Boję się ludzi. Konieczność poznania kogoś nowego, rozpoczęcia rozmowy lub, nie daj Boże, wejścia w nową grupę szczerze i nieodmiennie mnie przeraża. To o tyle zabawne, że w kręgach, w których się obracam, jestem chyba jedną z bardziej towarzyskich osób. Mam na myśli to, że utrzymuję dobry kontakt z ludźmi z rozmaitych środowisk, nawet jeśli w samych środowiskach już nie działam. Zdarza się, że moi różni znajomi, którzy sami potracili już między sobą kontakt, ponownie spotykają się u mnie przy jakiejś okazji.
Może jest tak, że choć obawiam się nawiązywania kontaktów z ludźmi, to potrafię to dobrze robić. Pomaga pewnie to, że raczej ufam ludziom, trudno mnie do siebie zrazić, a jeśli nawet na kogoś się zdenerwuję, to zazwyczaj złość przechodzi mi najwyżej po kilkudziesięciu minutach. Efekt jest taki, że z wieloma poznanymi osobami zapewne już po kilku spotkaniach i rozmowach mógłbym jechać choćby na koniec świata.
Nie zmienia to faktu, że rozmawiając z kimś obcym lub wkraczając w nowe środowisko potwornie się boję. Niby w dupie mam opinie innych na swój temat, ale jednak gdzieś z tyłu głowy plącze się obawa, że nagle wszyscy zaczną ze mnie szydzić. Odczucie to jest tym silniejsze, gdy chodzi o grupę zajmującą się czymś, na czym słabo się znam lub jestem początkujący. To może być zespół redakcyjny, w którym niemal wszyscy poza mną studiują dziennikarstwo lub filologię, ludzie na studiach magisterskich, którzy studiowali ten sam kierunek na licencjacie i znają podstawy, nowa praca czy siłownia.
Właśnie dlatego dzisiaj bardzo się ucieszyłem,
gdy zobaczyłem, że siłownia jest prawie pusta.
gdy zobaczyłem, że siłownia jest prawie pusta.
Najzabawniejsze jest jednak to, że od prawie dwóch lat (z kilkumiesięczną przerwą) pracuję w branży, która niemal co tydzień wymaga poznawania przedstawicieli innego klienta i współpracy z nimi przez kilka dni. Prawie bez przerwy nawiązuję nowe znajomości, rozmawiam z obcymi ludźmi i przez cały ten czas muszę pokazywać swój profesjonalizm i to, że wiem o czym mówię. Co więcej, zatrudniając się wiedziałem, że tak będzie. Temat stresu przy rozmowach z nowopoznanymi ludźmi był poruszany przez managerów, którzy prowadzili moją rozmowę kwalifikacyjną, a konkluzja była taka, że trzeba spiąć dupę i robić swoje (zapewne wyrażono ją innymi słowami).
Może właśnie o to chodzi? Praca wymaga ode mnie ciągłego nawiązywania znajomości, więc robię to. Przez to wychodzi mi to coraz lepiej. Nawet jeśli nie przestaję się bać, to ów strach udaje się zepchnąć tak głęboko, że nie ma on wpływu na moje zachowanie. Potem mija kilka rozmów i obawy całkiem się rozpływają, bo już choć trochę znam danego człowieka. Później przychodzi kolejny tydzień i cały cykl zaczyna się na nowo.
A wy macie jakieś obawy, z którymi codziennie się zmagacie i bez przerwy się przełamujecie? Możecie się tym podzielić w komentarzach lub zamiast tego odnieść do moich lęków. Zachęcam.
Zostawiam Wam fantastyczny utwór, który nie jest nowy, ale na dobre zwróciłem na niego uwagę chyba dopiero dzisiaj:
Dobrego tygodnia i owocnych zmagań z samym sobą!
ENG:
I'm afraid of people. The necessity of meeting someone new, starting a conversation or, God forbid, entering a new group frightens me invariably. It's so funny that in companionships to which I belong, I am probably one of the most social people. I mean that I maintain good contact with people from different backgrounds, even if I am not a part of them anymore. It happens that my various friends who have already lost contact with each other meet again on some occasion organised by me.
It may be that although I am afraid of making contacts with people, I am good at it. It probably helps me that I rather trust people, it's hard to alienate me to someone, and even if I get angry, the anger usually leaves me after a maximum of a few dozen minutes. The result is that with many people I met, I would probably go to the end of the world after just a few meetings and talks.
It does not change the fact that talking to some stranger or entering a new environment is terribly frightening to me. Generally, I don't care about opinions of others about me, but nevertheless, somewhere in the back of my head there is a fear that everyone will suddenly sneer at me. This feeling is even stronger when it comes to groups dealing with something that I do not know well or am a beginner in it. This can be an editorial team in which almost everyone else is studying journalism or philology, people at master's studies who have studied the same things at the bachelor's studies and know the basics. It can also be a group of people in a new job or at the gym.
The funniest thing is, however, that for almost two years (with a few months' break) I have been working in an industry that requires meeting representatives of another client almost every week and working with them for several days. Almost without a break, I make new connections, talk to strangers, and all the time I have to show my professionalism and the fact that I know what I'm talking about. What's more, while recruiting I already knew it would be so. The subject of stress in conversations with new people was discussed by the managers who were conducting my interview, and the conclusion was that I simply should motivate myself and just do it.
Maybe that's what it's about? My work requires me to constantly make connections, so I do it. Because of this, I get better and better in it. Even if I do not stop being afraid, that fear can be pushed so deeply that it does not affect my behavior. Then a few conversations pass and all fears disappear completely, because I start knowing a given man at least a little. Then another week comes and the whole cycle begins again.
Do you have any fears that you are struggling with every day and constantly breaking through them? You can write about them in the comments or refer to my fears instead. I encourage you to do so.
I leave you with a fantastic song, which is not new, but I noticed it today. You can find it above. Have a good week and fruitful struggle with yourself!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz