkodliwe już nie? Dlatego, że lata temu pewne lobby działały skuteczniej niż inne. Teraz dalej działają, więc zmiany następują powoli. To powinno się jednak zmieniać. XXI wiek to najwyższa pora, by zrewidować pewne rzeczy.

Przemyślcie to. Możecie przy następujących, niepowiązanych z tym wpisem dźwiękach:



Tyle. Do zobaczenia wkrótce.

ENG:

Reflections of this morning: need to sleep. A desire that is difficult to achieve. It is not even about sleeping a particular, large number of hours, but about a dream not endangered by the alarm clock. I hope that I will be able to achieve this in a week.

My love noticed that it was not about lying down till the noon. It is worth getting up earlier, but when you want it, and not when the alarm clock's ominous sound orders you to do so. Ok, that makes sense. Only that when I started to think about it, I came to the conclusion that to achieve this, however, you must have the opportunity to sleep until noon and even longer.

You do not have to use it, of course. Sometimes it is not even worth it. However, you can not set any clear boundary, because that would imply fall of any freedom.

Have you noticed that what I am writing about is not just about falling asleep? Well, it concerns primarily other topics, maybe more serious (though good sleep is also very important). It applies to such topics as weapons, narcotics and euthanasia. The concept of liberalization is extremely tempting, but ...

If you use it, you should apply it to everything. Legalization of marijuana? Cool, but then liberalization of access to the weapon should take place at the same time. The same applies to hard drugs.

Would people hurt themselves? Oh yeah! They'd definitely do that, but it's nothing to care about. After all, it is only an opportunity that they don't have to use. Anything that can result only in hurting oneself should be allowed. You do not have to like this idea. I have the impression that almost every view, the ideological faction promotes the full liberalization of certain things (euthanasia for example) while forcing a full ban on others (like access to weapons). The concept of liberalization of the latter turns out to be outrageous. Now move from the left to the right and you will see a very similar approach, only with the topics swapped places.

Meanwhile, as I mentioned earlier, if someone starts liberalizing, then everything should be liberalized. Where to put a border? Why are the cigarettes, whose harmful effects are widely known and which has no positive effects, are fully legal and easily available, and the substances much less harmful no longer? Because years ago, some lobbies operated more effectively than others. Now they are still working, so the changes are slow. This should, however, change. The twenty-first century is the high time to revise certain things.

Think about it. You can do it while listening to the song for today attached above.

That's all for today. See you soon!