niedziela, 9 grudnia 2018

Zarządzanie przez chaos.

Management through chaos. [English version below.]

Idzie nowe. Za 23 dni zaczniemy rok 2019. To dobry moment na pomyślenie o postanowieniach noworocznych. Ja raczej tego nie robię. Po pierwsze, zmiany w swoim życiu można zaczać wprowadzać w dowolnym momencie i jeśli już coś przyjdzie mi do głowy, to na ogół tak robię. Po drugie, postanowienia noworoczne rzadko kiedy działają. Szybko upadają. Wystarczy prześledzić ruch na siłowni w poszczególnych miesiącach. W lutym nie ma śladu po styczniowych tłumach. Mam tylko jeden pomysł na postanowienie, ale tym razem chyba nawet nie spróbuję. To...

Prowadzenie zorganizowanego i widzialnego planu

Mam tu na myśli plan dnia/tygodnia/miesiąca/roku. Dla jasności: planuję na bieżąco, co kiedy zrobię, ale plany te na ogół istnieją jedynie w mojej głowie i nie rozpisuję ich w żaden sposób. Wspieram się jedynie drobnymi listami zadań. Gdy wiem, że kolejnego dnia czeka mnie sporo rzeczy do zrobienia, to czasem wieczorem spisuję je i szacunkowe godziny, w których poszczególne punkty zostaną zrealizowane. W pracy na ogół na początku tygodnia dostaję listę spraw do załatwienia w związku z danym projektem i na niej pracuję, co najwyżej przypisując priorytety poszczególnym pozycjom. Gdy mam natomiast umówione z kimś spotkanie służbowe na konkretną godzinę, czasem korzystam z wbudowanego w Outlooka kalendarza. Po prostu ryzyko, że w natłoku pracy zapomniałbym o zaplanowanej rozmowie, jest zbyt duże.
To wszystko jednak rozwiązania doraźne, na konkretną sytuację. Nie prowadzę całościowego kalendarza, czy to w formie fizycznej, czy wirtualnej, bo po prostu nie potrafię. Kiedyś udawało mi się to chyba przez kilka miesięcy, ale potem temat upadł. Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Nie pamiętałem po prostu o wpisywaniu planowanych wydarzeń do kalendarza, chociaż o nich samych raczej nie zapominałem.
Efektem jest swego rodzaju zarządzanie przez chaos. Pozornie istnieje bowiem plan, ale funkcjonuje on jedynie w obrębie mojej niedoskonałej pamięci. Ryzyko, że w niezauważony sposób ulegnie modyfikacjom, przesunięciom lub w ogóle coś z niego zniknie, a coś innego nawet się w nim nie znajdzie, jest całkiem spore.

Ładne pomoże?

Jak wspomniałem, próbowałem już prowadzić stały kalendarz. Gdy studiowałem, starałem się wykorzystać do tego uczelniane kalendarze. Były całkiem estetycznie zrobione, miały sudoku czy inne atrakcje, ale przede wszystkim sporo miejsca na moje rozległe, dysleksyjne pismo, więc mogłem tam spokojnie wpisać wszystkie plany na dany dzień. Wręcz chciało się je mieć, nosić i korzystać. I starałem się, wpisałem wszystkie ważne urodziny, a potem na bieżąco uzupełniałem zawartość o umówione spotkania. Próbowałem też regularnie tam zaglądać i sprawdzać, co jest zaplanowane na kolejny dzień. I co z tego? No właśnie nic. Tak jak napisałem, zawsze po jakimś czasie orientowałem się, że w sumie to już nie prowadzę kalendarza. Że ostatni zapis został dokonany bardzo dawno temu. To tylko sprawiało, że się dodatkowo irytowałem, a przecież potrafię zepsuć sobie humor i bez tego. Jestem więc zniechęcony do podejmowania kolejnej próby, niezależnie od tego czy to przy okazji nowego roku, czy nie.

Ale...

Zawsze jest jakieś ale. Nie pałam entuzjazmem do ponownego zmierzenia się z tematem kompleksowego planowania swojego czasu w uporządkowany sposób. Przeczuwam, że będzie to kolejna porażka, ale dostałem ostatnio w prezencie Ogarniacz. To skrzyżowanie książki z kalendarzem, a otrzymałem go z okazji obronienia mojej pracy magisterskiej.

Ogarniacz.

Może podejmę próbę prowadzenia go. W końcu ładnie wygląda, a poza tym cały zachęca do regularności. Przeczytanie treści na dany miesiąc, zawierającej wskazówki jak ogarnąć swoje życie, może iść w parze z uzupełnieniem kalendarza na ten czas. Poza tym dla każdego dnia przygotowano miejsce na wpisanie priorytetów, odhaczanie ilości wypitych szklanek wody, zaznaczenie swojego samopoczucia na skali i inne. To drobiazgi, ktoś może powiedzieć, że głupotki, ale mogą one zachęcić do regularnego zaglądania do Ogarniacza. Właśnie czegoś takiego potrzebuję, bo w kwestii ogarniania własnego życia póki co regularnie udaje mi się tylko monitorować wydatki. Zresztą to wyłącznie dlatego, że po prostu lubię się bawić Excelem. Prowadzenie kalendarza leży i monitorowanie czasu razem z nim. Życzcie mi więc sił do podjęcia kolejnej próby i powodzenia!

A jak jest z Wami? Prowadzicie kalendarze? Wolicie wirtualne czy fizyczne? Macie jakieś sposoby na pamiętanie o uzupełnianiu i sprawdzaniu ich? A może pozwalacie chaosowi przejąć stery? Dajcie znać! 
Tymczasem zostawiam Was z piosenką na dziś. To utwór, który Spotify podaje jako najczęściej słuchany przeze mnie w tym roku (w związku z tym mógł się już tu kiedyś pojawić):


Dobrego (i dobrze zaplanowanego) wieczoru i tygodnia!

ENG:

The new is coming. In 23 days we will start the year 2019. This is a good time to think about the New Year's resolutions. I rather do not do it. First of all, changes in one's life can be started at any time, so if anything comes to mind, I usually do it at that moment. Second, the New Year's resolutions rarely work. They end quickly. To see it just track the movement in the gym in individual months. In February there is already no trace of the January's crowds. I have only one idea for the resolution, but this time I will probably not even try. This is...

Keeping an organized and visible plan

I mean the plan of the day / week / month / year. For clarity: I plan on a regular basis, what and when I'm gonna do, but these plans usually exist only in my head and I do not write them down in any way. I'm just supporting myself with small task lists. When I know that a lot of things are waiting for me the next day, sometimes in the evening I write them and the estimated hours in which the individual points will be done down .At work, usually at the beginning of the week I get a list of things to do in relation to a given project and I work on it, at most assigning priorities to individual items. When I have an appointment set for a specific time, sometimes I use the calendar built in Outlook. Just the risk that I would forget about the planned conversation when dealing with plethora of work is too big.
However, these are all ad hoc solutions for specific situations. I do not have a complex calendar, whether in physical or virtual form, because I just can not. I used to do it for a few months, but then it fell. I do not even know when it happened. Simply I did not remember about entering planned events into the calendar, although I was rather not forgetting about them.
The result is a kind of management through chaos. Well, there is a plan, but it exists only within my imperfect memory. The risk of unnoticed modifications, shifts or something disappearing at all and something not even appearing in it is quite big.

Beautiful item will help?

As I mentioned, I tried to keep a permanent calendar. When I was studying, I tried to use university calendars for this. They were quite aesthetically done, they included sudoku or other attractions, but most of all they had a lot of space for my extensive, dyslexic writing, so I could easily write in there all the plans for the day. It was quite convinient to have, carry and use them. And I tried, I wrote down all the important birthdays and then I regularly updated the content with dates of appointments. I also tried to look there regularly and check what is planned for the next day. And what? Well, nothing. As I wrote, I was always realising after some time that I've already stopped updating the calendar. That the last entry was made a very long time ago. It was only making me irritated and I am able to mess up my mood even without it. I am therefore discouraged from making another attempt, regardless of whether it is together with the new year or not.

But...

There is always some "but". I have not been enthusiastic about reconsidering the subject of comprehensive planning of my time in an orderly way. I sense that it will be another defeat, but recently I got the Ogarniacz (from the word "ogarniać", which can mean "to manage succesfully") as a gift. This is something between the book and the calendar, and I received it because of defending my master's thesis.
Maybe I will try to complement it. In the end it looks nice, and besides, as the whole it encourages regularity. Reading the content for a given month, containing tips on how to manage your life successfully, can go hand in hand with complementing the calendar for that time. In addition, there are prepared spaces for entering priorities, counting the number of drank glasses of water, marking your mood on the scale and others for each day. These are small things, someone can say that they are stupid, but they can encourage to use the Ogarniacz on a regular basis. I need something like that because in the matter of managing my own life I'm only able to monitor expenses on a regular basis. And that is only because I just like to play with Excel. Keeping the calendar is a disaster and same is with monitoring the time. So please, wish me strength to make another attempt and wish me the success with it!
And how does it work for you? Do you complement calendars? Do you prefer virtual or physical ones? Do you have any ways to remember about completing and checking them? Or maybe you let the chaos take over control? Let me know!
In the meantime, I leave you with a song for today. This is a song that Spotify claims to be the most often listened by me this year (hence it may have already been here someday). You can find it above.

Have a good (and well-planned) evening and the week!

1 komentarz:

  1. po co kalendarz, przeżyłem 60+ i daję sobie całkiem dobrze radę bez niego

    OdpowiedzUsuń