niedziela, 28 października 2018

Na walizkach.

Living out of a suitcase [English version below.]

W ramach mojej pracy sporo jeżdżę na delegacje. Nie cały czas, ale myślę, że więcej niż przeciętny pracownik. Dzisiaj wyjeżdżam na tydzień (ok, z tego delegacja to połowa, reszta to już sprawy prywatne), w listopadzie czekają mnie dwa wyjazdy, dające łącznie ok. 1,5 tygodnia, a w grudniu kolejny tydzień poza domem. Szacunkowo daje to jakąś jedną czwartą czasu pracy w delegacjach. W praktyce pewnie mniej, bo zdarzają się okresy z mniejszą liczbą wyjazdów. Nie jeżdżę daleko, nie wyjeżdżam za granicę, ale odległości rzędu kilkuset kilometrów to standard.

Wyjazd ma swoje minusy. Przez kilka dni Cię nie ma, nie widzisz się na przykład z rodziną, narzeczoną, znajomymi (choć to ostatnie i tak rzadko się zdarza w tygodniu). Wypadasz ze swojego tygodniowego rytmu (np. chodzę co drugi dzień na siłownię, na której zbieram pieczątki - na wyjeździe też poćwiczę, ale już bez pieczątek), mogą Cię ominąć jakieś spotkania dotyczące spraw, w które jesteś zaangażowany poza pracą (w moim przypadku to magazyn Suplement). Poza tym delegacje wiążą się z podróżami, które bywają męczące, a czasem łączą się też z poświeceniem kawałka swojego weekendu (jak choćby dziś). Do tego wszystkiego dochodzi konieczność pakowania się i rozpakowywania. Niby drobiazg, a bywa uciążliwy.

Właśnie, mógłbym się spakować do końca, zamiast pisać ten tekst...

Oczywistym jest jednak, że jest i druga strona medalu. Nie chodzi o hotele same w sobie, bo one wszystkie są takie same (choć przyznaję uczciwie, że na przykład basen w hotelu zawsze jest dla mnie przyjemnym dodatkiem). Wyjazd na delegację sprawdza się świetnie, gdy jest mnóstwo pracy i trzeba ją też wykonywać w nadgodzinach. Pozwala bowiem na odcięcie się na kilka dni od zwykłych, małych, ale zajmujących czas obowiązków. Nie trzeba sobie robić śniadania - wystarczy zjechać do restauracji hotelowej. Nie trzeba odkurzać czy wynosić śmieci - to leży w kompetencjach personelu hotelu. Nie znaczy to oczywiście, że należy bałaganić, ale można swój czas poświęcić na coś innego.

Poza tym delegacja sprawia, że nie ma się poczucia straty, gdy trzeba pracować do wieczora. Nie ma myśli: " mógłbym teraz pójść na spacer, odwiedzić X lub Y, załatwić to czy tamto". I tak się jest na wyjeździe, daleko od domu, więc bez skrupułów można pracować z hotelu. Z kolei gdy nie ma takiej konieczności, można z czystym sumieniem rzucić się w objęcia Netflixa, Showmaxa czy innych tego typu serwisów, bo i tak nie bardzo jest jakakolwiek alternatywa.

Czasem można jeszcze na tym skorzystać. Gdy w zeszłym sezonie byłem na delegacjach we Wrocławiu czy Krakowie, wieczorami udało mi się zobaczyć ze znajomymi mieszkającymi w tych miastach. Bez służbowych wyjazdów spotkania z nimi wymagałyby większych nakładów czasu, a tak wystarczyło się po prostu umówić na konkretną godzinę, bo i tak byłem na miejscu. To było naprawdę wygodne.

Po co to wszystko piszę? Wśród Was większość stanowią prawdopodobnie ludzie, którzy dopiero niedawno zaczęli, właśnie zaczynają lub wkrótce będą zaczynać karierę zawodową. Wśród pozostałych mogą znaleźć się tacy, którzy do tej pory pracowali stacjonarnie, a teraz rozważają zmianę pracy na taką, która wymaga podróży służbowych. Niektórzy mogą się więc zastanawiać, jak to jest żyć trochę na walizkach, a tak się składa, że ja już trochę wiem na ten temat. A jak jest? Jak ze wszystkim: są dobre i złe strony. Znam ludzi, którzy uwielbiają delegacje i takich, którzy mają ich serdecznie dość. Różni ich sytuacja życiowa, liczba wyjazdów, ale też po prostu indywidualne preferencje odnośnie spraw, o których wspomniałem powyżej. Trzeba samemu rozeznać swoje podejście.

Właśnie, jak jest z Wami? Lubicie delegacje? Nie znosicie ich? Chcielibyście jeździć czy wolicie tego uniknąć? Dajcie znać, jeśli chcecie.

Akcent muzyczny na dziś? Taki trochę klasyk:


Dobrego wieczoru i tygodnia!

ENG:

As part of my work I have a lot of delegations. Not all the time, but I think more than the average employee. Today I am leaving for a week (well, the delegation is half of it, the rest are private matters), in November two trips await me, giving a total of about 1.5 weeks, and in December another week away from home. This gives some one-fourth of the working time in delegations. In practice, probably less, because there are periods with fewer trips. I do not travel far, I am not going abroad, but the distance of several hundred kilometers is a standard.

The trips have their drawbacks. You are away for a few days, you do not see your family, fiancée, friends (to be honest, the latter thing rarely happens during the week). You break your weekly routine (e.g. I go every other day to the gym where I collect stamps - I will also excercise during the trip, but with no stamps), you can miss some meetings about matters you're involved in outside of work (in my case it's Suplement magazine). In addition, delegations are associated with travels that are tiring, and sometimes also combine with devoting a piece of your weekend (as today). To all this, it is necessary to pack and unpack yourself again and again. It's a trifle, but it can be a nuisance.

It is obvious, however, that there is also the other side of the coin. It is not about the hotels themselves, because they are all the same (although I admit honestly that, for example, swimming pool in a hotel is always a nice addition for me). A delegation works great when there is a lot of work and you also have to do it overtime. It allows you to cut off from ordinary, small but time-consuming duties for a few days. You do not need to prepare breakfast - you just go to the hotel restaurant. You do not need to vacuum or take out rubbish - this is the competence of the hotel staff. This does not mean, of course, that you should make a mess, but you can devote your time to something else.

In addition, the delegation makes you feel no loss when you have to work until the evening. There is no thought: "I could go for a walk now, visit X or Y, do this or that." And so it is away, far from home, so you can work from the hotel unscrupulous. In turn when it is not necessary, you can spend the evening with Netflix, Showmax or other such services with a clear conscience, because there is no alternative.

Sometimes you can even use the fact of being somewhere. When last season I was on delegations in Wroclaw and Krakow, in the evenings I was able to meet with my friends living in these cities. Without business trips, meetings with them would require a greater amount of time, and in those situations it was enough to just make an appointment for a specific time, because I was already there. It was really convenient.

Why do I write all this? Most of you are probably people who have just started, are just starting or will soon start their careers. Others may include those who have worked stationary until now, and are now considering change to a job that requires business travel. Some people may wonder what it is like to live out of suitcases and I know a little bit about it. And how is it? As with everything: there are pros and cons. I know people who love delegations and those who are heartily fed up with them. They are differed in life situation, number of trips, but also individual preferences regarding the issues I mentioned above. You need to recognize your approach yourself.

So how is it with you? Do you like delegations? Or maybe you hate them? Would you like to travel at work or do you prefer to avoid it? Let me know if you want.

Song for today? A little sort of classic, which you can find above.

Have a good evening and the whole week!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz