niedziela, 27 stycznia 2019

Mały seksizm.

Small sexism. [English version below.]

Nie uważam, żeby dyskryminacja płacowa ze względu na płeć była w Polsce istotnym problemem. Owszem, jak pokazuje raport portalu pracuj.pl za 2017 r., kobiety przeciętnie zarabiają mniej. Tyle, że jest to w dużej mierze efekt tego, że panie często wybierają mniej intratne zawody lub pracują w mniejszym wymiarze godzin niż mężczyźni. Ponadto w przypadku możliwości negocjowania stawki kobiety są bardziej zachowawcze. I tak dalej, i tak dalej. Oczywiście, przypadki ewidentnej dyskryminacji na pewno się zdarzają, ale nie można mówić o ich powszechności.

Inna sprawa: struktura płciowa wszelkich organów wykonawczych, legislacyjnych czy zarządzających. Okej, zapewne istnieje dysproporcja na korzyść mężczyzn i pewnie nawet trzeba z nią walczyć. Tyle tylko, że na przykład parytety nie są żadnym rozwiązaniem. Bzdurą jest odgórne narzucanie procentowego minimalnego udziału poszczególnych płci w strukturze organu. Właśnie to może przekreślić kogoś ze świetnymi kwalifikacjami tylko ze względu na jego płeć. 

Przecież gdyby chcieć kierować się wyłącznie nią, to we wszystkich organach wybieranych demokratycznie kobiety zawsze powinny mieć większość. Jest ich więcej (jakieś 52% populacji naszego kraju). Tak nie jest, więc albo kobiety są mądrzejsze i to one realnie patrzą na kompetencje kandydatów albo ktoś przekonał także panie, że ich płeć mniej nadaje się do tego typu funkcji. Z tym drugim trzeba walczyć. I wydaje mi się, że taka walka trwa, a w dodatku przynosi efekty. Nie trzeba parytetów, bo ludzie zmieniają swoje podejście i patrzą bardziej na kompetencje niż na płeć. 

To może akurat przejaw populizmu, ale widać to nawet po składzie obecnego, nie czarujmy się, mało postępowego rządu. Spośród jego dwudziestu trzech członków sześć to kobiety, w tym kierujące takimi resortami jak ministerstwa finansów czy przedsiębiorczości i technologii. Sześć z dwudziestu trzech to ok. 26%, więc ktoś może powiedzieć, że mało. Niby tak, ale gdy poprzednio ta ekipa była u władzy, w pierwszym jej rządzie znalazły się dwie kobiety na osiemnaście osób, tj. ok. 11%, a w drugim trzy na dwadzieścia dwie, tj. ok. 16%. Widać różnicę.

A jednak seksizm istnieje. I strasznie mnie wku*wia. Manifestuje się pod postacią głupich komentarzy średnio inteligentnych macho przekonanych o swojej zajebistości, ale i poprzez średnio przemyślane ogłoszenia. Takie jak to:


Można byłoby napisać "osób", zamiast "kobiet". Ogłoszenie nic by na tym nie straciło. A jednak tak się nie stało i to pewnie nie dlatego, że ktoś celowo podjął decyzję: "nie, napiszmy jednak: dla kobiet". Nie. Po prostu nikomu nie przyszło do głowy, że mężczyzna też mógłby się zajmować tego typu pracą. Nikt się nie zastanowił. I to, że faktycznie do takiej pracy przyjdą pewnie głównie kobiety, nie ma tu nic do rzeczy.

Podobne, choć dla mnie jeszcze bardziej niezrozumiałe, jest publikowanie na LinkedInie ogłoszeń typu: "poszukiwana księgowa". Okej, w księgowości rzeczywiście kobiety stanowią większość, ale mężczyźni nie są w tym zawodzie jakoś niesamowicie niespotykanym zjawiskiem. Jeżdżę do różnych spółek i widzę jak to wygląda. Księgowy szukający pracy nie zrezygnuje przecież z odpowiedzi na takie ogłoszenie, jeśli go zainteresuje, tylko dlatego, że było napisane "księgowa". Z drugiej strony nie dziwiłbym się takiej osobie, że jednocześnie przy aplikowaniu odczuwałaby pewien dyskomfort. Na etapie tworzenia ogłoszenia można było przecież napisać "księgowa/księgowy" lub "osoba do pracy w księgowości" czy cokolwiek innego i obyłoby się bez pozornego zawężania grupy odbiorców. Ale znów: nikt się na zastanowił. Prawda, że prawdopodobnie ostatecznie zostanie zatrudniona kobieta (taka struktura branży), ale to jeszcze nie powód, żeby zakładać to już na etapie tworzenia ogłoszenia.

Opisane powyżej kwestie to pozornie drobiazgi. Ale właśnie takie małe rzeczy cementują powszechne opinie i utrudniają zmiany. Takie przykłady niezastanowienia się. Nie ma co ukrywać, że są branże zdominowane przez mężczyzn i takie zdominowane przez kobiety. W dużej mierze wynika to ze zwyczaju, który można zmienić i warto to robić. Częściową przyczyną są pewnie też naturalne predyspozycje jednej i drugiej płci. Ogólne trendy są takie, że mężczyźni bardziej nadają się do prac fizycznych, a kobiety lepiej radzą sobie na przykład z inteligencją emocjonalną, zatem i w zawodach z nią związanych. 

Istnieje jednak mnóstwo branż, w których nie widać istotnego znaczenia płci, a poza tym wspomniane predyspozycje to tylko trendy. Można znaleźć kobiety, które odnajdą się na budowie lepiej niż niejeden mężczyzna i panów, którzy doskonale sprawdzą się na przykład jako wychowawcy przedszkolni. To nic, że będą to jednostkowe przypadki. Ważne, żeby mieć głowę otwartą na to, że tak może być. Należy po prostu oceniać człowieka pod kątem jego kompetencji. Nie zakładać z góry, jakiej płci musi być osoba na danym stanowisku. I już.

Ucieszę się, jeśli się wypowiecie na poruszony tu dziś temat. Tymczasem zostawiam Was z utworem, którego macie pełne prawo się tutaj nie spodziewać:


Miłego wieczoru i tygodnia!

ENG:

I do not think that wage discrimination based on sex is a significant problem in Poland. Yes, as the report from the pracuj.pl website for 2017 shows, women earn less on average. However, this is largely due to the fact that ladies often choose less-profitable jobs or work less hours than men. In addition, if women negotiate salary, they are more cautious, so they end up with less. And so on and so forth. Of course, cases of evident discrimination certainly happen, but you cannot say they are so common.

Another matter: the sex structure of all executive, legislative or management bodies. Okay, there is probably a disproportion in favor of men and probably it should be even fought. It's just that, for example, parities are no solution. Nonsense is the top-down imposition of the percentage minimum share of individual sexes in the body's structure. That's why someone with great qualifications could be excluded just because of his/her sex.

After all, if one would like to be guided exclusively by it, women should always have a majority in all democratically elected bodies. There are more of them (about 52% of the population of our country). It is not so, so either women are smarter and they really look at the competences of the candidates or someone also convinced the ladies that their gender is less suitable for this type of function. The latter should be fought. And it seems to me that such a struggle lasts, and, in addition, it brings results. There is no need for parities, because people change their approach and look more on competences than on gender.

It may be a manifestation of populism, but you can see it even after the present, let be honest, not much progressive government. Of its twenty-three members, six are women, including those who manage such ministries as finance or entrepreneurship and technology. Six out of twenty three is around 26%, so someone can say it is few. Seemingly yes, but when this party was in power previously, in its first government there were two women out of eighteen members, i.e. about 11%, and in the second one three out of twenty two, i.e. about 16%. You can see the difference.

And yet sexism exists. And it really pisses me off. It manifests in the form of stupid comments of medium intelligent macho convinced of his awesomeness, but also through poorly thought-out advertisements. Such as this placed above. It says "outwork for women of all ages".

There could be written "people" instead of "women". The announcement would not lose anything. And yet it did not happen, and probably not because someone deliberately made the decision: "no, let's write: for women". No. It just did not occur to anyone that a man could also be involved in this type of work. Nobody thought about it. And the fact that in fact probably mostly women will come to such a job is not important.

Similar, though even more incomprehensible to me, is the putting on LinkedIn job offers like "female bookkeeper wanted". The thing is that that there are two different words in Polish describing female and male bookkeepers. Okay, in fact, women account for the majority in accounting, but men are not an incredible phenomenon in this profession. I visit various companies and see how it looks. After all, male accountant looking for a job will not give up replying to such an job offer if he is interested in it, simply because the "female accountant" was written. On the other hand, I would not be surprised, if such a person at the same would feel some discomfort when applying. At the stage of creating the job offer, it was possible to write an "female/male accountant" or "person to work in accounting" or anything else and it would prevent the seeming narrowing of the group of recipients. But again: nobody thought about it. It is true that probably a woman will be the eventually hired (such a gender structure of the industry), but this is not a reason to assume it at the stage of creating the announcement.

The issues described above are seemingly small things. But such small things cement common opinions and hinder changes. Such examples of nonthinking. It is not to be concealed that there are industries dominated by men and those dominated by women. To a large extent this is due to a tradition that can be changed and it is worth doing. The partial reason is probably the natural predispositions of both sexes. The general trends are that men are more suited to physical work, and women are better at coping with, for example, emotional intelligence, and in related professions.

There are, however, a lot of industries in which you cannot see the significant importance of gender, and besides, these predispositions are just trends. You can find women who find themselves on the construction site better than many men and men who are perfect for example as kindergarten educators. It's nothing that they will be individual cases. It is important to have a mind open that it can be so. One should simply judge a man in terms of his/her competence. Do not assume in advance what gender must be a person in a given position. That's it.

I will be glad if you write something about the topic raised here today. In the meantime, I leave you with a song that you have no right to expect here. However, it is in Polish, so whatever. You can find it above.

Have a nice evening and the week!

niedziela, 20 stycznia 2019

Kultura w biegu, książka ma zadyszkę.

Culture in a rush, a book can't even breathe. [English version will be added soon.]

Wiecie, dlaczego częściej oglądam seriale lub rozmaite treści w sieci (nawet głupie) niż czytam książki? Te drugie są za bardzo angażujące. Wymagają pełnej uwagi, na co nie mogę sobie pozwolić. Nie można na przykład czytać, jednocześnie biegnąc na bieżni. To znaczy, okej, umówmy się: można wszystko. To po prostu nie jest najlepszy pomysł.

Efekt jest taki, że gdy obcuję z kulturą, to zazwyczaj sięgam po coś, co można chłonąć w międzyczasie, robiąc jednocześnie coś innego. Tu dwie uwagi: 
  1. Z rozważań tych wykluczam muzykę, bo akurat w jej przypadku powszechne jest obcowanie z nią niejako przy okazji, idąc gdzieś lub jadąc, pracując czy robiąc cokolwiek innego. Oczywiście, bywam czasem na koncertach i wtedy jestem w pełni skupiony na muzyce, ale to wydarzenia, nie codzienność.
  2. Mój gust raczej nie odbiega istotnie od gustu przeciętnego człowieka (tak mi się przynajmniej wydaje), więc kiedy piszę o kulturze, mam przede wszystkim na myśli popkulturę.
Jest kilka takich czynności, przy których książka nie ma prawa się sprawdzić. Na każdą jednak mam sprawdzony zakres innych treści, które będą odpowiednie. Wygląda to tak:
  • posiłki - wiadomo, że jeśli jem w samotności, nie mam ochoty wyłącznie patrzeć się w ścianę. Na szczęście przy posiłkach spektrum możliwości jest największe. Przy kolacji, obiedzie czy śniadaniu w grę wchodzi jakiś serial, film lub internetowa publicystyka raz wyższych, raz niższych lotów. Czasem oglądam coś nowego, ale często też wracam do produkcji, które już oglądałem.
  • bieżnia/rowerek na siłowni - tu sprawa wygląda podobnie jak wyżej. Skoro i tak w czasie tego typu aktywności fizycznej nie zrobię nic innego, to mogę przynajmniej coś obejrzeć. Podczas takiego ruchu nie potrafię się jednak w pełni skupić, a tego wymagam od siebie, gdy oglądam coś nowego i chciałbym w pełni zrozumieć fabułę. Dlatego właśnie na siłowni ograniczam się raczej do wspomnianej publicystyki internetowej i seriali/filmów, które już widziałem. Teraz po raz chyba trzeci lub nawet czwarty włączam czasami "Jak poznałem waszą matkę", skoro Netflix dał taką możliwość. Jeszcze niedawno korzystałem też czasem w tym celu z Showmaxa, ale tę platformę zaraz pożegnamy.
  • prasowanie - niestety, moja praca oprócz licznych zalet ma tę jedną wadę, że na ogół wymaga bycia ubranym w garnitur. To samo w sobie nie jest problemem, ale wiąże się z bardzo częstym prasowaniem koszul. Prasowanie to zło. Tym bardziej, że w moim wykonaniu to dość czasochłonna czynność. Próbuję ją sobie jakoś umilać, na przykład poprzez oglądanie jakichś treści. Słowo oglądanie jest jednak pewnym wyolbrzymieniem, ponieważ nie chcę spalić swoich koszul, więc na ekran raczej tylko zerkam, wzrok skupiając na koszulach. W związku z tym przy prasowaniu ograniczam się już raczej do publicystyki internetowej. To może być na przykład Krzysztof Gonciarz, ale też Napisy Końcowe, czyli dyskusje na temat kinematografii prowadzone przez twórców Comics Weekly (Łukasz Stelmach - Ichabod, Oskar Rogowski - Komiksomaniak i Radosław Pisula - Full Frontal Pisula). Czasem wybieram też wywiady Onetu lub jakiś stand-up - w internecie jest przecież wszystko.
  • odkurzanie - kolejna przykra czynność. Tu nie sprawdzi się nic z obrazem, więc pozostaje mi włączyć Spotify (ewentualnie jakąś inną platformę) i posłuchać jakiegoś podcastu. Ostatnio są to najczęściej Imponderabilia, które można też znaleźć na YouTube'ie. Mi jednak bardziej odpowiada forma podcastu i w ten sposób mogę słuchać jak Karol Paciorek prowadzi ze swymi gośćmi rozmowy, które na ogół trwają od godziny do przeszło dwóch. Przy wersji ze Spotify'a brak obrazu jest co prawda pewną stratą, ale najważniejsze jest jednak to, co mówią zaproszeni goście. Ich spektrum jest zresztą bardzo szerokie: dziennikarze, muzycy, politycy, YouTuberzy, scenarzyści, aktorzy, sportowcy, naukowcy. Warto posłuchać.
Kto wygra? Książka czy Netflix?

Wracając do tematu książek: kiedyś czytałem ich mnóstwo. Trylogię Sienkiewicza przeczytałem, mając 11 lat. Na manewry, terenowe imprezy harcerskie potrafiłem zabierać ze sobą kilkaset stron lektury. Jeszcze nie tak dawno, kilka lat temu zabrałem ze sobą na Przystanek Woodstock "Metro 2033". Czytałem je nocą, przy świetle latarki, siedząc pod drzewem naprzeciwko dworca PKP w Kostrzynie i czekając na pociąg powrotny. To były czasy! A teraz? Teraz nie ma czasów, a przynajmniej czasu. Dopadła mnie codzienność, w której nie bardzo jest miejsce na książki.

Tylko, że to bzdura. To kwestia determinacji. W ostatnich latach czytałem mało, ale przez święta zabrałem się za "Hardą", książkę widoczną na zdjęciu. To powieść o losach Świętosławy, siostry Bolesława Chrobrego i miałem się nią zająć już dawno temu, ale ciągle nie było kiedy. W święta pojawiło się trochę czasu i zdążyłem się wciągnąć w fabułę, więc teraz staram się codziennie przeczytać przynajmniej kilkanaście/dziesiąt stron, bo część druga już czeka.

Prawda jest taka, że skoro w ciągu dnia nie mam czasu na lekturę, ale przy okazji innych zajęć mogę oglądać seriale czy filmy, słuchać publicystyki itd., to przynajmniej czas tuż przed snem mogę poświęcić na książki. Dziś wyjeżdżam na delegację i zabieram ze sobą "Hardą". Chyba będzie ważyć więcej niż laptop.

Kwestionowałem ostatnio sens postanowień noworocznych, ale jeśli miałbym jakieś mieć, to chyba byłoby właśnie takie: w nowym roku więcej czytać. Dobrej lektury nam wszystkim! Jeśli macie ochotę, dajcie też znać, co lubicie oglądać lub słuchać, zajmując się nużącym prasowaniem, odkurzaniem i innymi tego typu rzeczami.

Utwór na dziś nie ma nic wspólnego z tym tekstem. Jest za to piękny: 


Dobrego popołudnia i tygodnia!

ENG:

Do you know why I watch TV series or various content on the web more often (even stupid) than I read books? The latter are too engaging. They require full attention, which I can not afford. For example, you can not read while running on the treadmill. Well, okay: you can do anything. It's just not the best idea.

The effect is that when I associate with culture, I usually reach for something that can be absorbed in the meantime, while doing something else. Here are two notes:

  1. I exclude music from these considerations, because in its case it is common to deal with it by the way, while walking somewhere or driving, working or doing anything else. Of course, sometimes I go to concerts and then I am fully focused on music, but those are events, not everyday life.
  2. My taste does not really differ significantly from the taste of the average person (I think so at least), so when I write about culture, I mainly think of pop culture.

There are several activities when the book is not an option. For each of them, however, I have a range of other content that is appropriate. This is how it works:
  • meals - it is obvious that if I eat in solitude, I do not want to just look at the wall. Fortunately, with meals the spectrum of possibilities is the greatest. During supper, dinner or breakfast, I can watch a series, a movie or an online journalism (better or worse). Sometimes I watch something new, but I also often come back to the things I have already watched.
  • treadmill / bike at the gym - this case is similar to the above. Since I can't do anything else during this type of physical activity, I can at least watch something. However, I can not fully concentrate then, and this is what I require from myself when I watch something new and would like to fully understand the plot. That's why I limit myself to the aforementioned online journalism and series / movies that I have already seen. Now for the third or even fourth time I sometimes watch "How I met your mother", since Netflix gave us this opportunity. Until recently I also used Showmax for such a purpose, but we will say goodbye to this platform soon.
  • ironing - unfortunately, my work apart from numerous advantages has one disadvantage, which is usually requiring to wear a suit. This is not a problem itself, but it involves very frequent ironing of shirts. Ironing is evil. The more so because in my performance it is quite a time-consuming activity. I try to make it more pleasant somehow, for example, by watching some content. The word "watching" is, however, an exaggeration, because I do not want to burn my shirts, so I only look at the screen from time to time, focusing on the shirts. Therefore, when I'm ironing, I'm limiting myself to online journalism. This may be for example Krzysztof Gonciarz, but also the Final Subtitles - discussions about cinematography conducted by the creators of Comics Weekly (Łukasz Stelmach - Ichabod, Oskar Rogowski - Komiksomaniak and Radosław Pisula - Full Frontal Pisula). Sometimes I also choose Onet interviews or some stand-up shows - there is everything on the internet.
  • vacuuming - another unpleasant activity. Nothing with the image will work here, so I need to turn on Spotify (or some other platform) and listen to some podcast. Recently, these are mostly Imponderabilia, which can also be found on YouTube. However, the form of the podcast suits me better and in this way I can listen to how Karol Paciorek conducts conversations with his guests, which usually last from one hour to more than two. With the Spotify version, the lack of a picture is a certain loss, but the most important thing is what the invited guests say. Their spectrum is very broad: journalists, musicians, politicians, YouTube, scriptwriters, actors, athletes, scientists. It's worth listening.
Returning to the topic of books: I used to read a lot. I read the Sienkiewicz trilogy at the age of 11. I was able to take several hundred pages of reading with me for maneuvers, field scouting events. Not so long ago, a few years ago I took the "Metro 2033" with me to Przystanek Woodstock. I read it at night, by the light of the flashlight, sitting under a tree in front of the railway station in Kostrzyn and waiting for the return train. Those were times! And now? There are no times now or at least there is no time. Daily life had overwhelmed me and there is not much place for books.

Only that it is bullshit. It's a matter of determination. In recent years, I have read few, but by Christmas I set about "Harda", a book visible in the picture. This is a novel about the life of Swietosława, sister of Bolesław Chrobry, and I was supposed to start reading it long ago, but there was  never any time. During the Christmas some time finally appeared and I got caught up in the story, so now I try to read at least a dozen / ten pages every day, because the second part is already waiting.

The truth is that if during the day I do not have time to read, but during other activities I can watch series or movies, listen to journalism, etc., I can at least spend for the reading the time just before bedtime. Today I am leaving for a delegation and I am taking 'Harda' with me. I think it will weigh more than a laptop.

I recently questioned the meaning of the New Year's resolutions, but if I had to have any, it would probably be like this: read more in the new year. Happy reading to all of us! If you would like, let me know what you like to watch or listen to, bored with ironing, vacuuming and other things like that.

The song for today has nothing to do with this text. However, it is simply beautiful.

Have a nice afternoon and the week!

niedziela, 13 stycznia 2019

Życie w bańce.

Life in a bubble. [English version below.]

Taki motyw: wiem, że istnieje jakieś zjawisko czy pogląd, ale sądzę, że to rzecz marginalna. Potem pojawiają się jakieś badania i statystyki i nagle okazuje się, że to coś całkiem popularnego. Ja łapię się za głowę i zastanawiam: gdzie do cholery są Ci wszyscy ludzie?

Tak jest na przykład z antyszczepionkowcami. Wydawałoby się, że to naprawdę marginalna grupa i poniekąd tak jest. Zgodnie z badaniami CBOSu z 2017 r. 7% Polaków uważa, że szczepionki powodują więcej złego niż dobrego.  Tylko i aż 7%. To jedna na czternaście osób. To potencjalnie 34 moich znajomych na Facebooku. To teoretycznie ponad jedna osoba spośród tych, które spędzały u mnie ostatniego Sylwestra. To... Bzdura, bo statystyka tak nie działa. O tym też poniekąd jest ten wpis. 7% może cieszyć o tyle, że w analogicznym badaniu z 2013 r. było to 11%. Z drugiej strony oficjalne dane mówią, że coraz więcej ludzi decyduje się na nieszczepienie swoich dzieci. Paradoks. Gdzie są ci ludzie anty? Nie wiem. Nie znam żadnego, a przynajmniej nic o tym nie wiem.

Podobnie miewam po wyborach. Głosujemy, potem publikowane są wyniki, a ja się zastanawiam, gdzie są ci wszyscy ludzie, którzy głosowali na dane partie. Znam pojedyncze osoby, które prawdopodobnie zagłosowały w dany sposób, ale nie spodziewałem się, że uzbierają się z tego  aż takie wyniki. Znam jednak wyjaśnienie.

To wszystko dlatego, że żyjemy w bańkach i nie jest żadnym nadzwyczajnym odkryciem. Wolimy spędzać czas w towarzystwie ludzi myślących podobnie do nas. Nie chodzi tu oczywiście o pełną zgodność w każdej kwestii, ale o to, by przynajmniej były pewne punkty wspólne. Można bowiem przecież dyskutować i to jest piękne, ale trudno żyć czy przyjaźnić się z kimś, z kim w żadnej sprawie nie można dojść do konsensusu. Oczywiście, takie relacje też się zdarzają, ale rzadziej. Nie musi to być nawet celowy wybór, ale działanie podświadomości.

Do tego dochodzi druga kwestia. Obracamy się zazwyczaj w towarzystwie ludzi w podobnej sytuacji życiowej do naszej, z podobnymi problemami, a co za tym idzie, ze zbliżonymi do naszych poglądami i oczekiwaniami. Gdy studiujemy, raczej obracamy się w towarzystwie studentów. Gdy podejmujemy pierwsze prace, nasi znajomi są zazwyczaj w podobnym miejscu na drodze życia. Jeśli jesteśmy z miasta, znamy raczej innych ludzi tam żyjących. Jeżeli mieszkamy na południu kraju, mamy więcej wspólnych tematów i problemów z ludźmi z tego samego regionu niż na przykład z północy. To naturalne.

Współczesne technologie jeszcze potęgują ten efekt. Algorytmy Facebooka (ale nie tylko) podsuwają nam te treści, które potencjalnie mogą nas zainteresować i spodobać się nam. Widzimy więc to, co chcemy zobaczyć i utwierdzamy się w przekonaniu, że nasze poglądy są poglądami większości. Przecież widzimy głównie opinie bliskie naszym. To, że za delikatną zasłoną kodu źródłowego kryją się zupełnie inne poglądy, jakoś nam umyka.


Każdy człowiek ze swoją bańką...

Taka sytuacja może być problemem, bo mamy przez nią zniekształcony obraz rzeczywistości. Może nam się wydawać, że coś jest powszechnie obowiązującą opinią, podczas gdy w rzeczywistości wszyscy poza naszą bańką uważają inaczej. Istnieje ryzyko bolesnego rozczarowania. Dlatego właśnie warto dbać o to, by wiedzieć, co jest na zewnątrz i co sądzą inni. Łatwiej jest funkcjonować w świecie, jeśli się zna poglądy społeczeństwa, a do tego wie, dlaczego są akurat takie. Jak to zrobić? 

W internecie jest prosto. Wystarczy obserwować choć kilka portali, magazynów czy tygodników opiniotwórczych, o których wiemy, że ich linia jest nie bardzo zgodna z naszym światopoglądem, ale że przynajmniej trzymają poziom. Chodzi o magazyny, w których dziennikarze rzetelnie prezentują swoje stanowisko, nieważne jakie by było. Można przeczytać artykuł i nie zgadzać się z autorem, ale po tym, jak poznało się jego argumenty.

W świecie realnym może być trochę trudniej, ale też da się coś zrobić. Można poznając nowe osoby lub po prostu rozmawiając z kimś, o kim nie wie się, jakie ma poglądy, nie afiszować się od razu z własnymi. Nie chodzi tu o to, żeby je ukrywać, ale po prostu poczekać. Dać się wygadać tej drugiej osobie. Gdyby bowiem od razu zacząć wykrzykiwać, że ma się jakiś pogląd i on jest najlepszy, druga strona może od razu zniechęcić się do dyskusji, uznając, że ta będzie jałowa lub przeciwnie, osoba ta może zacząć rozkręcać nic nie wnoszącą pyskówkę, a przecież nie o to chodzi. 

Lepiej więc poczekać, posłuchać i potem ewentualnie zadać merytoryczne pytania. Możemy się przecież nie zgadzać między sobą, ale warto wiedzieć dlaczego. Tego sobie i Wam życzę.

Utwór na dziś ma coś wspólnego z tym tekstem głównie ze względu na tytuł, ale nie dbam o to. Jest piękny:


Dobrego wieczoru i tygodnia!

ENG:

Such a theme: I know that there is some phenomenon or a view, but I think it is marginal. Then some research and statistics appear and suddenly it turns out that it's quite popular. I grab my head and wonder: where the hell are all these people?

This is the case with anti-vaccinationists, for example. It would seem that it is really a marginal group and one can say it is. According to the CBOS (Public Opinion Research Center) studies from 2017, 7% of Poles believe that vaccines cause more harm than good. Only and as much as 7%. It's one in fourteen people. It's potentially 34 of my Facebook friends. It's theoretically more than one of those who spent last New Year's Eve at my place. It's ... Nonsense, because statistics do not work like that. This entry is also somewhat about it. 7% may be considered good, because in the same study from 2013 it was 11%. On the other hand, official figures say that more and more people are choosing to not vaccinate their children. Paradox. Where are these anti people? I do not know. I do not know any, at least I do not know anything about it.

I have similar feelings after the election. We vote, then the results are published, and I wonder where are all these people who voted for particular parties. I know singular people who probably voted in a given way, but I did not expect that it would give such results. However, I know the explanation.

It's all because we live in bubbles and it is not an extraordinary discovery. We prefer to spend time in the company of people who think like us. Of course, this is not a matter of full compatibility in every matter, but of at least some common points. It is possible to discuss then and it is great, but it is difficult to live or be friends with someone with whom no consensus in anything can be reached. Of course, such relationships also happen, but less often. It does not have to be even a deliberate choice, but the action of the subconscious.

There is also another issue. We usually are in the company of people in a similar life situation to ours, with similar problems, and hence, similar views and expectations. When we study, we tend to be in the company of students. When we start our first job, our friends are usually in a similar place on the way of life. If we are from the city, we know mainly people living there. If we live in the south of the country, we have more common themes and problems with people from the same region than, for example, from the north. It's natural.

Modern technologies are even intensifying this effect. Facebook's algorithms (but not only) show us mainly content that can potentially interest us and we can like it. So we see what we want to see and we are convinced that our views are the views of the majority. After all, we see mainly opinions close to ours. The fact that behind the delicate veil of the source code are completely different opinions is somehow overlooked.

Such a situation may be a problem, because we have a distorted picture of reality. It may seem to us that something is a commonly held opinion, whereas in reality everyone else except our bubble think differently. There is a risk of painful disappointment. That is why it is worth taking care to know what is outside and what others think. It is easier to function in the world if you know the views of the society and why they are just like that. How to do it?

It's easy on the internet. It is enough to observe at least a few portals, magazines or opinion-forming weeklies, about which we know that their line is not very consistent with our worldview, but that they at least keep some level of professionalism. It's about magazines where journalists present their views honestly, no matter what they are. You can read the article and disagree with the author, but after you learned his/her arguments.

In the real world it can be a bit harder, but it can also be done. When you meet new people or just talk to someone whom views you do not know, you can wait with exposing your own opinions. It is not about hiding them at all. Just let the other person speak. If you quickly started shouting that you have a certain opinion and it is the best, the other party could immediately discourage itself to discuss, considering that this will be pointless or, on the contrary, the person could start ordinary quarrel and that is not the point.

So it is better to wait, listen and then ask substantive questions. We may not agree with each other, but it is worth knowing why. I wish you this.

The song for today has something to do with this text mainly because of the title, but I do not care. It is beautiful and you can find it above.

Have a nice evening and a week!

niedziela, 6 stycznia 2019

Piękna chwila.

The beautiful moment. [English version below.]

Dziś naprawdę krótko, bo już późno. Wczoraj byłem świadkiem na ślubie mojego kumpla. Trochę zamieszania, dużo ludzi i dwoje ludzi ślubujących sobie miłość. Wspaniała sprawa! Jak ślub, to i wesele! Jeszcze kilkanaście godzin temu tańczyłem na postindustrialnej sali balowej. Jeszcze niedawno żarty i toasty, nawet powtarzane wielokrotnie, wcale nie przestawały śmieszyć. Jeszcze kilkanaście godzin temu kazali mi tańczyć Gangam Style na środku sali, choć do tej pory robiłem to chyba ze dwa razy i to bardzo dawno temu. To jednak też miało swój urok. Te wszystkie chwile są już jednak za mną.

Zostały drobne ślady, które też niebawem znikną...

Niestety, za kolejne kilkanaście godzin trzeba będzie pójść znów do pracy, wrócić do zadań przerwanych w piątek i spróbować sprostać wymagającym terminom. Trzeba będzie walczyć, działać, starać się. W tym sił dodać może wspomnienie pięknych chwil weekendu. Nie chodzi jednak wcale o zwykłe patrzenie w przeszłość. To by nic nie dało. Chodzi o to, że świat się nie skończył na ostatnim weekendzie. Skoro było tak pięknie, to może tak być znowu. Wystarczy poczekać, zajmując się bieżącymi sprawami i w wolnych chwilach szukając okazji do tych pięknych momentów. One przyjdą. Dlatego można, a nawet trzeba przetrwać przez robocze dni, które czasem potrafią być przytłaczające. Po nich przyjdą jeszcze chwile, które wynagrodzą wysiłek.

Z taką myślą łatwiej będzie mi się mierzyć w kolejnym tygodniu z prozą dnia codziennego. Powodzenia w tym starciu życzę sobie i Wam. Dla ułatwienia zostawiam jeszcze pozytywny utwór, który ma już swoje lata:


Dobrego tygodnia!

ENG:

Today's text is gonna be really short, because it is already late. Yesterday I was a best man at my friend's wedding. A little bit of fuss, a lot of people and two people vowing themselves love. A great thing! If the wedding, then also a reception! Only over a dozen hours ago I was dancing in a post-industrial ballroom. Not so long ago jokes and toasts, even repeated many times, were not stopping being funny. Only over a dozen hours ago, I was told to dance the Gangam Style in the middle of the ballroom, although until now I did it only about two times and a long time ago. Well, it also had its charm. However, all these moments are already behind me.

Unfortunately, in a dozen or so hours I will have to go back to work, return to the tasks interrupted on Friday and try to meet the demanding deadlines. I will have to fight, act, and try hard. Strength  needed to deal with it can be perhaps increased by the memory of the beautiful moments of the weekend. However, it is not about simply looking into the past. That would not give anything. The point is that the world has not ended on the last weekend. If it was so beautiful, it can be like that again. Just wait, dealing with current affairs and in your spare time looking for opportunities for these beautiful moments. They will come. That is why you can and even have to survive on working days, which sometimes can be overwhelming. After them will come moments that will reward effort.

With this in mind, it will be easier to face the prose of everyday life the following week. I wish you and myself good luck in this fight. To make it even easier, I leave the positive track, which has its years. You can find it above. It is mainly in Polish, but whatever.

Have a nice week!