niedziela, 26 maja 2019

Gdy studenci wydają się być młodzi...

When the students seem to be young... [English version below.]

W minionym tygodniu odbywały się Juwenalia Śląskie. Chociaż studia ukończyłem już kilka miesięcy temu, to jednak wczoraj i przedwczoraj postanowiłem wybrać się na tę imprezę. Wcześniej nie mogłem, ponieważ byłem na delegacji i właśnie przez to przegapiłem koncert Stachursky'ego z muzycznym odpowiednikiem młota pneumatycznego, czyli "Doskozzzy". Dorosłe życie jednak bywa przykre...

W każdym razie o dwa dni tego studenckiego wydarzenia udało mi się zahaczyć. Jak było? Hmmm...

Piątek

Najpierw fakty: właśnie w piątek wróciłem z delegacji, więc byłem dość zmęczony. Jedyny zespół, który mnie interesował, czyli PRO8L3M, grał dopiero o północy. Moja przyszła małżonka spędzała wieczór tego dnia z koleżankami z pracy i spotkaliśmy się dość późno. Efekt był taki, że na teren imprezy dotarliśmy znacznie po 23.

Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to ilość ludzi wracających już w tym momencie. Jak rozumiałem, największa gwiazda miała dopiero grać, a sporo osób już uciekało. To jednak szybko się wyjaśniło, gdy idąc dalej zaczęliśmy się przeciskać przez jeszcze większy tłum. Po prostu tego dnia tam była naprawdę potężna masa ludzi, chyba znacznie większa niż gdy gwiazdami są artyści rockowi. To by zresztą potwierdzało trendy obserwowane od lat w powszechnych gustach muzycznych. Do tego w przeciwieństwie do mnie tłum wokół w zdecydowanej większości był już po kilka godzinach konsumpcji alkoholu, a niektórzy pewnie także po innych używkach. To sprawiało, że miałem wrażenie otaczającego mnie chaosu. Następnie okazało się, że w tym roku piwo na tej imprezie kosztuje 8 zł. To nie jest dużo za ten cudowny napój, ale jak na juwenalia to sporo. Ponadto do kas były spore kolejki (choć przyznaję, widywałem dużo gorsze), za żetony na piwo nie można było płacić kartą (jakaś awaria), a kasjer 26 zł reszty wydał mi jako jeden banknot 10 zł i 16 złotówek. Wiem, że pewnie nie miał inaczej, ale to kolejna irytująca kwestia. Potem okazało się jeszcze, że teren pod sceną pokryty jest dość głębokim błotem. Moje kupione tydzień temu buty trochę rozpaczały, ale na szczęście były dość tanie, więc nie miałem skrupułów podejmując decyzję o ich zbezczeszczeniu.

Wreszcie zaczął się koncert. Nie udało nam się spotkać z moimi znajomymi, o których wiedziałem, że gdzieś tam są, więc stanęliśmy wraz z Lubą Mą gdzieś z boku, obserwując scenę i słuchając występu. Ten okazał się najjaśniejszym punktem wieczoru. Jestem zdania, że istnieje wielu artystów, którzy brzmią inaczej na płytach i na żywo. Są tacy, których występy na scenie mają pewne niedociągnięcia, brakuje im dopracowania i są tacy, którzy z kolei na nagraniach tracą swoją energię, żywiołowość, atuty wykorzystywane podczas koncertów. Tu nic takiego nie miało miejsca. Okazało się, że PRO8L3M na żywo zachwyca tak samo jak na nagraniach. Do tego dołożyło się niezłe show świateł i animacji oraz niebanalna narracja między utworami, skupiona na dialogu.

Ostatecznie, kierując się zdrowym rozsądkiem (nie moim), nie zostaliśmy do samego końca. Wróciliśmy stamtąd mniej więcej czterdziestominutowym spacerem. Byłem jednak zadowolony, bo wcześniej większość tego, co chciałem usłyszeć, usłyszałem. Stwierdziłem jednocześnie, że jeśli kolejny dzień, już bardziej w moich klimatach, będzie mnie tak samo irytował różnymi rzeczami, to chyba faktycznie jestem już za stary na juwenalia. A potem przyszła...

Sobota

Tym razem dojechałem  na miejsce specjalnym, juwenaliowym autobusem. Nie dało się go pomylić z innymi, ponieważ był dość mocno zapełniony młodymi ludźmi, z których spora część już popijała piwo. To rzeczywiście było coś znajomego. Umówiłem się na miejscu z kumplem jeszcze z czasów liceum i spotkaliśmy się jakoś przed 20. Grał już KAMP!, czyli pierwszy z zespółów, których chciałem posłuchać. Ludzi było sporo, ale zdecydowanie mniej niż dzień wcześniej. Szybko zamieniliśmy żetony, które zostały mi z piątku, na ciemne piwo i ruszyliśmy w stronę sceny. Okazało się, że tego dnia położono jakiś długi dywan (albo raczej wykładzinę) prowadzącą od wybrukowanego chodnika do miejsca, w którym grunt był już trawiasty, a nie błotnisty i można było stać w cywilizowanych warunkach. Koncert okazał się bardzo przyjemny, można było posłuchać, potupać nóżką. Ekran za sceną został wykorzystany do hasłowej narracji np. tytułami utworów. W przerwie między występami cofnęliśmy się po kolejne żetony na piwo i tego dnia nabyliśmy je niemal bez kolejki. 

Niedługo potem zaczęły grać Strachy Na Lachy. O ich koncercie nie ma co za dużo pisać, bo był po prostu dobry jak zazwyczaj. Zostałem natomiast pozytywnie zaskoczony pojawieniem się niektórych utworów, o których miałem wrażenie, że zespół rzadko je grywa. Przykłady to choćby "Krew z szafy" czy "Dygoty". W trakcie koncertu mój kumpel wypatrzył w tłumie innego naszego kumpla, też jeszcze z czasów liceum, który teraz pracuje za granicą. Pogadaliśmy z nim trochę, po czym ruszył do innych swoich znajomych. Spotykanie przypadkowych znajomych też wpisuje się w rzeczy, które kojarzę z juwenaliami, a ci dwaj moi kumple spotykali jeszcze innych ludzi, których znali. To znaczy, że zjawisko nie umarło, nawet jeśli sam doświadczyłem go jedynie w mikroskali.

Na koniec naszej obecności na juwenaliach zagrała BOKKA. Zespół znany najbardziej z utworu "Town of strangers" także zrobił na mnie wrażenie. Muzycznie było to bardzo cenne doświadczenie, dodatkowo wspierane tym, iż artyści występują w maskach, a narracja była prowadzona jakby w formie czatu. Wokalistka od czasu do czasu pisała na komputerze coś do publiczności, a jej słowa wyświetlały się na wielkim ekranie za sceną. Ekran generalnie był zresztą elementem spektaklu, ponieważ pokazywano na nim animacje współgrające z muzyką.

Niestety na tym koncercie też nie zostaliśmy do końca (względy praktyczne związane z dalszymi planami mojego kumpla). Na szczęście to, czego zdążyłem doświadczyć, satysfakcjonuje mnie. Do centrum Katowic też wróciliśmy typowo juwenaliowym autobusem, choć brakowało poziomu ścisku, do którego się przyzwyczaiłem - największy exodus na pewno miał miejsce zaraz po koncercie Strachów. 

Tak wyglądała sobota.

Po sobocie nie jestem już przekonany o tym, że jestem za stary na juwenalia. To prawda, zaczyna mnie w nich irytować coraz więcej rzeczy. Przestaje to być impreza typowo dla mnie. Niemniej jednak, jeśli w kolejnych latach pojawią się jakieś interesujące mnie koncerty, będę miał ciekawe towarzystwo i czas, to chętnie wybiorę się to wydarzenie znowu. Bo w zasadzie: dlaczego nie?

A utwór na dziś to jeden z powodów, dla których chciałem się wczoraj wybrać na Juwenalia Śląskie:


Dobrego popołudnia i tygodnia!

ENG:

This week the Juwenalia Śląskie (Silesian yearly student carnival) took place. Although I graduated a few months ago, yesterday and the day before yesterday I decided to go to this event. I could not sooner, because I was on a delegation and that's why I missed the concert of Stachursky with the musical equivalent of a pneumatic hammer, that is "Doskozzza". Well, an adult life can be sad...

In any case, I was able to take part in two days of this student event. How was it? Well...

Friday

First, the facts: I came back from the delegation on Friday, so I was tired. The only band that interested me, PRO8L3M, was starting on midnight. My future wife spent the evening with her friends from work and we met quite late. The effect was that we arrived at the event area way after 11 PM.

The first thing that surprised me was the number of people coming already back at that moment. As I understood, the biggest star was just about to play, and a lot of people were running away. This, however, quickly cleared up as we continued to squeeze through an even larger crowd. It was just that day that there was a really huge mass of people, probably much bigger than when rock artists are stars. That matches with the trends observed for years in common music tastes. In contrast to me, the vast majority of the crowd around was after a few hours of alcohol consumption, and some probably also after other stimulants. It made me feel the chaos around me. Then it turned out that this year, beer at the event costs 8 zlotys. This is not much for this wonderful drink, but at this event it's a lot. In addition, there were queues to the cash desks (although I admit, I saw a lot worse), it was impossible to pay with a card for the beer chips (some breakdown of the system), and the cashier spent me the rest of 26 zlotys as one banknote 10 zlotys and 16 single 1 zloty coins. I know that he probably did not have any other option, but it's one another annoying issue. Then it turned out that the area in front of the stage was covered with quite deep mud. My shoes I bought a week ago were a bit despairing, but fortunately they were quite cheap, so I had no qualms about making them desecrate.

Finally the concert started. We were not able to meet my friends, whom I knew were there, so we stood with My Darling from the side, watching the stage and listening to the performance. This turned out to be the brightest point of the evening. I am of the opinion that there are many artists who sound different on CDs and live. There are those whose performances on the stage have some shortcomings, lack of refinement, and there are those who, when recorded, lose their energy, spontaneity, advantages used during concerts. Nothing like this happened here. It turned out that the PRO8L3M live impresses the same as on the recordings. This was accompanied by a good show of lights and animations and a remarkable narrative between the songs, focused on dialogue.

Ultimately, based on common sense (not mine), we did not stay until the very end. We returned from there by taking a forty-minute walk. However, I was happy, because before that I heard most of what I wanted to hear. At the same time, I said that if the next day, supposed to be more in my climates, would also irritate me with some things, then I'm actually too old for student carnival. And then came...

Saturday

This time I came to the place with a special bus. It could not be confused with others because it was quite full of young people, many of whom were already drinking beer. It really was something familiar. I made an appointment with a buddy from high school and we met somehow before the 8 PM. KAMP! was already playing, the first band I wanted to listen to. There were a lot of people, but definitely less than the day before. We quickly exchanged the chips that were left from Friday for a dark beer and headed towards the stage. It turned out that on that day a long carpet was placed leading from the pavement to the place where the ground was grassy, ​​not muddy and one could stand in civilized conditions. The concert turned out to be very pleasant, you could listen to it, you could stamp your foot. The screen behind the stage has been used for the narration with slogans, eg song titles. In the interval between performances, we went back for another beer chips and that day we bought them almost without a queue.

Soon afterwards, Strachy Na Lachy started playing. There is not much to write about their concert, because it was just as good as usual. I was positively surprised by the appearance of some songs, about which I had the impression that the band rarely plays them. Examples include "Krew z szafy" and "Dygoty". During the concert, my buddy spotted another friend of ours, also from high school, who is now working abroad. We talked to him a little, then he went to other friends. Meeting random friends also matches the things that I associate with student carnival, and these two of my friends met also other people they knew. It means that the phenomenon did not die, even if I experienced it only in a micro scale.

At the end of our presence at this event, BOKKA played. The band known mostly from the song "Town of strangers" also impressed me. Musically it was a very valuable experience, additionally supported by the fact that artists perform in masks, and the narrative was conducted as if in a chat. The vocalist from time to time was writing something on the computer to the audience, and her words were displayed on the big screen behind the stage. In general, the screen was an element of the show, because animations harmonizing with music were shown on it.

Unfortunately, at this concert, we also did not stay until the end (practical reasons related to further plans of my friend). Fortunately, what I managed to experience satisfies me. We also came back to the center of Katowice with a typical carnival's bus, although there was no level of crowd, which I got used to - the biggest exodus certainly took place right after the concert of Strachy Na Lachy.

After Saturday, I am no longer convinced that I am too old for yearly student carnival. That's true, more and more things start to irritate me. It ceases to be an event addressed for me. Nevertheless, if in the following years some interesting concerts will appear, I will have interesting companions and time, I will gladly choose this event again. Because in principle: why not?

And the song for today is one of the reasons why I wanted to take part in Juwenalia Śląskie yesterday. You can find it above.

Have a good afternoon and a week!

niedziela, 19 maja 2019

Bądź bohaterem!

Be a hero! [English version below.]

Stań się bohaterem swoich rodaków. Nie musisz w tym celu wcale jechać na front, walczyć, a może nawet oddać życia za kraj. Nie musisz wymyślić czegoś, co zrewolucjonizuje polską gospodarkę i sprawi, że wszystkim będzie żyło się lepiej. Nie musisz brać udziału w spotkaniach dyplomatycznych, które poprawią pozycję państwa na arenie międzynarodowej. Nie musisz nawet segregować śmieci (choć powinieneś).

Musisz za to wziąć udział w wyborach. Te już w niedzielę za tydzień. Musisz, bo to Twój obowiązek, choć nie wiążą się z nim żadne środki przymusu (ale o tym za chwilę). Idź do lokalu wyborczego, weź kartę, zaznacz tylko jedną kratkę i wrzuć kartę do urny. To proste. Ach, jeszcze jedno! Wcześniej się zastanów. Pomyśl nad tym, jaką przyszłość dla kraju wybierasz. Jak będzie wyglądała gospodarka? Jakie przestępstwa będą ścigane? Kto otrzyma pomoc od państwa? Do jakich międzynarodowych organizacji będzie należał nasz kraj? Oczywiście, wybory do Parlamentu Europejskiego nie mają bezpośredniego wpływu na wszystkie te kwestie, ale częściowo mogą na nie oddziaływać. 

Zastanów się więc nad tym, jaką listę wybierzesz, ale nie tylko. To nie załatwia sprawy. Musisz jeszcze wybrać osobę na tej liście. Nasz system liczenia głosów jest co prawda daleki od ideału, ale to, kogo zaznaczysz, jednak ma znaczenie. Na jednej liście bowiem mogą się znaleźć ludzie, którzy w pewnych kwestiach się zgadzają, ale w innych mają zupełnie przeciwne opinie i czasem będą głosować różnie. Przejrzyj więc listy kandydatów i wybierz tego, który najbardziej Ci odpowiada lub tego, który najmniej Ci się nie podoba. Nie ograniczaj się do plakatów i spotów. Szukaj. Czytaj. Myśl.

Wybierz mądrze!

Tymczasem wszystko to to moje pobożne życzenia. Póki co frekwencja w wyborach w naszym kraju jest zatrważająca. W ostatnich wyborach (samorządowych 2018) udział wzięło jedynie 54,96% uprawnionych. To naprawdę mało. Niemal co drugi obywatel cieszący się pełnią swoich praw zignorował wybór władz lokalnych, będących najbliżej niego i zajmujących się sprawami codziennymi. W uproszczeniu: to niemal połowa dorosłych ludzi, których znacie. W praktyce tak oczywiście nie jest, bo raczej obracacie się głównie w jednym lub w drugim towarzystwie. 

To jednak nie koniec. Znacznie gorzej było w przypadku ostatnich analogicznych wyborów, tj. tych do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. W nich wzięło udział ledwie 23,83% uprawnionych! To zatrważająco mało. Pamiętajmy, że nie biorąc udziału w wyborach, odbieramy sobie prawo do krytyki działań władzy. Przecież mogliśmy chociaż próbować wybrać inną, ale tego nie zrobiliśmy. Skoro nie chcieliśmy się zaangażować sami, musimy żyć z wyborem innych. Może należałoby więc rozpocząć szeroką debatę na temat wpowadzenia przymusu wyborczego? Rozwiązanie to na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo dobre i rzeczywiście funkcjonuje w niektórych cywilizowanych krajach. Można by się tylko obawiać, że w ten sposób pogorszy się jakość wyboru, bo ludzie zmuszani do niego będą wybierali kogokolwiek lub osoby najbardziej obecne w mediach. To nie jest świadome głosowanie i takich postaw nie należy wspierać. Sam przymus to jednak na pewno temat, do którego warto wracać, zwłaszcza jeśli nikt nie ma lepszego pomysłu na poprawienie frekwencji.

Tymczasem Wy, Drodzy Czytelnicy, idźcie za tydzień na wybory. Spełnijcie swój obywatelski obowiązek. Bądźcie bohaterami kraju. A najpierw posłuchajcie piosenki:



To tyle! Dobrego tygodnia.

ENG:

Become a hero of your countrymen. You do not have to go to the front, fight or maybe even die for the country. You do not have to come up with something that will revolutionize the Polish economy and make everyone live better. You do not need to take part in diplomatic meetings that will improve state's position in the international arena. You do not even have to segregate the rubbish (though you should).

You must take part in the election. Those are on Sunday in a week. You must, because it is your duty, although no coercive measures are associated with it (but about that in a moment). Go to the polling station, take the voting card, select only one checkbox and put the card in the ballot box. It's easy. Ah, one more thing! Think beforehand. Think about the future you choose for the country. What will the economy look like? What crimes will be prosecuted? Who will receive help from the state? What international organizations will our country belong to? Of course, the elections to the European Parliament do not have a direct impact on all these issues, but they can partly affect them.

Think about what list you choose, but not only. It does not do the whole trick. You still have to choose a person on this list. Our vote counting system is far from ideal, but who you choose, however, matters. There may be people on one list who agree on some issues, but in others they have completely opposite opinions and will sometimes vote differently. So check the lists of candidates and choose the one that suits you best or the one you do not like the least. Do not limit yourself to posters and spots. Search. Read. Think.

In the meantime, all these are my pious wishes. So far, the turnout in the elections in our country is alarming. In the last elections (local government 2018) only 54.96% of those entitled took part. It's really not enough. Almost every second citizen enjoying his full rights ignored the choice of local authorities who are closest to him and dealing with everyday matters. Simply put, it's almost half of the adults you know. In practice, of course, it is not, because you tend to revolve mainly in one or the other society.

However, this is not the end. It was much worse in the case of the last similar elections, ie those to the European Parliament in 2014. Only 23.83% of those eligible participated in them! It is alarmingly little. Remember that by not taking part in the election, we resign from the right to criticize the actions of the authorities. After all, we could at least try to choose another one, but we did not do it. If we did not want to get involved ourselves, we would have to live with the choice of others. Perhaps, then, should a wide debate be initiated about introducing electoral coercion? At first glance, this solution seems very good and it actually works in some civilized countries. One could only be afraid that in this way the quality of the choice will deteriorate, because the people forced to choose will choose anyone or people who are most present in the media. This is not a conscious vote and such attitudes should not be supported. However, the coercion itself is certainly a topic worth coming back to, especially if no one has a better idea to improve attendance.

Meanwhile, you, Precious Readers, go to the elections next week. Fulfill your civic duty. Be the heroes of the country. And first listen to the song, which you can find above.

That's it. Have a nice week.

niedziela, 12 maja 2019

Zaćwierkaj wiadomość.

Tweet a news. [English version below.]

Ostatnio założyłem Twittera. Nie, wróć! Ostatnio odgrzebałem moje konto na Twitterze, założone dawno temu i w ogóle nie używane, odkurzyłem je miotełką, nieco odświeżyłem i jest. Teraz rozglądam się tam z pewną taką nieśmiałością, przeglądam możliwości, sprawdzam jakie osoby i strony warto obserwować itd. Coś też sam napisałem, ale póki co bardziej na rozgrzewkę niż serio. Można mnie znaleźć pod linkiem: https://twitter.com/DenysJedyny.

Tak naprawdę jednak, chociaż format króciutkiego wpisu jest dla mnie kuszący, skupiłem na Twitterze swoją uwagę wcale nie po to, żeby dużo tam publikować. Bardziej chcę czytać, a konkretniej: pozyskiwać wiadomości.

Takie statystyki na początek.

Nie oglądam programów informacyjnych w telewizji (głównie dlatego, że nie mam na to czasu, ale też dlatego, że nie posiadam telewizora). Czasem czytam jeden tygodnik, gdy akurat mam chwilę i uda mi się go podebrać ojcu. Zdarza mi się zaglądać na portale informacyjne, ale głównie przy okazji - w autobusie czy pociągu, czekając na windę, stojąc gdzieś w kolejce itd. 

W efekcie za najwygodniejsze dla mnie narzędzie pozyskiwania informacji o tym, co dzieje się na świecie, już dawno temu uznałem media społecznościowe. Wiadomości wyświetlają mi się tam pomiędzy statusami moich znajomych, tworząc oryginalny miks prywatno-ogólny. Widzę też od razu komentarze i reakcje ludzi. W bardzo prosty sposób mogę wejść z kimś w dyskusję, jeśli zechcę, a jednocześnie jestem w stanie od razu sprawdzić, kim jest ta druga osoba. Przeglądając inne wpisy publikujących mogę bardzo szybko zrozumieć ich poglądy i kontekst danej wypowiedzi. Widzę też, z jakimi reakcjami spotykają się różne treści.

Oczywiście wykorzystywanie mediów społecznościowych w ten sposób jest obarczone pewnego rodzaju ryzykiem. Pisałem o tym w tekście Życie w bańce. To, że sami wybieramy osoby, które obserwujemy, oznacza, że dostarczane nam informacje mogą nieprecyzyjnie odzwierciedlać stan faktyczny, a tym bardziej pełen przekrój poglądów społeczeństwa. Z drugiej strony jednak wybór tylko jednej konkretnej stacji telewizyjnej zapewne jeszcze bardziej zniekształcałby obraz rzeczywistości. 

Może więc mimo wszystko media społecznościowe są bardziej wiarygodne? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie i tak w celu pozyskania informacji o wydarzeniach posiłkowałem się ostatnio głównie nimi. Zresztą, postawmy sprawę jasno: chodziło głównie o Facebooka, bo Snapchat czy Instagram raczej nie pełnią funkcji nośnika informacji powszechnie istotnych. Ah, jest jeszcze LinkedIn, ale to już głównie wiadomości gospodarcze, Zresztą tam zaglądam rzadziej, na ogół w konkretnym celu. 

Doszedłem jednak do wniosku, że Facebook to za mało. Właśnie w ten sposób dochodzimy do Twittera. Tu tych wiadomości może być i jest więcej. Tu cały układ portalu jest zaprojektowany w ten sposób, by skupić się na wieściach. Dlatego właśnie zamierzam korzystać z tego medium. Co sądzicie? Pozyskujecie informacje przez media społecznościowe? A może uważacie to za niepraktyczne? Dajcie znać.

Utwór na dziś nie jest związany z mediami społecznościowymi ani wiadomościami. Jest za to ważny (i piękny):


Dobrego popołudnia i tygodnia!

P S Zapewne jednak od czasu do czasu będę na tym moim Twitterze publikował coś, co będzie próbowało być mądre lub zabawne i może czasami się uda. Zachęcam więc do obserwowania.

ENG:

I have recently launched my Twitter. No, wait! Recently, I have dug out my Twitter account, created a long time ago and not used at all, I vacuumed it with a brush, I refreshed it a bit. Now I look there with some kind of shyness, look through the possibilities, check which people and sites are worth watching, etc. I've also written something, but it is rather the warm up than writing for serious. You can find me at the link: https://twitter.com/DenysJedyny.

In fact, although the format of a short entry is tempting me, I did not focus my attention on Twitter to publish a lot. I would rather read, more specifically: acquire news.

I do not watch TV news programs (mainly because I do not have time for it, but also because I do not have a TV). Sometimes I read one weekly newspaper when I have just a moment and I can get it from my father. I scroll news portals, but usually by the way - on a bus or train, waiting for the elevator, standing somewhere in the queue, etc.

As a result, long time ago I recognized social media as the most convenient tool for me to obtain information about what is happening in the world. News are displayed there between my friends' statuses, creating an original private-general mix. I also see comments and reactions from people right away. In a very simple way, I can enter into a discussion with someone if I want, and at the same time I am able to immediately find out who the other person is. By browsing other posts of the authors, I can quickly understand their views and the context of a given statement. I also see what reactions the various contents meet.

Of course, the use of social media in this way is burdened with some kind of risk. I wrote about it in the text Life in a bubble. The fact that we select the people we are observing means that the information provided to us may be unsufficient to reflect the actual state, let alone the full cross-section of the views of the society. On the other hand, however, the choice of only one particular TV station would probably distort the picture of reality even more.

So maybe social media are more reliable after all? Regardless of the answer to this question, in order to obtain information about events worldwide, I have recently been using mainly them. OK, let's make it clear: it was Facebook above others, because Snapchat or Instagram do not work well as a medium of generally relevant information. Ah, there is also LinkedIn, but there are mainly economic news, Anyway, I visit it more rarely, usually for a specific purpose.

However, I came to the conclusion that Facebook is not enough. That's how we get to Twitter. Here, there can be and is more news than on Zuckerberg's portal. Here, the entire layout of the portal is designed to focus on news. That is why I intend to use this medium. What do you think? Do you get information through social media? Or do you consider it impractical? Let me know.

The song for today is not related to social media or news. However, it is important (and beautiful). You can find it above and you should also look for a translation.

Have a good afternoon and week!

P S Besides everything I wrote above, probably from time to time I will be publishing something on Twitter that will try to be wise or fun and maybe sometimes it will be. So I encourage you to observe me.

sobota, 4 maja 2019

Łydka mnie boli, pieprzyć to.

The calf hurts me, screw it. [English version below.]

Jak co roku, wybraliśmy się ze znajomymi w góry na długi weekend majowy. Ponieważ spędzamy razem czas już od środy, z różną intensywnością, sygnalizowałem wszystkim, że po dotychczasowych wędrówkach boli mnie łydka. W związku z tym wolałem spędzić sobotę na mniej wymagających aktywnościach, jak zwiedzanie zamku czy termy. Nikt jednak nie przejmował się za bardzo moim marudzeniem. Liczyłem więc na to, że uratuje mnie pogoda. Prognozy zwiastowały deszcz. Niestety, ich nieco wnikliwsza analiza pokazywała, że opady mogą się pojawić na chwilę, ale nie będą permanentne. Wyglądało to kiepsko.

Minęła noc, wstaliśmy dzisiaj i okazało się, że nie tylko nie padało, ale nawet momentami świeciło słońce. Pobiadoliłem jeszcze trochę, ale wszyscy to zignorowali. Nie było żadnej dyskusji, tylko ruszyliśmy w drogę, zdobywać Pradziada. Dotarliśmy do szlaku, zrobiliśmy pierwszy krok, drugi, trzeci i...

Zdjęcie z drogi powrotnej.

Szybko okazało się, że podczas marszu łydka boli mnie mniej niż przy staniu w miejscu. Trasa, którą przeszliśmy, też nie była jakoś nadzwyczajnie trudna. Pojawiło się chyba tylko jedno miejsce ze znacznym podejściem i obszary pokryte śniegiem, przez które szło się niewygodnie. Jednak świeże powietrze, widoki, urocze zdjęcia i piwo wypite w schronisku potrafiły wynagrodzić te drobne trudności.

Teraz, gdy po wycieczce siedzę już w apartamencie i czekam na posiłek, myślę sobie, że bardzo dobrze, iź ruszyliśmy na szlak. Czasem żeby coś osiągnąć lub przeżyć coś fajnego, trzeba zignorować swoje bolączki. Może być łatwiej, jeśli najpierw zignoruje je ktoś inny. Boli mnie łydka? Pieprzyć to! Tak pomyśleli inni, więc i ja musiałem tak pomyśleć. Wyszło dobrze. 

Jeśli macie więc coś zrobić, ale coś stoi na przeszkodzie, zastanówcie się, czy na pewno. Może możecie to po prostu... Zignorować? Na ogół pewnie nie, ale może czasem tak będzie. Z tą myślą Was zostawiam. Piosenka na dziś jest w związku z tytułem dość oczywista:


Dobrego tygodnia!

ENG:

As every year, we went with friends to the mountains for the long May weekend. Because we have been spending time together from Wednesday, with varying intensity, I signaled to everyone that after our previous wanderings my calf hurts. Therefore, I preferred to spend Saturday on less demanding activities, such as visiting the castle or enjoying the thermal baths. Nobody, however, cared much for me. So I hoped that the weather would save me. Forecasts promised rain. Unfortunately, their somewhat more thorough analysis showed that precipitation may occur for a while, but it will not be permanent. It looked bad.

The night passed, we got up today and it turned out that it was not only not raining, but sometimes the sun was shining. I grumbled a little bit more, but everyone just ignored it. There was no discussion, only we went to reach the Praděd. We got to the trail, we took the first step, the second, third and...

It soon turned out that during the walk the calf hurts me less than when standing in a place. The route we went through was also not extremely difficult. There was probably only one place with a significant climb and some areas covered with snow, which made walking uncomfortable. However, fresh air, views, charming photos and drinking beer in the shelter were able to compensate for these minor difficulties.

Now that after the trip I am already sitting in the apartment and waiting for a meal, I think that it is very good that we went on the trail. Sometimes to achieve something or to experience something cool, you have to ignore your ills. It may be easier if someone else ignores them first. Does my calf hurt? Screw it! Others thought so, so I had to think like that. It went well.

So if you have something to do, but something is an obstacle, think about it. Maybe you can just ... Ignore it? i guess that usually you can't, but maybe it is possible. I leave you with this thought. The song for today is quite obvious regarding the title (it is "calf" in Polish). You can find it above.

Have a nice week!