niedziela, 29 lipca 2018

Mnogość możliwości!

A multitude of possibilities. [English version below.]

Zacząłem w ten weekend urlop. Całe dwa tygodnie. Cieszę się jak dziecko. Wreszcie odpocznę. Co jednak zrobić z taką ilością czasu? W pierwszym tygodniu pojadę na Woodstock. Pobytu tam nie trzeba za bardzo planować. Tak czy siak będzie super. Co jednak z drugim tygodniem?


Jeszcze nie mam konkretnych planów. Może morze? Świnoujście z przystankiem w Poznaniu? Może do tego jakiś inny punkt na wybrzeżu. A może jeszcze coś innego? Rzeszów? Kłodzko? Warszawa? Możliwości jest mnóstwo. Najlepsze jest jednak to, że ich wybór zależy tylko ode mnie. To przyjemna, ekscytująca i może nieco, ale minimalnie, niepokojąca perspektywa.

Tyle możliwości!

To wolność. Ograniczona może geograficznie, a na pewno czasowo, ale jednak wolność. Te siedem dni pozostaje do mojej wyłącznej dyspozycji i nikt mi nic w tym czasie nie może narzucić. Bo to jest właśnie sposób na odreagowanie zwykłego pośpiechu, który na ogół towarzyszy pracy. Niektórzy wolą się wylegiwać, ja jednak preferuję przygodę. Być może na jakieś dwie godziny rzucę się któregoś dnia na piasek gdzieś nad morzem, ale to wszystko.

Taka niezależność wynika z faktu, że prawdopodobnie całą tę podróż odbędę sam. Nie, żebym lubił być sam. Po prostu Luba Ma będzie w tym czasie w pracy, a ja nie szukam na siłę innego towarzystwa. Gdyby ktoś się znalazł, to super. W końcu we dwójkę raźniej. Spokojniej. Bezpieczniej. Samotność ma jednak przynajmniej tę jedną zaletę, że mogę wszystko. O tym, co zrobię kolejnego dnia, mogę decydować na podstawie własnych kaprysów. I to naprawdę relaksująca perspektywa.

Piosenka na dziś? Coś, co może znacie:

A wy? Lubicie się włóczyć? Lubicie, gdy wszystko zależy tylko od Was? Dajcie znać. Dobrego tygodnia.

ENG:

I started a leave this weekend. Two weeks. I am happy like a little child. I will finally rest. But what should I do with this amount of time? In the first week I will go to Woodstock (Pol'and'Rock Festival). The stay there does not require a lot of planning. Either way it will be great. But what about the second week?

I do not have any concrete plans yet. Maybe sea? Świnoujście with a stop in Poznań? Maybe some other point on the coast. Or maybe something else? Rzeszow? Klodzko? Warsaw? There are plenty of possibilities. The best thing is, however, that choice between them depends only on me. It's a pleasant, exciting and maybe a bit, but very little, disturbing perspective.

It's freedom. It may be limited geographically, and certainly with the time, but still freedom. These seven days remain at my sole disposal and no one can impose anything on me at that time. Because this is a way to get rid of the usual hurry, which most often accompanies work. Some prefer to take a sunbathe, but I prefer adventure. Maybe I'll throw myself somewhere on the sand by the sea for about two hours, but that's all.

Such independence results from the fact that I will probably spend this whole trip alone. Not that I like being alone. Just My Love will be at work at the time, and I'm not looking for another companion. If someone was found, it would be fine. In the end, the duo is the better. Calmer. Safer. Loneliness, however, has at least one advantage that I can do anything. I can decide based on my own whims, what I will do next day. And it is a really relaxing perspective.

And you? Do you like to roam? Do you like it when everything depends only on you? Let me know. You can find song for today above. Have a good week.

niedziela, 22 lipca 2018

Nie ma świętości!

There are no sanctities! [English version below.]

Byłem wczoraj na Męskim Graniu w Katowicach. To znaczy: to nie do końca prawda, ponieważ leżałem na kocu za płotem wydzielającym teren wydarzenia. Nie to, że poskąpiłem na bilet. Po prostu do pewnej godziny i tak nie mogłem tam być. Zresztą ponoć zdobycie biletów wcale nie było łatwe.

W każdym razie na koniec, jak zwykle zresztą, wystąpiła Męskie Granie Orkiestra. Zespół pod przewodnictwem Krzysztofa Zalewskiego, a oprócz niego Dawida Podsiadły i Korteza, wraz z zaproszonymi gośćmi wykonał, też jak zwykle, znane utwory znanych polskich muzyków w nowych aranżacjach. Tym razem sporo było trochę nowszych rzeczy. Artyści wzięli na warsztat między innymi piosenkę "Chłopcy" grupy Myslovitz, "Peron" Jamala, "Grandę" Brodki czy "Szare Miraże" Maanamu. Jednym mogło się podobać, innym nie. Męskie Granie Orkiestra słynie jednak z tego typu działalności, więc nikt przynajmniej nie mógł się czuć zaskoczony, a tym bardziej oburzony. Bardzo często jednak tego typu nowe aranże starszych utworów wzbudzają dużo negatywnych emocji.


Przykładem, z którym się spotkałem tuż przed albo tuż po koncercie Męskiego Grania Orkiestry jest nagranie przez Katarzynę Nosowską wraz z ZAMILSKĄ nowej, bardziej elektronicznej wersji piosenki "Jeśli wiesz co chcę powiedzieć" autorstwa pierwszej z pań (wydanej 22 lata temu). I co? I przykładowy komentarz pod artykułem Antyradia na ten temat brzmi:
"Mam wrażenie że Kaśka chce zaprezentować eksperyment społeczny pod tytułem "co mi ujdzie na sucho tylko dlatego, że jestem Nosowską"."

Kilka innych komentarzy jest też w tonie "hurr durr, jak można!". Posłuchałem sam. Raz. Nie jestem jakoś szczególnie przekonany do tej wersji. Być może muszę się jeszcze osłuchać i za jakiś czas bardzo mi się spodoba. Nie wiem. W każdym razie istnieje jednak wolność artystyczna. Pozwala ona na wzięcie czegoś, co stworzył ktoś inny i na tej podstawie wykreowanie czegoś autorskiego. Ten mechanizm działa tym bardziej, gdy bierze się coś, co samemu stworzyło się wcześniej. W końcu proces kreatywny nie zawsze musi zaczynać się od zera. Przykładów jest mnóstwo, a pomijając samodzielne redefiniowanie swoich utworów, czasem autorzy oryginalnych utworów wręcz proszą o to innych. Najlepszym przykładem może być projekt T.Cover, w którym najróżniejsi polscy artyści nagrywali swoje wersje największych hitów zespołu T.Love. 


Męskie Granie zza płotu.

Hmm... W takim razie skąd taka niechęć? Skąd przekonanie, że coś, co jest zrobione w innym gatunku niż ten, który mi się podoba, jest złe? Że indywidualna negatywna ocena utworu przekłada się na to, że jest on obiektywnie słaby? Z czego wynika sprzeciw wobec międzygatunkowych współprac artystów? W końcu to oni są profesjonalistami. To oni mają swoją wrażliwość i, jeśli są uczciwi, tworzą to, co podoba się im. Gust słuchaczy zawsze powinien być dopiero na drugim miejscu. Mimo to często pojawia się przekonanie, że pewne utwory to swego rodzaju świętości, których nikt nie powinien dotykać. Gdy jednak czasem jakiś zdolny muzyk jednak się na to porwie, wtedy słychać jak bardzo błędne było to myślenie.

Myślę, że opór przed nowymi wersjami starych hitów podszyty jest przede wszystkim strachem przed nowościami w ogóle i niechęcią do zmian. Powszechna opinia jest taka, że to co było kiedyś, było lepsze. Twierdzą tak niemal wszyscy, tylko inaczej definiują "kiedyś". To całkiem urocza, ale jednak ułuda. Fakt, kiedyś było sporo dobrych utworów, ale przecież nie wszystkie były wybitne. Tak samo jest teraz. Jeśli teraz na nowo nagrywa się utwory Perfectu czy Maanamu, to za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat to samo może spotkać utwory Organka czy Krzysztofa Zalewskiego. Cover wcale nie musi być gorszy od oryginału.

A jakie jest wasze zdanie? Lubicie nowe aranże? A może są dla was niedopuszczalne? Dajcie znać, zareagujcie czy cokolwiek. W końcu mam dzisiaj urodziny :)

Ach, jeszcze wspomniany utwór:


Dobrego tygodnia!

ENG:

I took part in Męskie Granie (Male Playing - an annual music tour with polish artists) in Katowice yesterday. Well, it is not entirely true, because I was lying on the blanket behind the fence separating the area of ​​the event. It is not like I didn't want to buy a ticket, but I was not able to be there on time anyway. What is more, i heard it was not easy to get the tickets at all.

In any case, at the end, as usual, the Męskie Granie Orchestra appeared. The group was led this time by Krzysztof Zalewski, and in addition to him, Dawid Podsiadło and Kortez. They, along with invited guests, performed, as usual, well-known songs of well-known Polish musicians in new arrangements. There were also newer tracks this time. The artists performed, among others, the song "Chłopcy" of the Myslovitz group, "Peron" by Jamal, Brodka's "Granda" and "Szare miraże" of Maanam band. Some people could be pleased, the other not. Męskie Granie Orchestra is famous for this type of activity, so at least nobody could be surprised or indignant. Very often, however, such new arrangements of older songs evoke a lot of negative emotions.

An example with which I met just before or just after the concert of the Męskie Granie Orchestra is recording by Katarzyna Nosowska (famous rock singer) along with ZAMILSKA (new techno star) a new, more electronic version of the song "Jeśli wiesz co chcę powiedzieć" written by the first one 22 years ago. And what? The exemplary comment under the Antyradio's article on this subject is:
"I have the impression that Kaśka wants to present a social experiment entitled "With what can I get away, just because I'm Nosowska. "
A few other comments are also in the tone "woo, hoo, how dare you!". I listened to the song. One time. I am not particularly convinced to this version. Maybe I have to listen it more and then I will like it more. I do not know. In any case, there is artistic freedom. It allows you to take something that someone else created and on the basis to create something authoring. This mechanism works all the more when you take something that you have created yourself before. After all, the creative process does not always have to start from scratch. There are a lot of examples, and apart from self-redefining your songs, sometimes the authors of original songs even ask others to do it. The best example is the T.Cover project, in which various Polish artists recorded their versions of the biggest hits of the T.Love band.

Well... Then where the reluctance comes from? Where is the source of the conviction that something that is done in a different genre than the one I like is bad? Does the individual negative assessment of the track translates into the fact that it is objectively weak? What is the reason for opposition to intergenre collaboration of artists? After all, they are professionals. They have their sensitivity and, if they are honest, they create what they like. The audience's taste should always be in second place. Nevertheless, there is a common belief that certain works are a kind of sanctity that no one should touch. However, when a talented musician starts to work with it, then it can be easily heard how wrong this thinking was.

I think that resistance to new versions of old hits is first of all a fear of new products and aversion to change. The common opinion is that what was once was better. Almost everybody claims that and they only define "once" differently. It's quite lovely, but it's a delusion. Fact, there used to be a lot of good songs, but not all of them were outstanding. It's the same now. If the songs of Perfect or Maanam are recorded anew, in a a few years or decades the works of Organek or Krzysztof Zalewski can be also rerecorded. The cover does not have to be worse than the original.

And what is your opinion? Do you like new arrangements? Or maybe they are unacceptable to you? Let me know, react or whatever. In the end I have a birthday today :)

Ah, the song mentioned in the text is available above.
Have a good week!

niedziela, 15 lipca 2018

Dosadność rapera.

As this text refers mainly to lyrics written by polish rappers, there is no english version. Anyway, the main thought is that the rap is so popular these days, because it is terse as no other genre. Rappers say things with which we can daily identify and other genres are too abstract. Sure, that is not a rule, but it is very frequent.

Wiecie, dlaczego współcześnie rap deklasuje współcześnie inne gatunki muzyki pod względem popularności? Bo raperzy są dosadni. Stąpają twardo po ziemi. Mówią o tym, co dotyczy ludzi i z czym spotykają się na codzień. Taco Hemingway po dwóch, moim zdaniem słabszych płytach ("Szprycer" i nagrana razem z Quebonafide "Soma 0,5 mg") przedwczoraj powrócił z fajerwerkami, niespodziewanie wydając album "Café Belga". Tam, w utworze "Fiji" śpiewa:
Jak zasięg zerwany w tunelu
Jak kożuch płynący po mleku
Download'y zerwane przy procentach 99-ciu
Jak bankomat, co nie wydał ci PLN-ów (...)
Właśnie tak mnie wk*rwia, kiedy nie odbierasz
Tak mnie irytuje, gdy nie odpisujesz

 Proste, realne, codzienne. Taco mówi o drobiazgach, które dotykają jego, ale też słuchaczy. O tym, co go wkurza. Szczerze i po prostu. Podobnie Ten Typ Mes i Dawid Podsiadło zgodnie śpiewają:
Nic mnie tak nie dojeżdża jak codzienność
To nieco wyższy poziom refleksji, bo nie chodzi o jakąś pojedynczą, przyziemną rzecz, ale o całe zjawisko przyziemności. Monotonia, marazm, to jest to, co ich uwiera. Mimo to sam sposób działania muzyków przy tworzeniu utworu też sprowadza się do prostej obserwacji i reakcji na nią.

Jeszcze prościej jest u Pezeta w klasycznym "Co mam powiedzieć?", gdy rapuje:
 Raczej nie mam hobby, chyba że liczą się kace.
Sporo imprezuje, gram w playstation, trwonię kasę i
trzy razy powtarzałem trzecią klasę.
Prosta rzeczywistość. Dosadność. Tak jest i już. Jestem taki, robię to, takie są moje słabości. Oto ja. Czysta autorefleksja.

Spotify się dostosowuje.

Współcześnie ludzie myślą hashtagami. Jest krócej. Szybciej. Treściwiej. Chodzi o dobranie etykietek tak, by zawartość trafiła do jak największej liczby osób. Słysząc teksty takie jak powyżej, zwłaszcza w przypadku Taco Hemingway'a, pojawia się przede wszystkim hashtag #true. Myślę, że ta bezpośredniość, trzymanie się rzeczywistości sprawia, że rap ogółem jest popularniejszy. Dzięki temu też (choć oczywiście to nie jedyny powód) "Café Belga" jest cudna!

Trudno z frazami typu "Popołudnia bezkarnie cytrynowe" czy "Marchewkowe pole rośnie wokół mnie" identyfikować się na codzień, choć nie można odmówić im poetyckości. Ta jednak dobra jest raz na jakiś czas, a zazwyczaj trzeba czegoś solidniejszego. Rapu.

Przy tym wszystkim należy pamiętać o tym, że przedstawiona tu perspektywa jest ogólna. Jest mnóstwo metaforycznych tekstów w rapie i jest sporo dosadnych treści w innych gatunkach muzyki. Nie warto się zamykać na jeden gatunek. Zresztą granice pomiędzy poszczególnymi rodzajami muzyki ostatnio coraz częściej się zacierają i artyści o zupełnie różnych korzeniach współpracują ze sobą.

Nie zmienia to faktu, że choć kocham całym sercem rock, punk i gatunki pokrewne, to jednak na codzień częściej towarzyszy mi rap. W pracy czy podczas marszu dokądkolwiek jest po prostu bardziej adekwatny. Pozwala się skupić. A jak to wygląda u Was?

Akcent muzyczny na dziś to wspomniane wcześniej "Fiji". Posłuchajcie koniecznie:



Dobrego tygodnia! W dobrym rytmie, z dobrym bitem, z dobrym tekstem!

niedziela, 8 lipca 2018

Optymalne decyzje.

Optimum decisions. [English version below.]

Pisząc te słowa wracam z Krakowa. Pół weekendu spędziłem z dwoma kumplami, wczoraj na mieście, a dzisiaj głównie grając w gry planszowe. Całe dwie. Łącznie cztery partie. Model 1+3. Pierwsza była nieco bardziej rozbudowana. Konkretnie to Relic: Tajemnica Sektora Antian. Nasz gospodarz wielokrotnie wcześniej wygrywał w tę grę. Tak było i tym razem. Zostawił nas znacznie za sobą, choć nie zdeklasował całkowicie.

Chyba pod sam koniec, gdy już było prawie przesądzone, że wygra, zaczął argumentować, że to nie tak, że ma szczęście, ale po prostu podejmuje optymalne decyzje. Mówił, że przecież gdyby było inaczej, nie wygrywałby tak często. I okej, ten argument ma sens. Tyle tylko, że trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz: o ile mi jeszcze jakoś szło, czasem z większym, czasem z mniejszym szczęściem, to drugi kolega, który z nami grał, miał ewidentnego pecha. Niemal za każdym razem kości toczyły się tak, że przeciwnicy, z którymi musiał walczyć, otrzymywali ogromne premie i nie sposób było ich pokonać. W przypadku zwycięzcy zdarzyło się to jedynie w jednostkowych przypadkach.

Tu pojawia się pytanie, co jest kluczem do zwycięstwa. Podejmowanie dobrych decyzji czy szczęście? Zapewne zależy to od samej gry. Pewnie na ogół jest to wypadkowa obu tych czynników. Mając nieprzerwanego pecha raczej nie da się wygrać, ale dokonując samych złych wyborów także trudno to osiągnąć. Sądzę, że wspomniane podejmowanie optymalnych decyzji sprowadza się do maksymalizacji korzyści, gdy ma się szczęście i minimalzowania strat w sytuacji pecha.

Wszystko w rękach kości?

Gdy więc coś nie idzie po naszej myśli, to oczywiście można tłumaczyć się pechem, ale warto rozważyć, czy jednak samemu nie można było zrobić czegoś lepiej. Z drugiej strony: w sytuacji sukcesu warto podkreślać to, że włożyło się wysiłek w jego osiągnięcie, że użyło się do tego swojego intelektu, ale jednocześnie należy mieć na uwadze, że prawdopodobnie wystarczyłoby trochę pecha i wynik byłby zgoła inny. 

To tyle na dziś. Tym razem piosenka to:


Dobrego tygodnia.

ENG:

Writing these words I am coming back from Krakow. I spent half the weekend with two buddies, yesterday partying in the city, and today mainly playing board games. In a number of two. A total of four times. Model 1 + 3. The first one was a bit more complex. Specifically, it was Relic. Our host has won this game many times before. So it was also this time. He left us much behind him, though he did not fully declassed us.

I think at the very end, when it was already almost obvious that he would win, he began to argue that it is not that he is lucky, but simply he makes the optimum decisions. He said that if it was otherwise, he would not have won so often. And okay, this argument makes sense. Only that one more thing must be taken into account: while I was able to do something there, sometimes with a bigger one, sometimes with less luck, the other friend who played with us was clearly unlucky. Almost every time the dices were rolling so that the opponents, with whom he had to fight, received huge bonuses and it was impossible to defeat them. In case of the winner, this happened only a few times.

Here the question arises: what is the key to victory? Making good decisions or having luck? It probably depends on the game itself. I bet it is usually the result of both these factors. Having constant bad luck it is unlikely to win, but by making bad choices it is also difficult to achieve. I think that making the optimal decisions comes down to maximizing benefits when you're lucky and minimizing losses when you're unlucky.

So when something does not go our way it can surely be explained by bad luck, but it is also worth considering whether you could do something better yourself. On the other hand, in the situation of success, it is worth emphasizing that it was the challange to achieve it, that you used your intellect, but at the same time it should be borne in mind that probably a little bad luck would suffice and the result would be quite different.

That is all. Song for today was posted above. Have a nice week.

niedziela, 1 lipca 2018

Głupcze, doczytaj!

Fool, read precisely! [English version below.]

Taka sytuacja: byłem w zeszłym tygodniu na koncercie. Po raz pierwszy w warszawskiej Stodole. Zagrali Angus & Julia Stone, australijskie rodzeństwo na pierwszym występie w Polsce. Przed nimi wystąpił oczywiście support. Konkretnie: Vancouver Sleep Clinic. Zespół ten wyszedł zgodnie 
z harmonogramem na scenę i właśnie w tym momencie stojąca obok mnie dziewczyna zapytała swego towarzysza:
"- A gdzie jest ONA?"
Ona, czyli Julia Stone. Wspaniałe zainteresowanie tematem, jeśli ktoś dziwi się, że w porze supportu nie wychodzi na scenę wokalistka głównego zespołu. Pomijam już to, że właściwie przed każdym koncertem zagranicznego artysty występuje support. Pomijam, że na facebookowym wydarzeniu podana była szczegółowa, godzinowa rozpiska wydarzenia wraz z informacją, jaki support wystąpi. Oprócz tego wszystkiego bowiem przy wejściu do klubu i na jego terenie wisiały wyraźne informacje, gdzie dużą czcionką napisano:
"20:00-20:30 Vancouver Sleep Clinic, 21:00-22:30 Angus & Julia Stone"
Wobec tego uważam, że zastanawianie się o godzinie 20:00, czemu na scenie nie ma jeszcze Julii Stone, jest ignorancją, w dodatku celową. Przecież bycie zorientowanym w planie wieczoru nie wymagało absolutnie żadnego wysiłku.
Julia Stone we własnej osobie!

Wkurza mnie to. Niemiłosiernie denerwuje mnie taka postawa. Przecież chyba we własnym interesie jest bycie dobrze poinformowanym. Zadawanie pytań, na których zdobycie odpowiedzi w zasadzie nie wymaga wysiłku, nie dość, że nie świadczy najlepiej o pytającym, to jeszcze może wkurzać innych. W skrajnych przypadkach może prowadzić zresztą do tego, że ktoś zacznie umyślnie wprowadzać pytającego w błąd. Albo dla swoich korzyści, albo ze zwykłej złośliwości, podszytej irytacją.

Nie chodzi oczywiście o to, żeby nie ufać nikomu. Wygodniej i pewniej jest jednak zdobywać informacje samodzielnie. Zwłaszcza, jeśli wystarczy się w tym celu rozejrzeć. Pamiętajcie o tym.

Angus & Julia Stone nie zagrali mojej ulubionej piosenki, ale zagrali inne, cudowne, w tym tę:
To tyle na dziś. Życzę Wam dobrego tygodnia!

ENG:

Such a situation: I was at a concert last week. For the first time I was in Stodola in Warsaw. Angus & Julia Stone, Australian siblings, had their first performance in Poland. Of course, a support band played before them. Specifically: Vancouver Sleep Clinic. This band went out for the stage in accordance with a schedule and just at that moment the girl next to me asked her companion:
"Where is SHE?"
"She" means Julia Stone. That is really great interest in the subject, if someone is surprised that the vocalist of the main band does not come to the stage during the supporting performance. I skip the fact that actually before every concert of a foreign artist there is support band. I omit that on the facebook event was given a detailed, hourly timetable of the event along with an information when the supporting band will play. Additionally, at the entrance to the club and on its premises hung clear information, where with the large font was written:
"20:00-20:30 Vancouver Sleep Clinic, 21:22-22:30 Angus & Julia Stone"
 Therefore, I think that wondering at 20:00, why Julia Stone is not on the stage yet, is ignorance, the purposeful one. After all, being oriented in the plan of evening did not require absolutely any effort.

It pisses me off. I am so angry about this attitude. I think it's in your own interest to be well-informed. Asking questions on which getting answers basically does not require any effort, not only does it not testify best about the questioner, it can also annoy others. In extreme cases, it can lead to the fact that someone will deliberately mislead the questioner. Either for some benefits or because of ordinary malice, when being irritated.

Of course, this is not about not trusting anyone. However, it is just more convenient and reliable to obtain information independently. Especially if you just need to look around for it. Remember this.

Although Angus & Julia Stone did not play my favorite song, but they played different ones, wonderful, including the one posted above.

That is all for today. Have a nice week.