niedziela, 7 czerwca 2020

Blonde.

Blonde. [English version below.]

Nie będę się dzisiaj rozpisywał za bardzo. Chcę tylko wspomnieć o pewnym bezbrzeżnym zachwycie, który wyrażałem już w tym tygodniu na moim Facebooku. Otóż tydzień temu słuchałem wywiadu Karola Paciorka (Impoderabilia) z Vito Bambino (m. in. Bitamina). Samej rozmowy, bardzo ciekawej. możecie posłuchać pod tym linkiem:


W każdym razie w trakcie rozmowy usłyszałem o pewnym artyście, o którym coś wcześniej słyszałem, ale nigdy go nie słuchałem. Vito Bambino określił go jednak jako jedną ze swoich ważniejszych inspiracji, a dowiedziałem się też z tej rozmowy, że magazyn Pitchfork wybrał ostatni długi album tego artysty najlepszym albumem dekady. Wtedy postanowiłem, że sprawdzę to, ale pomyślałem też, że rzecz pewnie i tak nie przypadnie mi do gustu.

Nie, to nie ten album.

Sprawdziłem. Okazało się, że bardzo się pomyliłem. A konkretniej:

Nazwisko: Frank Ocean.
Album: Blonde (alternatywnie też: blond).
Skrócona opinia: to najpiękniejsza rzecz na świecie.

Wcisnąłem "play", spodziewając się amerykańskiego rapu. Wtedy pewnie stwierdziłbym, że to dobra muzyka, ale nie dla mnie. Okazało się jednak, że zamiast tego dostałem wrażliwość zamkniętą w dźwięki. Muzykę trafiającą mnie prosto w serce. Gatunek? Pewnie pop. Soul? R&B? Jakaś taka przedziwna mieszanka. 

Blonde zachwyca mnie w zasadzie na każdym poziomie - muzyki, wokali, zaproszonych gości, przejść między poszczególnymi utworami. Wszystko tu się spina, zgrywa, układa w logiczną całość. Nie ma słabych momentów, gorszych utworów, potknięć. To rzecz, w której warto się po prostu zanurzyć. Zatopić w muzyce i płynąć. Niemal przez cały, godzinny album czuję dreszcze. Spora jego część budzi we mnie moje ulubione skojarzenia. Rozmowy na dworze w trakcie imprezy. Noc. Deszcz. Dym papierosowy. 

Wszystkie moje reakcje można sprowadzić do: "Gdzie ten album był przez całe moje życie?!". To oczywiste wyolbrzymienie, bo tak naprawdę straciłem tylko 4 lata, nie wiedząc o jego istnieniu (tak, płyta jest z 2016 r.). Staram się to teraz nadrobić, słuchając Blonde codziennie przynajmniej raz, a często kilkukrotnie. Mogę odtwarzać ten album w pętli. Od czasu do czasu odkrywam w nim coś nowego. Włączam go w pracy i po pracy. W tygodniu i w weekend. To muzyka, od której nie mogę, ale i nie chcę się uwolnić.

Posłuchajcie Blonde. Proszę. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie zakochacie się w tym albumie tak jak ja, ale przynajmniej dajcie mu szansę. Ja jestem tak zachwycony, że chyba i tak żadne z powyżej użytych słów nie są w stanie tego oddać. Album na Spotify możecie znaleźć pod >>tym linkiem<<. A tu mały kąsek na spróbowanie: 


To chyba tyle. Trzymajcie się ciepło. Myjcie często ręce. Dobrego tygodnia!

ENG:

I won't write too much today. I just want to mention a certain boundless admiration that I have already expressed this week on my Facebook. Well, a week ago I listened to an interview by Karol Paciorek (Impoderabilia, Polish YouTuber) with Vito Bambino (among others Bitamina, Polish band). The conversation itself was very interesting.

Anyway, during the interview I heard about an artist I had heard about before, but I have never listened to him. Vito Bambino, however, described him as one of his more important inspirations, and I also learned from this conversation that Pitchfork magazine chose the artist's last long album as the best album of the decade. Then I decided that I would check it, but I also thought that I would probably not like the thing anyway.

I checked that. It turned out that I was very wrong. To be more specific:

Name: Frank Ocean.
Album: Blonde (alternatively also: blond).
Short opinion: this is the most beautiful thing in the world.

I pressed "play" expecting American rap. Then I would probably say that this is a good music, but not for me. It turned out, however, that instead I got a sensitivity closed in sounds. Music that hits me straight in the heart. Genre? Probably pop. Soul? R & B? Some kind of weird mix of those.

Blonde impresses me basically at every level - music, vocals, invited guests, transitions between individual songs. Everything here fits together, forms a logical whole. There are no weak moments, worse songs, fails. It is worth to immerse yourself in it. Dip in music and flow. I feel chills almost throughout the entire hour. A large part of it evokes my favorite associations. Outdoor talks during the party. Night. Rain. Cigarette smoke.

All my reactions can be reduced to: "Where has this album been all my life ?!" This is an obvious exaggeration, because I lost only 4 years without knowing about its existence (yes, the album is from 2016). I'm trying to make up for it now by listening to Blonde every day at least once, and often several times. I can play this album in a loop. From time to time I discover something new in it. I turn it on at work and after work. During the week and weekend. It's music that I can't, but also I don't want to break free from.

Listen to Blonde. Please. There is a good chance that you won't fall in love with this album like I do, but at least give it a try. I am so delighted that probably none of the words used above can express it. The album on Spotify can be found following >> this link <<. And above you can find a small bite to try.

I think that's it. Listen to good music. Wash your hands often. Have a good week!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz