Obcowanie z kulturą ma tendencję do nawrotów. Zadziwiająco często wraca się do czegoś, co się już zna. Pomijam muzykę, bo w jej przypadku to oczywiste. Dziwna byłaby sytuacja odwrotna, gdybyśmy słuchali jakiegoś utworu, stwierdzali, że jest świetny, ale potem już nigdy więcej do niego nie wracali. Jak jest natomiast z książkami, filmami czy serialami?
Różnie. Wczoraj wspominałem na moim facebookowym fanpage'u o serialu "Radiostacja Roscoe" (w oryginale "Radio Free Roscoe"). To kanadyjski serial dla młodzieży sprzed kilkunastu lat, który opowiada o grupce nastolatków zakładających nielegalną rozgłośnię radiową. Słyszeliście może? Oby. Co go wyróżnia? Niby nic, poza tym, że... Był super! Atmosfera, postaci, relacje między nimi -wszystko idealnie układało się w serial dla nastolatków. Poznałem też dzięki niemu kilka niezłych zespołów, choćby The Petit Project czy The Trews. Serial był tak super, że obejrzałem go ze 3 albo 4 razy w całości. Ostatnio nawet chyba w tym roku, w oryginalnej wersji językowej. To nie było problemem, bo polskie wersje jakiejś połowy tekstów mógłbym cytować z pamięci.
No dobrze, ale właściwie dlaczego poświęciłem ponad 17 godzin życia na obejrzenie znów tego samego? Przecież w tym czasie mógłbym poznać jakiś inny, zupełnie nowy, równie znakomity serial. Żyjemy w czasach Netflixa i Showmaxa (dziś premiera Rojsta - pierwszy odcinek już się ukazał!), więc ogrom seriali jest w zasięgu kilku kliknięć. Studia filmowe sypią pieniędzmi na nowe blockbustery jak nigdy wcześniej. Mniejsze produkcje też mają łatwiej, bo dystrybucja stała się czymś naprawdę prostym (Bogu dzięki za internet!). Także wśród książek mamy klęskę urodzaju, aczkolwiek ona jest permanentna. Niemożliwym jest przeczytanie wszystkich książek. Niemożliwym jest przeczytanie wszystkich dobrych książek. Ba, nie da się nawet przeczytać wszystkich książek, które subiektywnie mogą się nam spodobać. Jest ich po prostu za dużo, a cały czas powstają nowe. Przy tym kulturowym bogactwie jaki jest powód wracania do tego, co już się zna, gdy można przeznaczyć czas na coś nowego?
To, co właśnie czytam lub chcę przeczytać niebawem.
Cóż, najłtawiej powiedzieć, że to sentyment. Chęć poczucia się jak kiedyś, satysfakcja z tego, że wie się, co nastąpi za chwilę na ekranie lub kartach powieści. Ten mechanizm na pewno działa w przypadku mnie i "Radiostacji Roscoe", ale mamy też znacznie bardziej spektakularny przykład: Kevin w święta. Miliony Polaków co roku wracają do tego filmu. To nowa, świecka tradycja. Czysty sentyment.
Zdarzają się jednak także inne powody. Gdy zmienia się perspektywa, zmienia się sposób postrzegania utworu. Może to wynikać z jakiejś zmiany w życiu osobistym odbiorcy. Czytałem jakiś czas temu wypowiedź kogoś, kto uważał, że "Przyjaciele" to lepszy serial niż "Jak poznałem waszą matkę". Zmienił zdanie, gdy sam został ojcem. Według niego w "Przyjaciołach" dzieci były tylko dodatkiem, czasem wykorzystywanym na potrzeby fabuły, podczas gdy w "Jak poznałem waszą matkę" stanowiły ważny wątek, wręcz integralną część serialu. Podobny przypadek dotyczy sytuacji, w których opowieść dotyczy na przykład losów rodziny i z upływem czasu zmienia się postać, z którą się utożsamiamy, od pełnego energii dziecka do zgorzkniałego rodzica. Trochę smutne, ale tylko trochę, za to bardzo często prawdziwe.
Inna możliwość dotyczy głównie thrillerów, kryminałów itp., ale nie tylko. Chodzi o to, że przy pierwszym seansie czy czytaniu nie wiemy, co stanie się później i to ważny element budowania napięcia. Przy drugim podejściu tego już nie ma. Można za to skupić się na niuansach. Gdy znamy już rozwiązanie zagadki, nagle wiele scen nabiera sensu. Koronnym przykładem jest tutaj oczywiście "Podziemny krąg" ("Fight club"). Kto widział, ten wie. Podobnie wygląda to zresztą w każdym dobrym filmie sensacyjnym, choćby w najświeższym Mission Impossible: Fallout, gdzie zagadką jest tożsamość niejakiego Johna Larka. Ponowny seans może sprawić, że pomyśli się: "rzeczywiście, były poszlaki by odkryć prawdę, ale ich nie dostrzegłem".
Wracanie do treści, które się już zna, pozornie wydaje się więc marnowaniem czasu. W rzeczywistości jednak może być powodowane sentymentem lub sprawić, że lepiej zrozumie się fabułę lub konkretnych bohaterów. To jest nie do przecenienia.
A wy wracacie do rzeczy, które już znacie? Dajcie koniecznie znać. Zostawiam Was z piosenką wspomnianych The Trews:
ENG:
Enjoying the culture tends to relapse. Suprisingly often people come back to something they already know. I skip the music because it's obvious in its case. It would be a strange thing if we listened to a song, claimed it was great, but then would not come back to it anymore. How is it with books, movies or series?
Variously. Yesterday I mentioned on my facebook fanpage about the "Radio Free Roscoe". This is a Canadian series for youth from a dozen or so years ago, which is about a group of teenagers who set up an illegal radio station. Have you heard about it? Hope so. What distinguishes it? Nothing, except that ... It was great! The atmosphere, the characters, the relationship between them - everything went perfectly into a series for teenagers. Thanks to it I also got to know some awesome bands, like The Petit Project or The Trews. The show was so great that I watched it 3 or 4 times in full, recently, probably this year, in the original language version. It was not a problem, because now I am able to quote Polish versions of some half of the texts from memory.
Okay, but why did I devote more than 17 hours to watch the same again? After all, at this time I could get to know another, completely new, equally excellent series. We live in the times of Netflix and Showmax (today is the "Rojst" premier - the first episode is already there!), so the vastness of the various series is within a few clicks. Movie studios are pouring money into new blockbusters like never before. Smaller productions are also in a good situation, because the distribution has become something really simple (thank God for the Internet!). We also have a impressive selection of books, although it is permanent state. It is impossible to read all the books. It is impossible to read all the good books. Oh, you can not even read all the books that you might subjectively like. There are just too many of them, and new ones are being created all the time. With this cultural richness, what is the reason for coming back to what you already know, when you can devote time to something new?
Well, it's the simplest to say it's a sentiment. The desire to feel like it used to be, the satisfaction of knowing what will happen in a moment on the screen or in the pages of the novel. This mechanism certainly works for me and "Radio Free Roscoe", but we also have a much more spectacular example: Kevin during the Christmas. Millions of Poles return to this film every year. It is a new, secular tradition. Pure sentiment.
There are also other reasons, however. When the perspective changes, the perception of the piece of art changes. This may be due to some change in the personal life of the recipient. I read some time ago a statement from someone who believed that "Friends" is a better series than "How I met your mother". He changed his mind when he became a father himself. According to him, in "Friends" children were just an addition, sometimes used for the plot, while in "How I met your mother" they were an important element of the plot, even an integral part of the series. A similar case concerns situations in which the plot is about, for example, the story of the family and with the passage of time the figure we identify with changes from the child full of energy to the embittered parent. A bit sad, but only a bit and very often true.
Another possibility applies mainly to thrillers, detective stories, etc., but not only. The point is that during the first screening or reading we do not know what will happen later and this is an important element of building tension. With the second time, it is gone. Instead, you can focus on the nuances. When you know the solution to the puzzle, suddenly many scenes make sense. The crucial example here is of course the "Fight Club". Whoever saw this, understands it. Similarly, it works in every good sensational film, for instance in the most recent Mission Impossible: Fallout, where the mystery is the identity of a guy called John Lark. The re-screening may make you think: "indeed, there were clues to discover the truth, but I did not see them."
Going back to the content you already know seems to be a waste of time. In reality, however, it can be caused by sentiment or by the desire to better understand the plot or specific characters. This can not be overestimated.
Do you return to the things you already know? Let me know. I leave you with the song of the The Trews, which you can find above.
Have a good evening and and the good week!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz