Trochę zajęło mi szukanie dobrego tematu na dzisiejszy wpis. Nie znajdując porządnego pomysłu, postanowiłem spuścić z siebie trochę powietrza i wylać trochę irytacji. Decyzja została już podjęta i choć w międzyczasie pojawiły się ciekawsze idee, to trzeba być konsekwentnym. One zostaną więc na kolejne tygodnie, a dziś będzie o studiach. O studentach, będąc bardziej precyzyjnym. Sesja w trakcie, więc temat bardzo aktualny.
"Moje studia, takie piękne". Ćwiczenia, wykłady, wiadomo. Ostatnio z przewagą tych drugich. Nie są obowiązkowe, to też jasna sprawa. Sporo osób więc nie chodzi i spoko. Ale... Notatki chciałoby się jednak mieć, prawda? Ja jak najbardziej rozumiem, że są różne sytuacje. Są sprawy ważne i ważniejsze. Nie można było być na wykładzie, bo urodziny dziecka, chrześniaka, konieczność pójścia do pracy, wyjazd na cały weekend, choroba czy nawet picie wódki ze szwagrem. Okej, zawsze to jakiś powód. Często bywa jednak tak, że ktoś jest przez cały semestr tylko na jednych zajęciach albo nawet i to nie, a jego jedynym uzasadnieniem za każdym razem jest:
"nie miałem już siły".Ok, nie oceniam. Są różne sytuacje. Może ktoś musi ogarniać chorą babcię, dwójkę dzieci i zarządzać firmą jednocześnie. Różnie bywa. Ale, ale! Pociągnijmy to ciut dalej:
"- Ok, a dlaczego nie miałeś siły? Co się dzieje?
- Nie no, nic. Byłem w pracy przez cały tydzień..."
Nosz, cholera jasna! Rzeczywiście, bardzo zaskakujące na studiach zaocznych. Przecież pozostałe kilkaset osób przez 5 dni w tygodniu siedzi na chacie i się opierdziela, dzięki czemu w weekend na zajęcia przyjeżdża w pełni sił. No nie, nie jest tak. Wiadomo, praca pracy nierówna. Mogę się jednak założyć, że choć może nie mam najbardziej męczącej profesji na roku, to najmniej na pewno też nie i jakoś jednak daję radę. Zrozumiałbym zresztą ten argument, gdyby pojawiał się raz, drugi, ale nie za każdym razem. Potem jest wielkie zdziwienie, że przy ciągłych nieobecnościach ma się problem z zaliczeniem przedmiotów w pierwszym terminie albo w ogóle.
Właśnie, bo to druga kwestia. Trudności z zaliczeniem. Ja jestem zdania, że wystarczy być na zajęciach i choć trochę słuchać, potem powtórzyć całość w domu kilkakrotnie, bez przesady (i to naprawdę bez przesady, bo na za dużo po prostu nie ma czasu - jest jeszcze praca, pomniejsze aktywności, chęć wyspania się chociaż w jakimś przyzwoitym minimum i prowadzenie chociaż namiastki życia rodzinno-towarzyskiego) i większość przedmiotów zda się bez większych problemów. Z takim podejściem moją najgorszą oceną na studiach było jedno, jedyne 3.5, w dodatku z przedmiotu, który dotyczył podatków, więc równie dobrze mógłby być o budowie promów kosmicznych i byłby mi mniej więcej tak samo bliski.
Wiadomo, każdy uczy się inaczej. W grę wchodzą indywidualne predyspozycje i upodobania. Nie danie sobie jednak szansy na posłuchanie tego, co prowadzący ma do powiedzenia, na pewno nie jest krokiem wspomagającym naukę. Jeśli do tego do notatek sięga się dopiero w wieczór przed egzaminem, to nie ma co się dziwić, że potem rezultaty są, jakie są (to znaczy prawie ich nie ma). Zanim następnym razem palniesz, że wcześniej nie miałeś/aś czasu, zastanów się, czy na pewno, czy to jednak nie kwestia tego, jak nim gospodarowałeś/aś. Na dwa tygodnie sesji można może jednak wszystkie inne aktywności zredukować do niezbędnego minimum.
Nie ma to jak miła niedziela!
Niepotrzebnie się denerwuję. To w końcu indywidualna sprawa każdego jak się uczy lub nie uczy. Wkurza mnie jednak marnotrawstwo. Ludzie z mojego roku na dwa lata edukacji wywalają po dziesięć tysięcy polskich nowych złotych. Mnóstwo hajsu, który można by zagospodarować na wiele ciekawych sposób. Czy zależy im na tym, żeby się czegoś nauczyć, wydając te pieniądze? Mam nadzieję, że tak. Za tym muszą jednak iść konkretne działania. Póki co nie ma jeszcze systemu, który sprawiałby, że od razu po zapłacie wiedza sama wpływa do głowy. Jeśli natomiast chodzi o sam papierek magistra i nic więcej, to taniej byłoby go kupić. Serio. Szansa, że kiedyś wyszłoby to na jaw, nie jest znowu taka duża.
Zostawiam Was z tą myślą i z przecudowną piosenką, którą odkryłem przed chwilą:
To by było na tyle. Studentom i niestudentom dobrego tygodnia! Następne wpisy będą już w ciut bardziej uniwersalnej tematyce.
ENG:
It took me a while to find a good topic for today's post. Failing to find a decent idea, I decided to pour some irritation out. The decision has already been made, and although more interesting ideas have appeared in the meantime, I have to be consistent. The ideas will stay for the next weeks, and today's text will be about studying. About students, being more precise. Session in progress, so the topic is very current.
"I did not have strength anymore."Ok, I do not judge. There are different situations. Maybe someone must take care of sick grandma, two children and manage the company at the same time. It happens, I guess. But, but! Let's pull it a bit further:
"- Ok, why did not you have strength? What's happening?
- Nothing. I was at work all week ..."Oh, damn it! Indeed, very surprising at extramural studies. After all, the remaining few hundred people stay at home for 5 days a week and laze, so they are in full strength when the weekend comes. No, it's not like that. I know that one job is uneven to the other. I can bet, however, that although I may not have the most tiring profession among my colleagues, I certainly do not have the least one and somehow I manage. I would also understand this argument if it appeared once or twice, but not every time. Then there is a great astonishment that with continuous absences you have a problem with passing the exams.
It is known that everyone learn differently. Individual predispositions and preferences are at stake. However, without giving yourself a chance to listen to what the lecturer has to say, it is certainly harder. If you read the notes for the first time in the evening before the exam, it is not surprising that the results are what they are (that is, there are almost none). The next time you're going to say that you did not have time before, think about whether or not it is not a question of how you managed it. You could probably reduce all other activities to the necessary minimum for the two weeks of the session.
I'm unnecessarily nervous. In the end, it's an individual matter for everyone how he or she learns or does not learn. It pisses me off, however. People from my year spend ten thousand Polish new zlotys for two years of education. Plenty of money, which could be used in a lot of interesting ways. Do they care to learn something by spending this money? I hope so. It must be however followed by specific actions. So far, there is no system that would make the knowledge flow into your head immediately after payment. If it's only about master's diploma itself and nothing more, it would be cheaper to buy it. Seriously. The chance that it would come to light someday is not so big.
I leave you with this thought and the wonderful song that I discovered a moment ago (you can find it above).
That's it. Have good week, students and the rest! The next entries will be in a more universal theme.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz