Magik w piosence Paktofoniki "Chwile ulotne" śpiewał:
"Życie nasze składa się z krótkich momentówCudownych chwil, czy przykrych incydentów"
Trudno się z tym nie zgodzić. Owszem, zdarzają się dłuższe, monotonne okresy, ale je zapamiętuje się niezbyt szczegółowo. Z tygodnia spędzonego na plaży można zapamiętać, że przez siedem dni leżało się na piasku. Łał, super. To ekscytujące i na pewno godne opowiadania za pięćdziesiąt lat:
"- Dziadku, i co robiliście w tych Złotych Piaskach czy tam Mielnie?
- No... Leżeliśmy.
- Aha."
Imponujące. Nawiązując, oby już po raz ostatni, do mojego, kończącego się właśnie dziś urlopu: wczoraj rano wróciłem z półspontanicznego wypadu do Wilna. Do stolicy Litwy dotarliśmy łącząc transport kolejowy i autostop. Wracaliśmy już w bardziej zorganizowany sposób, za to z długimi przestojami. Cały wyjazd był bardzo przyjemny. Są jednak pojedyncze punkty, które zapamiętam szczególnie.
Należy do nich sytuacja, gdy przez dobre kilkadziesiąt kilometrów wiózł nas kierowca, który prowadził, ujmując rzecz eufemistycznie, bardzo dynamicznie. Tuż przed tym, zanim wysiedliśmy z jego pojazdu, okazało się, że spędził on piętnaście lat w więzieniu i wyszedł z niego dopiero pół roku wcześniej. Robi wrażenie? Na nas zrobiło spore, bo piętnaście lat to nie byle co. Zapamiętam tę sytuację bardzo dobrze, w tym to, że kierowca ten był jednak całkiem sympatyczny i litościwie nie powiedział nam tego już na początku podróży. To na pewno dodałoby jej dodatkowych emocji.
Inna rzecz: już w Wilnie, zwiedzając Basztę Giedymina, dowiedziałem się o przedsięwzięciu zwanym Bałtyckim łańcuchem. To imponujące, jak masa ludzi z trzech różnych krajów potrafiła się zmobilizować, by wspólnie coś pokazać. Doczytajcie, bo warto.
Zarzecze, Wilno.
Ostatnia chwila: wieczór, nieduży pub na terenie Zarzecza, zabytkowej dzielnicy Wilna, nazywanej tamtejszym Montmartre. Ludzi sporo i wygląda na to, że połowa z nich to dobrzy znajomi barmana. Piję piwo pszeniczne, czekam na kumpla. Jest pięknie. Mniej więcej naprzeciwko mnie siedzi polska, czteroosobowa rodzina. Nagle ojciec wstaje, podchodzi do mnie i wskazując na moją koszulkę pyta, czy w tym roku także byłem na Woodst... Eh, na Pol'and'Rocku. Potwierdzam. Mówi, że oni byli chyba dwa lata temu i że w tym roku wystraszyły ich upały. Pyta jak było. Rozmawiamy przez chwilę. Tego się zupełnie nie spodziewałem.
Tak się toczą wyjazdy i zwykłe życie. Od chwili do momentu. Przed, po i pomiędzy wymienionymi były też inne, ale ten post to przecież nie relacja z wyprawy. Ważne jest to, że zdarzeń ogółem, a zatem i chwil wartych zapamiętania jest więcej, gdy działamy aktywnie, robimy coś i dajemy im szansę się zdarzyć. Przy leżeniu tak się nie da.
A Ty dajesz momentom możliwość zaistnienia? Z czego składa się Twoje życie? Co zapamiętasz? Zostawiam Was z tymi pytaniami, a także z cudowną piosenką:
Dobrego tygodnia!
ENG:
Polish rapper Magik in the song by Paktofonika "Fleeting moments" sang something like:
"Our life consists of short moments
Wonderful moments or unpleasant incidents"
It is hard to disagree. Yes, there are also longer, monotonous periods, but they are remembered not very precisely. After a week spent on the beach, you can remember the laying on the sand for seven days. Wow, awesome. It's exciting and certainly worthy of a story in fifty years from now:
"- Grandfather, and what have you been doing in these Golden Sands or Mielno?
- Well ... We were lying down.
- Oh."
Impressive. Hopefully for the last time refering to my leave, which ends today: yesterday morning I returned from a semi-spontaneous trip to Vilnius. We reached the Lithuanian capital by combining rail transport and hitchhiking. We were returning in a more organized way, but with long downtimes. The whole trip was very pleasant. However, there are individual points that I will remember especially.
One of them is the situation when, for a good few dozen kilometers we traveled with a driver, which led, saying euphemistically, very dynamically. Just before we got out of his vehicle, it turned out that he spent fifteen years in prison and left it only six months earlier. Does it make an impression? It was huge thing for us, because fifteen years is a lot. I will remember this situation very well, including the fact that the driver was quite nice and he did not tell us this at the beginning of the journey. That would certainly add extra emotions to it.
Another thing: already in Vilnius, visiting the Gediminas' Tower, I learned about the project called the Baltic Chain. It is impressive how the mass of people from three different countries was able to mobilize to show something together. Read about it because it's worth it.
The last moment: an evening, a small pub in the area of Zarzecze, a historical district of Vilnius, called the local Montmartre. There are a lot of people and it looks like half of them are good friends of the bartender. I drink wheat beer, while waiting for a friend, and more or less in front of me sits a Polish family of four. Suddenly a father gets up, approaches me and, pointing to my t-shirt, asks if this year I also took part in Woodst ... Eh, Pol'and'Rock festival. I confirm. He says they were probably two years ago and that they got scared of heat this year. He asks how it was. We talk for a moment. I did not see that coming.
This is how trips and ordinary life go. From moment to moment. There were also other before, after and between the mentioned, but this post is not a report from the trip. The important thing is that there are more events in total, and therefore the moments worth remembering, when we act actively, do something and give them a chance to happen. It is impossible to do when only lying down.
And do you give the moments possibility to occur? What does your life consist of? What will you remember? I leave you with these questions and also with a wonderful song, which you can find above.
Have a nice week!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz