niedziela, 23 lutego 2020

Koniec i co dalej?

The end and what next? [English version below.]

Ostatnio nastąpiło i niebawem znowu nastąpi w moim życiu trochę zakończeń. Pewne sprawy kończą swój bieg, czasy się zmieniają. Nic nie może przecież wiecznie trwać. Trzeba się po prostu z tym pogodzić i pożeganać z niektórymi rzeczami. Na szczęście...

Chodzi tylko o wytwory kultury.

W tym tygodniu skończyłem na przykład oglądać "BoJacka Horsemana", o którym pisałem tu chyba więcej niż raz. To koniec. Więcej odcinków nie będzie. Pewne wątki zamknięto, inne pozostawiono otwarte, pozwalając widzowi na snucie domysłów. W każdym razie na ekranie nie powinniśmy już zobaczyć więcej przygód konia-celebryty i jego przedziwnych przyjaciół i znajomych. Może serialu nie zakończono w mój wymarzony sposób, ale uważam, że zamknięto go bardzo elegancko, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co działo się pod koniec. Co ciekawe, ku mojemu zaskoczeniu wcale nie czuję niedosytu. To był dobry moment, żeby zakończyć opowieść. Co miało zostać domknięte, zostało, a co powinno pozostać niedopowiedziane, też takie zostało. To ważne, bo biorąc pod uwagę liczne zwroty akcji, wzloty i upadki bohaterów na przestrzeni sześciu sezonów chyba żaden kategoryczny epilog nie byłby satysfakcjonujący. A tak można się zastanawiać: może wszystko poukładało się już na dobre? A może znowu wszystko się spieprzyło? Wybierzcie wariant, który wolicie.

To jedna rzecz. Inna: wczoraj skończyłem czytać "Rozum i Godność Człowieka", prowadzony przez Bartka Przybyszewskiego wywiad-rzekę z Krzysztofem Gonciarzem. Choć z pewnością nie nazwałbym się największym fanem tego twórcy, to jednak chętnie oglądam jego produkcje (oczywiście nie wszystkie) i uważam go za bardzo inteligentną osobę, z którą jednocześnie całkiem często się nie zgadzam. To nie zmienia faktu, że książkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Może to dlatego, że czyta się ją łatwo i szybko, jakby po prostu przysłuchiwało się luźnej rozmowie dwóch kolegów? Poza tym zakres poruszanych tematów obejmuje między innymi twórczość internetową, branżę influencerską, życie i prowadzenie biznesu w Japonii, ale też doświadczenie życiowe i światopogląd, w tym tolerancję, otwarcie na inność. Taka mieszanka okazuje się niezwykle interesująca.

Koniec, kropka.

 A co po kropce? Pewnie dalsze losy Gonciarza i może za kilka lat kolejna książka. Nie warto jednak gdybać, spekulować i zgadywać, bo wystarczy poczekać. Jego kreatywność na pewno dostarczy jeszcze materiału do kolejnych tworów kultury.

Ale, ale! Oprócz potencjalnych dalszych losów bohaterów jest jeszcze jeden aspekt końca jakiegoś utworu (serialu, książki czy filmu), a mianowicie kwestia, za co zabrać się dalej. Udało mi się ostatnio odbudować nawyk w miarę regularnego czytania i nie chciałbym tego zaprzepaścić, długo nie sięgając po kolejną książkę. Na szczęście udało mi się zebrać całą listę, a nawet stosik książek do przeczytania, więc gdy wrócę dziś do domu wystarczy, że odłożę "Rozum i Godność Człowieka" na półkę i sięgnę po kolejną pozycję. Tym razem będzie to chyba druga część "Kłamcy" Ćwieka. Chyba. Przekonam się w domu. W każdym razie książek przez jakiś czas nie powinno mi zabraknąć.

A co z zapełnieniem luki po "BoJacku Horsemanie"? Tu jeszcze przez chwilę także nie ma problemu. Czeka na mnie 19 ostatnich odcinków siódmego sezonu "Star Trek: Deep Space Nine", który oglądałem równolegle, tyle że dużo dłużej. Losy Benjamina Sisko, Kiry Nerys, Worfa, Juliana Bashira, Milesa O'Briena i innych zdążyły mocno mnie wciągnąć wraz z biegiem dotychczasowych odcinków, a do tego wiedząc, że jestem już blisko epilogu, chcę tym prędzej sprawdzić jak to się wszystko skończy.

Tyle tylko, że to nie do końca tak zadziała. Mówimy bowiem o Star Treku, ogromnym uniwersum sci-fi i choć może losy tych konkretnych bohaterów nie będą już później szczegółowo zgłębiane, to jednak istnieją jeszcze inne produkcje, zarówno seriale jak i filmy, przedstawiające losy wykreowanego świata. To pewnie też, choć nie wiem tego na pewno, odpowiedź na pytanie, po jaki serial sięgnę, gdy skończę ze "Star Trek: Deep Space Nine". Przypuszczam,  że jego nazwa będzie się zaczynać od tych samych dwóch słów, ale nie wiem, czy trzecie to będzie "Voyager", czy może "Discovery".

W każdym razie długo pewnie nie będę się zastanawiać i po prostu włączę pierwszy odcinek któregoś z tych dwóch seriali. Od tego momentu dzieli mnie jednak jeszcze 19 odcinków aktualnego serialu, zatem mam czas. 

A jak jest z Wami? Zastanawiacie się, jakie były dalsze losy bohaterów dzieł, które przyswoiliście? Spekulujecie na ten temat? A może miewacie problemy ze zdecydowaniem po jaką książkę lub serial siągnąć, gdy skończą się dotychczas pochłaniane? Jeśli chcecie, dajcie znać, co sądzicie na ten temat.

A piosenka na dziś to odkryty przeze mnie bardzo niedawno utwór znanego mi wykonawcy. Posłuchajcie:

To chyba tyle. Dobrego dnia, życia i w ogóle!

P S Jeszcze jedno: jeśli do tej pory nie widzieliście "1917", to koniecznie idźcie na ten film do kina! Wizualnie to po prostu rewelacja, a sama historia, choć prosta, ze mną bardzo mocno zarezonowała. Jeśli jednak nawet fabuła nie zrobi na Was wrażenia, to warto choćby dla przepięknych ujęć i doskonale dopasowanego dźwięku. Po prostu to zobaczcie, a nie pożałujecie.

ENG:

Recently some endings have happened in my life and some more are coming. Some things end, times change. After all, nothing can last forever. You just have to deal with it and say goodbye to some things. Fortunately...

It's just about cultural products.

For example, this week I finished watching "BoJack Horseman", about which I wrote here more than once. That's the end. There will be no more episodes. Some threads were closed, others were left open, allowing the viewer to guess. In any case, we should no longer see the adventures of the celebrity horse and his bizarre friends and acquaintances on the screen. Maybe the show wasn't finished in my dreamed way, but I think it closed very elegantly, especially considering what was happening at the end. Interestingly, to my surprise I do not feel unsatisfied at all. It was a good time to end the story. What was supposed to be closed, was closed, and what should remain unspoken, it remained this way. This is important because given the numerous twists and turns, the ups and downs of the characters over six seasons, probably no categorical epilogue would be satisfying. And now you can wonder: maybe everything will remain good forever? Or maybe everything is going to screw up again? Choose the variant you prefer.

This is one thing. Another: yesterday I finished reading "Rozum i Godność Człowieka" ("Human Reason and Dignity"), long book-formed interview with Krzysztof Gonciarz  by Bartek Przybyszewski. Although I would certainly not call myself the biggest fan of this artist, I am eager to watch his productions (of course not all) and consider him a very intelligent person, with whom I often disagree. It doesn't change the fact that it was pleasure to read this book. Maybe it's because you read it quickly and easily, as if you were just listening to the casual conversation of two colleagues? In addition, the scope of topics covered includes, among others, Internet creativity, influencer industry, life and doing business in Japan, but also life experience and worldview, including tolerance and openness to otherness. Such a mixture turns out to be extremely interesting.

And what is after the dot? Probably the future of Gonciarz and maybe in a few years another book. It is not worth, however, to speculate or guess because you just have to wait. His creativity will certainly provide material for the next creations of culture.

But! In addition to the potential further life experience of the characters, there is another aspect of the end of a track (series, book or film), namely the question of what to go on with. Recently, I was able to rebuild my habit of reading regularly and I would not want to lose it because of not reaching for another book for a long time. Fortunately, I was able to make the entire list and even a pile of books to read, so when I get home today, all I have to do is put "Rozum i Godność Człowieka" on the shelf and reach for the next book. This time it will probably be the second part of Jakub Ćwiek's "Liar". I guess so. I will find out at home. In any case, I should not run out of books for some time.

What about filling the gap after "BoJack Horseman"? There is no problem here for a moment. Last 19 episodes of the seventh season of "Star Trek: Deep Space Nine", which I watched in parallel, but much longer, are waiting for me. The fate of Benjamin Sisko, Kira Nerys, Worf, Julian Bashir, Miles O'Brien and others kept interesting me more and more along with the following episodes, and knowing that I am already close to the epilogue, I even more want to check how it all ends.

It's just not going to work that way. We are talking about Star Trek, a huge sci-fi universe, and although maybe the further fate of these particular characters will not be presented in detail later, there are other productions, both series and movies, depicting the fate of the created world. It's probably also, though I don't know it for sure, the answer to the question, what series will I reach for when I'm done with "Star Trek: Deep Space Nine". I suppose its name will start with the same two words, but I don't know if the third will be "Voyager" or maybe "Discovery".

Anyway, I won't be thinking much and I'll just turn on the first episode of one of these two series. However, I am still 19 episodes of the current series far from that moment, so I have time.

And how is it with you? Are you wondering what are the fates of the characters of the stories you learned? Do you speculate on this topic? Or maybe you have problems deciding what book or series to pick after the current? If you want, let me know what you think about it.

And the song for today is recently discovered by me and it is from a musician I have known before. You can find it above.

I think that's it. Have a good day, life and all!

P S One more thing: if you haven't seen "1917" yet, then you definitely should go to the cinema and watch it! Visually, it's simply a wonder, and the story itself, though simple, resonated with me very much. However, even if the plot would not impress you, it's worth it even for beautiful shots and perfectly matched sound. Just see it and you won't regret it.

niedziela, 16 lutego 2020

Nie takie oczywiste.

Not so obvious. [English version may be added later.]

Jeśli miałbym zamknąć kończący się weekend w jednym słowie, to chyba właśnie taki był: nieoczywisty.

A wszystko wskazywało, że będzie to klasyka przewidywalności. Taki był plan. Zresztą, przeczytajcie:

Piątek. Walentynki. Klasyka banału. 

Zdrowy rozsądek podpowiadał, by tego dnia nie wychodzić z domu. Wszędzie miało być tłoczno i straszno. Co więc pozostało? Wino, kolacja i jakiś film. Najlepiej komedia.

Poniekąd tak było. Tyle tylko, że doszły do tego rozmaite zaskakujące elementy: dość wspomnieć, że z uwagi na alarm bombowy w moim miejscu pracy wróciłem do domu chwilę wcześniej, co zmodyfikowało wszystkie plany. Wino jednak było, świetny łosoś na kolację też. Wielkim zaskoczeniem okazał się natomiast film. Z jakiegoś przedziwnego powodu zdecydowaliśmy się bowiem na Disco Polo z 2015 r. i...

Ten film jest zdumiewający. Z pozoru to klasyczna opowieść o chłopakach z małej miejscowości i ich drodze na szczyt, tylko osadzona w realiach disco polo i Polski lat 90., ale jednak to zupełnie co innego. Można się tego domyślić już po samej obsadzie: na pierwszym planie Dawid Ogrodnik, tuż przy nim Piotr Głowacki, nieco dalej Tomasz Kot i Joanna Kulig, gdzieś w tle także Rafał Maćkowiak, Jacek Koman, Janusz Chabior czy Bartosz Bielenia w skromnej, ale absolutnie przerażającej roli, gdzie do osiągnięcia tego efektu przez większość czasu wystarcza mu tylko uśmiech.

Jak wspomniałem, fabuła nie jest szczególnie skomplikowana. Domorośli muzycy próbują przebić się do świata showbiznesu, najpierw najprostszymi metodami, potem podstępem, zyskując znajomości. Stopniowo rozwijają karierę, pojawiają się problemy, konflikty z innymi osobami zaangażowanymi w branżę, romans, gwiazdorzenie. Słowem standard. Tym, co wyróżnia Disco Polo, jest jednak sposób podania opowieści, a ten zahacza o surrealizm. Czasem ma się wrażenie, jakby to wszystko było snem. Już sam początek, mieszający Dziki Zachód z polską wsią, pokazuje, że to nie będzie zwykły film. Potem jest tylko ciekawiej i czasem zdarzenia są w oczywisty sposób niezwykłe (jak choćby w końcowych scenach w Pałacu Kultury), a czasem to, że coś tu jest nie tak, jest tylko delikatnie zarysowane (warto obserwować na przykład, co dzieje się z samochodem zespołu Laser wraz z rozwojem fabuły).

Poza wszystkim imponująca jest estetyka tego filmu: kolory, neony, lasery. Ujęcia wiernie, ale i barwnie oddające epokę. Wspaniała sprawa!

Film na Filmwebie ma średnią ocen tylko 5/10, ale to coś, czym zupełnie nie należy się kierować. Dlaczego? Bo nisko ocenić go mogły tylko te osoby, które naprawdę liczyły na klasyczną opowieść o drodze do sławy i bardzo nie lubią jakichkolwiek eksperymentów z formą. Film ten, jakkolwiek dziwny, na pewno jest wart obejrzenia.

I co dalej?

To były Walentynki. A co nieoczywistego przez resztę weekendu? Na pewno już mniej w tym spektakularności, ale pewnym zaskoczeniem było na przykład to, że do Magazynu, w którym w sobotę wieczorem świętowaliśmy urodziny znajomych, w pewnym momencie wparowała ekipa Ghost Busters, zachęcając gości do śpiewania, zadając zagadki i oferując degustację whisky Monkey Shoulder. Nie wiem jak Wam, ale mi coś takiego nie przydarza się zbyt często i przez dłuższą chwilę byłem mocno skonfudowany...

W niedzielę natomiast, czyli dziś, gdy piszę te słowa, mieliśmy zaplanowany obiad u moich rodziców, potem wizytę u mojej przyjaciółki i jej córki, a mojej chrześnicy, a następnie byliśmy wstępnie umówieni z jeszcze jednymi znajomymi. I co? I 1/3, to znaczy, z tych wszystkich planów odwiedziliśmy tylko moich rodziców. Natura jednak nie znosi próżni, toteż zagraliśmy z moimi rodzicami w "Korporację", a resztę uwolnionego czasu przeznaczyliśmy na wyprawę na lodowisko.

Takiego stwora spotkaliśmy w drodze powrotnej.

Musicie wiedzieć w tym miejscu, że nasze wyprawy na lodowisko to poważna sprawa. Moja żona jeździ, a ja... Siedzę obok z telefonem w ręku. Tym razem zacząłem tworzyć już niniejszy wpis, chcąc wykorzystać trochę czasu.

To właśnie wymyśliłem, marznąc przy tafli lodu. Że kończący się weekend był z pozoru precyzyjnie zaplanowany i że to był dobry plan. Rzeczywistość go zweryfikowała i nie ziściło się zbyt dużo, ale to też nic złego. Po prostu wydarzyły się nieoczywiste rzeczy i to też jest okej. Może tak jest, że nieważne, z planem czy bez, jeśli ma być dobrze, to jest dobrze? 

Nie mnie to rozstrzygać - najważniejsze, co powinniście wynieść z tego wpisu, to żeby obejrzeć Disco Polo! A piosenka na dziś to chyba coś maksymalnie możliwie dalekiego od wspomnianego gatunku:


To tyle. Dobrego wieczora, tygodnia, życia!

niedziela, 9 lutego 2020

Czego byś chciał?

What would you like? [English version may be added later.]

Czasami zastanawiam się nad sobą i swoim życiem i jest kilka rzeczy, z których jestem zadowolony. Jedna z nich to ilość pomysłów, które przychodzą mi do głowy. Niemal bez przerwy wymyślam koncepty nowych opowiadań, opowieści, powieści, gier i innych rzeczy. Poza tym dużo planuję próbowania nowych rzeczy - czy to nauka nowego języka, czy praca z bazami danych, czy kurs skoczka spadochronowego. Wszystkie pomysły brzmią nieźle, czasem wręcz wspaniale, oszałamiająco. Spisuję je gdzieś w telefonie, odnotowuję słowa-klucze, hasła, czasem jakiś akapit czy dwa pierwszego opisu albo zabieram się za pierwszą i drugą lekcję czegoś i...

Potem to wszystko zostaje przykryte moją inną cechą, z której jestem znacznie mniej zadowolony: to lenistwo. Żeby nie było: potrafię sam siebie całkiem nieźle usprawiedliwiać. Przecież dużo pracuję, sporo czasu poświęcam na życie zawodowe. Choćbym chciał, nie mam kiedy realizować tych swoich koncepcji, prawda? Tyle, że to bzdura. To zwyczajnie kwestia braku determinacji. Gdy wracam zmęczony do domu, wolę przejrzeć Facebooka i obejrzeć odcinek serialu, ewentualnie poczytać książkę, zamiast zabrać się za coś twórczego albo chociaż pożytecznego.

Czasem oczywiście się przełamuję i zabieram za coś nowego. Niestety, na ogół maksymalnie po kilku tygodniach porzucam temat, nie potrafiąc się zmotywować. Samemu jest trudno. Brakuje kogoś, kto pchnąłby mnie we właściwym kierunku. 

To trochę jak z moim skokiem na bungee. Mówiłem o tym od co najmniej kilku lat. Cały czas twierdziłem, że chcę skoczyć, ale mimo okazji jakoś tego nie robiłem. Raz powodem była za długa kolejka, innym razem chciałem, żeby była przy tym konkretna osoba. Dopiero gdy na moim wieczorze kawalerskim kumple przywieźli mnie pod dźwig do skoków i powiedzieli, że mieliśmy rezerwację, zabrakło wymówek.

Wtedy skoczyłem.

Co więc robić? Jak radzić sobie z własną niemocą? Samemu jest trudno. Można więc znaleźć kogoś, kto będzie motywował i wspierał. Kto będzie codziennie pytał, co dzisiaj zrobiłeś. Zachęcał. To z pewnością może pomóc, ale nie czarujmy się, nie załatwi sprawy. Dlatego trzeba ciągle próbować. Należy podejmować coraz to nowe próby. Jeśli nie z wyzwaniami, którym się już nie podołało, to z nowymi. To próba charakteru. 

Jakiś czas temu wpadłem na nowy pomysł - blog albo kanał w innych internetowych mediach, skupiający się na pewnym temacie. Trochę myślałem na ten temat. Zastanawiałem się, czy jestem w stanie to zrobić. Potem na pewien czas zapomniałem o tym, ale dziś ta myśl do mnie powróciła.

Przemyślałem sprawę raz jeszcze i zanim zabrałem się za pisanie tego wpisu, rzeczywiście założyłem nowego bloga. Napisałem wpis powitalny i potem pierwszy merytoryczny. Póki co nie będę jeszcze go promował. Poczekam i zobaczę, czy tym razem uda się stworzyć z tego coś więcej. Mam nadzieję. Nawet jeśli jednak ostatecznie nic z tego nie wyjdzie to zawsze to kolejna próba. Chociażby z tego jestem zadowolony.

Tymczasem zostawiam Was z utworem luźno powiązanym z tym wpisem:


Dobrego popołudnia i tygodnia!

niedziela, 2 lutego 2020

Dwie strony medalu.

Two sides of the same coin. [English version may be added if needed - just let me know.]

Zabiegany to weekend. W piątek dopiero około 21 wróciłem do domu z tygodniowej delegacji i od tamtej pory było i nadal jest mnóstwo spraw do załatwienia. Miłych? Uciążliwych? Ha, to zabawne, bo najwyraźniej większość z nich można traktować tak i tak. Nie wierzycie? Sprawdźmy.

Zacznijmy od tego, że trochę czasu w ten weekend zajmuje mi praca. To oczywiście irytujące, bo wolałbym nie pracować w dni wolne. Z drugiej strony pewne rzeczy i tak trzeba dokończyć, więc czemu by nie w spokojnym zaciszu domowym, może w dresie, pijąc dobrą kawkę i ciesząc się spokojem? Poza tym to zawsze dodatkowy pieniądz. Widzicie? Dwie strony medalu.

Co dalej? Jakiś czas temu uszkodził nam się pewien uchwyt w kuchni. Drobiazg, ale irytujacy. Wczoraj wybraliśmy się po nowy do Castoramy i na to straciliśmy chwilkę czasu. Też wkurza. Z drugiej strony mogłem dzięki temu po powrocie sięgnąć po moją ubogą skrzynkę z narzędziami i chwilkę pobawić się z wymianą uchwytu. To dopiero drugi lub trzeci raz jak korzystałem z tej skrzyneczki i póki co każdy sprawia mi frajdę. Zatem znów, usterka, ale w efekcie zabawa przy jej naprawie.

Moja skrzyczneczka.

Co poza tym? Do Castoramy zajrzeliśmy głównie dlatego, że żona zabrała mnie do IKEI. Część panów, zwłaszcza mężów, może w tym momencie poczuć krztynę współczucia wobec mnie, bo wiedzą, że wizyty z żoną w takim sklepie potrafią być męczące. Narzuciłem nam jednak przyzwoite tempo, żona starała się trzymać listy zakupów, którą miała ze sobą i w efekcie było całkiem nieźle. Udało nam się też trochę porozmawiać podczas wymijania innych klientów i ustalić podejście do pewnych tematów. To już coś!

Co później? Obiad, znów praca, a także wizyta kumpla. Trudno jednak doszukiwać się w niej czegoś negatywnego, może poza tym, że dość mocno różnimy się w kwestii serialu "Wiedźmin" Netflixa, ale bądźmy poważni, to nie jest istotna rzecz.

Tym sposobem przeskakujemy do niedzieli. Dziś żona postanowiła wyciągnąć mnie do aquaparku. Sam pomysł super. Super jest też to, że po przyjedzie do Rudy Śląskiej okazało się, że połączone siły Multisportu i OK Systemu sprawiły, że za wejście na basen na 1,5 godziny dla naszej dwójki zapłaciliśmy łącznie 10 zł. Piękna sprawa! Mniej piękne było to, gdy w którymś momencie podczas zjazdu zjeżdżalnią pęd wyrzucił mnie w powietrze, obróciło mną o 180 stopni i spadłem, boleśnie obijając sobie kolana. 2/10, nie polecam. Tak naprawdę natomiast, gdy przestanie mnie boleć, będę pewnie mówił, że świetnie się bawiłem.

A co jeszcze w planach? Pisanie tego tekstu, znów praca i... Prasowanie koszul. Tego bardzo nie lubię, głównie dlatego, że zajmuje mi sporo czasu, a niemal każdego dnia roboczego potrzebuję świeżej koszuli. Znajduję jednak sposoby, żeby nieco sobie osłodzić tę monotonną czynność. Prasowanie to jedna z tych sytuacji, gdy mam czas posłuchać jakiegoś interesującego mnie podcastu. Zazwyczaj to absolutnie rewelacyjne Napisy Końcowe z Łukaszem Stelmachem, Martą Najman, Oskarem Rogowskim i Radkiem Pisulą, a sporadycznie także z Adamem Antolskim. Jeśli nie, to ostatnio czasem wybieram także Dwóch Typów Podcast, podobno najpopularniejszy podcast w Polsce w 2019 r. Tam Gargamel i Generator Frajdy z dużą dawką ironii rozmawiają o popkulturze, twórcach internetowych i wszystkim tym, na co mają ochotę. Choć nie każdemu musi odpowiadać forma ich programu, to jednak jest on inteligentny i często niesie za sobą wartościową treść. A zatem z jednej strony irytuję się, że będę musiał prasować, ale z drugiej przynajmniej posłucham wtedy czegoś interesującego.

Widzicie? Niemal na każdą rzecz mogłem spojrzeć dwojako, pozytywnie lub negatywnie. Biegnijmy jednak dalej: czy coś jeszcze zajmowało mnie w ten weekend? 

Tak, SEX EDUCATION! 

Gwoli ścisłości, mowa o serialu Netflixa o takim tytule. Tu jednak nie ma co wspominać o dwóch stronach medalu, bo ta produkcja to absolutne złoto i kto nie widział, ten powinien nadrobić. Rozbuchana kampania reklamowa drugiego sezonu skłoniła mnie i moją żonę, by sięgnąć do pierwszego i nie żałujemy. Opowieść o nastolatkach, którzy zaczynają udzielać porad seksualnych w swojej szkole jest przezabawna, choć nie stroni od poważnych wątków. Wbrew pozorom nie wszystko kręci się wokół seksu, bo historia opowiada o związkach, przyjaźni, tolerancji, akceptacji, nierównościach społecznych, szykanowaniu słabszych, trudnych relacjach rodzinnych i wielu innych kwestiach. Jednocześnie jest bardzo dobrze zrealizowana. Spotykamy tu wszystkie archetypy szkolnych dzieciaków w serialach: bogate i wredne, przegrywów, zbuntowane, nerdów, sportowców, ale też wiele innych. Przede wszystkim jednak niemal żadna postać nie jest definiowana przez przynależność do którejkolwiek z tych grup. Są dużo bardziej złożone i często lawirują lub chcą lawirować między nimi. Dzięki temu tak naprawdę nie wiadomo, co się za chwilę wydarzy. Nie ma oczywistych rozwiązań, więc każdy moment jest interesujący. A poza tym wszystkim głównych bohaterów naprawdę łatwo jest lubić. Wobec tego wszystkiego powtórzę raz jeszcze: kto nie widział, niech nadrobi.

To chyba tyle. Gdy trzeba się zająć czymś przykrym, warto poszukać dobrych stron sytuacji i obrócić ją na swoją korzyść. Jeśli natomiast planuje się coś dobrego, to chyba warto mieć z tyłu głowy, że coś może pójść nie tak. Po prostu. A utwór na dziś pochodzi z najnowszej płyty Miuosha i jest tym, który zrobił na mnie największe wrażenie:


Trzymajcie się ciepło. Dobrego tygodnia!